do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 04 Cień Księżyca
- Kruczy Dwór 03 Krwawy księżyc Geoffrey Huntington
- pratchett terry Nomów Księga 3 Odlotu
- Rebecca Hagan Lee Księżniczka
- Carson Aimee Księżyc nad Miami
- Czarny książę Michalak Katarzyna
- Graham Heather_Księżycowa zatoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawyków i upodobań. Po chwili Kobieta - Góra powróciła.
- Niech wejdzie.
Położyłam plecak na podłodze obok rzezbionej garderoby.
W drzwiach pokoju stanął niewysoki, drobny mężczyzna
około siedemdziesiątki i wyciągnął do mnie rękę.
Przywitaliśmy się.
- Napije się pani kawy? - spytał i jakimś cudem
wyczułam, że on chce, żebym się napiła kawy.
- Dziękuję, chętnie.
- Zrób kawy, Wandziu - polecił Kobiecie - Górze.
- Tak, a potem mu serce będzie biło.
- Póki bije, to nie Wandzi zmartwienie. Proszę - zaprosił
mnie gestem do pokoju.
Wandzia, mamrocząc pod nosem, udała się do kuchni. A
więc to służąca. Super, nigdy w życiu nie widziałam
prawdziwej służącej. Chyba tylko tu, w Krakowie, można
jeszcze spotkać taki zabytek. Słodkie, zwiewne imię Wandzia
pasowało do niej jak pięść do nosa, kwiat do kożucha, było
niczym lśnienie perły rzuconej przed wieprza. Z tonu, jakim
do siebie przemawiali, zorientowałam się, że tych dwoje
wojuje ze sobÄ… od lat. I pewnie profesor trochÄ™ siÄ™ jej boi - jest
dwa razy mniejszy od niej.
Pokój, do którego weszliśmy, był gabinetem, takim, jakie
widuje się już tylko w filmach o życiu wyższych sfer. Ciężkie
zasłony, dwie identyczne biedermeierowskie biblioteki
wypchane książkami, duże biurko w tym samym stylu,
skórzane fotele i niski okrągły stolik z blatem z czerwonego
marmuru. Hm. Z Załuża na takie salony... pewnie w swoim
czasie ożenił się właściwie.
Profesor wskazał mi fotel, sam usiadł za biurkiem.
Przyglądał mi się ciekawie, otwarcie, mogłabym rzec -
obcesowo.
- A więc Stach już nie żyje - powiedział w końcu. - Kiedy
to się stało?
- Przed miesiącem. Miał zawał.
- Zawał - mruknął wieloznacznie i pokręcił głową. Być
może pożałował, że postawił się Wandzi i zażądał kawy. -
Dlaczego pani chciała się ze mną zobaczyć? Mówił pani coś o
mnie?
- Nie, nie. Nigdy. Po jego śmierci porządkowałam papiery
i natrafiłam na to - wyjęłam z torebki list i położyłam przed
nim na biurku.
Nasadził okulary i przysunąwszy sobie list, zagłębił się w
czytaniu. Czytał powoli, uważnie, jakby przychodziło mu z
trudem odcyfrowanie własnego pisma. Kiedy skończył,
odwrócił kartkę i przeczytał list raz jeszcze. Chwilę dumał, nie
podnoszÄ…c wzroku, potem zsunÄ…Å‚ okulary na koniec nosa i
wbił we mnie przenikliwe spojrzenie błękitnych, spranych
oczu.
- Pamiętam - rzekł krótko.
Zmieszałam się. Najwyrazniej nie był rozmowny, trudno
będzie cokolwiek z niego wyciągnąć. Tym trudniej, że nie
potrafiłam sprecyzować, czego tak naprawdę chcę się
dowiedzieć. Na szczęście w tym momencie do gabinetu
wtoczyła się Wandzia z tacą i profesor przestał się we mnie
wgapiać.
