do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 04 Cień Księżyca
- Kruczy Dwór 03 Krwawy księżyc Geoffrey Huntington
- Około Kułak Doda Księga motyli
- pratchett terry Nomów Księga 3 Odlotu
- Rebecca Hagan Lee Księżniczka
- Carson Aimee Księżyc nad Miami
- Czarny książę Michalak Katarzyna
- Graham Heather_Księżycowa zatoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krzewinie z tymi, co kocham, z tymi, co kochać będę zawsze, o, zaw-
sze! BÄ…dz zdrowa, o moja Wandulu luba! W Krzewinie tylko prawdzi-
we szczęście Malwiny.
List trzeci Malwiny do Wandy
26 grudnia, z Warszawy
Wando, luba Wando! czy sen Å‚udzÄ…cy od wczorajszego dnia mnie
omamia, czyli też urok jakiś zmysły moje oczarował? Co się dzieje ze
mną, ani pojąć samej, ani Ci wyrazić nie jest rzeczą łatwą; taki nieład
w moich myślach panuje, że nawet nie wiem, od czego mam zacząć.
Siostro kochana, troskliwa Twoja przyjazń, która mimo mojej wie-
dzy poznać umiała najskrytsze uczucia serca mego, i teraz może potrafi
na moim postawić się miejscu i domyślić się stanu mojej duszy! Słu-
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
43
chaj tedy, co mnie dziwi, smuci, cieszy, przeraża i jest mi dotąd niepo-
jęte.
Wiesz z ostatniego mego listu, że 20 tego miesiąca poseł francuski
wielki bal miał dawać na obchodzenie nie wiem już jakiej uroczystości.
Wiesz, że publiczność, a damy osobliwie z niecierpliwością dnia tego
czekały spodziewając się młodego księcia Melsztyńskiego, i że Dory-
da, o wszystkich jego krokach dobrze uwiadomiona, jak najwyrazniej
ton powrót zapewniła. Przyszedł ów wieczór nareszcie.
Dzień, co go poprzedzał, niezmiernie długi zdawał mi się; z jakąś
trwogą na ten bal pojechałam, z trwogą weszłam do sali i bardziej z
skłonnością do rozrzewnienia niżeli z nadzieją zabawy. Ale wkrótce
mnogość ludzi, światła, odgłos najweselszej muzyki, a może (bo przed
Tobą próżności mojej zataić nie chcę), może bardziej jak to wszystko
uprzejmy szmer pochwały, z którym mnie przywitano, jakem tylko we-
szła do sali, szare chmury rozpędził, odwagi mi dodał wlewając w ser-
ce tę radość, jakiej zawsze doznaję, gdy rozumiem się być miłą tym, z
którymi się znajduję. Pasja moja do tańca natychmiast się ocknęła. Ta-
neczników wielu się znalazło, którzy się o mnie dobijali, i to mi nie
było markotno, bo Doryda widzieć mogła, żem przecie niezupełnie od
wszystkich opuszczona. Tańcowałam wiele i z dobrego serca, nie my-
śląc już bynajmniej o tym sławnym księciu pułkowniku, któregom
przyjazdu przez pięć dni tak ciekawie oczekiwała. Zaczęli walcować, ja
walcowałam z majorem Lissowskim, który uchodzi tu za najlepszego
tanecznika. Alić hałas jakiś u drzwi się zrobił i te słowa: Otóż on jest,
obietnicy nam przecie dotrzymał, dopiero będzie wesoło różnymi
głosami z okrzykiem były powtórzone. Muzyka przestała, tłum się
otworzył i ja w tym oczekiwanym, ogłaszanym młodym książęciu, w
tym celu zajęcia wszystkich kobiet, w tym wielbicielu, jak mówią,
wdzięków Dorydy postrzegłam, poznałam, kogo... Ludomira! Ach,
Wando! mego niegdyś Ludomira, dziś zaś Ludomira Dorydy, szczęśli-
wej Dorydy! W ten moment wesołość, chęć do tańca, chęć do życia
mnie opuściła. Ani widziałam, ani słyszałam wyraznie, co się koło
mnie działo, w głowie kręcić rai się zaczęło i nie rozumiem, jakim
szczęściem nie zemdlałam. Ni zadziwienia, że w tym świetnym księciu
Melsztyńskim tegoż poznałam Ludomira, którego awanturnikiem nie-
dawno mniemano, ni gniewu, któren fałszywe jego postępki wlać by
były powinne w duszę moją, nic naówczas nie czułam. Pózniej dopiero,
gdym sposobność myślenia odzyskała, byłam w stanie te wszystkie
uczynić uwagi. Ale w pierwszej chwili ta jedyna myśl: Ludomir mnie
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
44
już nie kocha, Ludomir inną kocha, jak ciężki kamień serce moje przy-
gniotła. Stałam wryta, jak posąg bez duszy. Nie wiem, co major Lis-
sowski o mnie pomyślał. Tylem nareszcie z jego mowy usłyszała, że
powtórnie mnie się pytał, czy tańcować już nie chcę, i że nie mógł był
otrzymać odpowiedzi. Te słowa przecież mnie z osłupienia wyrwały.
Złożyłam wszystko na raptowną słabość z gorąca wielkiego pochodzą-
cą i jak najprędzej w kącie najmniej widzianym usiadłam. Rada bym
była natychmiast wyjechać z tego balu, wyjść z tej sali, która przed
kwadransem jeszcze zaiskrzoną wesołym światłem zabawy, teraz cięż-
ką, duszącą powłoką zdawała mi się zaćmioną. Ale, Wando, moc jakaś
ukryta więziła mnie na krześle, gdziem siedziała. Nie mogłam porzucić
miejsca, z któregom Ludomira widziała? I cóż widziałam, niestety?
Ludomira patrzÄ…cego na DorydÄ™, tym samym wzrokiem na niÄ… patrzÄ…-
cego, co niegdyś... Mówiącego do niej z tym uśmiechem, z tym uczu-
ciem... Ach, Wando, czemuż ja nie w Krzewinie? Po cóżem z niego
wyjechała? Czemuż ja nie w odludnym Głazowie? Spokojne dni Gła-
zowa, jakżeście daleko od Malwiny? Pierwsze kroki, którem w ten
wielki świat uczyniła, żalem i boleścią są naznaczone. Ale, Wando,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]