- Proszę, proszę. Przekona się pani, że Wandzia piecze
najlepsze ciasteczka w całym Krakowie, a może i w całej
południowej Polsce.
Wandzia spojrzała na mnie groznie. Nie bez przyczyny, bo
te najlepsze w południowej Polsce ciasteczka, to były
zwyczajne pieguski", po dwa sześćdziesiąt paczka. Puściłam
do niej oko, a ona udała, że tego nie widzi, i się wyniosła.
- Napisał pan w tym liście objawy schizofrenii" -
powiedziałam, nalewając profesorowi kawę do filiżanki. - Czy
pamięta pan, jakie to były objawy?
- Głosy. Zdawało jej się, że słyszy głosy. - Zamilkł na
moment, a potem dodał z nutą zdumienia w głosie: - Pani jest
do niej bardzo podobna, wie pani o tym? Przeszły mnie ciarki.
- Tak, wiem. Obawiam się, że ona... że popełniła
samobójstwo.
- CoÅ› podobnego... Jest pani pewna?
- Nie. Niczego nie jestem pewna. Ale wiele wskazuje na
to, że jednak...
- Proszę mówić, słucham.
- Niedługo po tym - wskazałam leżący na biurku list - ona
nas porzuciła, tatę i mnie. Wyjechała do Poznania i nigdy już
jej nie widziałam. - Nie miałam zamiaru wspomnieć o moim
spotkaniu z mamą po jej śmierci, zbyt łatwo byłoby mu
odstawić mnie do czubków. - Zmarła osiemnaście lat temu i
mam podstawy sądzić, że popełniła samobójstwo. Nie wiem,
dlaczego moi rodzice się rozstali... w ogóle niewiele o nich
wiem. Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś od pana.
Profesor pokręcił głową.
- Nie potrafię pani tego objaśnić. Stach przyjechał wtedy
natychmiast - stuknął palcem w list - i zabrał was obie do
Wrocławia. Miał do mnie napisać, ale nie napisał.
- I nigdy więcej nie spotkaliście się?
- Nie. Zresztą i przedtem nie widzieliśmy się od
zakończenia wojny, a w Sanoku spotkaliśmy się przypadkiem.
Byłem tam krótko, na urlopie. Miałem jeszcze matkę w
Załużu.
Kiwałam leciutko głową, żeby zachęcić go do dalszego
mówienia, ale on umilkł i po chwili też zaczął leciutko kiwać
głową. O rany...
- Poznaliście się w czasie wojny, prawda?
- Nie, chodziliśmy do tego samego gimnazjum przed
wojną. Stach był o rok wyżej, tak że ja go pamiętałem dobrze,
a on mnie tak sobie. Tyle że z widzenia. Wie pani jak to jest,
starsi nie zwracają uwagi na kotów. A pózniej, w
czterdziestym trzecim, spotkaliśmy się w lesie. - Poprawił się
na krześle, zdjął okulary i starannie je przetarł. Sprawiał
wrażenie, jakby zastanawiał się, czy mówić dalej, czy nie, w
końcu zdecydował się zamilknąć.
Nie zamierzałam dać za wygraną.
- Proszę mi opowiedzieć o nim. Jaki był?
- O... był bardzo odważny. Wręcz... Pani wie, co stało się
z jego rodzicami?
- Tak, wiem.
- Kiedy przyszła wiadomość o tym, coś się w nim
wywróciło, o mało nie oszalał. Strach było spojrzeć mu w
oczy. Każdy... no, prawie każdy kocha swoich rodziców, ale
on ich wręcz wielbił. I siostrzyczkę... miała dopiero pięć lat!
Nie osiÄ…gnÄ…Å‚ jeszcze wieku, kiedy nabiera siÄ™ dystansu do
rodziców i zaczyna patrzeć na nich krytycznie, miał
siedemnaście lat. Za dużo, żeby nie rozumieć, za mało, żeby
przyjąć to tak, jak przyjmują nieszczęście ludzie dojrzali, z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]