do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 04 Cień Księżyca
- Kruczy Dwór 03 Krwawy księżyc Geoffrey Huntington
- Około Kułak Doda Księga motyli
- Rebecca Hagan Lee Księżniczka
- Carson Aimee Księżyc nad Miami
- Czarny książę Michalak Katarzyna
- Graham Heather_Księżycowa zatoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypominałoby okna lub drzwi. Miał tyle samo otworów co jajko.
Masklin zaś czuł, że mózg mu się kotłuje - zawsze uważał ludzi za w miarę
inteligentnych (nomy bądz co bądz były inteligentniejsze, a szczury niegłupie). Można było
się nawet zgodzić, że lisy mają szczyptę inteligencji. Skoro na świecie było jej tyle, że
starczyło dla lisów, to i ludziom musiało się coś dostać. To, z czym się teraz zetknął, było
czymś więcej niż inteligencją.
Przypomniał sobie książkę Podróże Guliwera , która była dla nomów podwójnym
zaskoczeniem. Raz z uwagi na to, co opisywała, a dwa - gdy się okazało, że to wszystko było
wymyślone. W Sklepie było sporo takich książek. Zawsze zresztą przysparzały nomom masę
kłopotów. Widocznie z jakichś powodów ludzie musieli czytać nieprawdę.
Nigdy nie wierzyli, że nomy istnieją, ale chcieli w to wierzyć - i to było najbardziej
zaskakujÄ…ce.
- Powiedz mu, że muszę się dostać na statek - polecił wreszcie.
Gdy Rzecz skończyła buczeć, Wnuk Richard odszepnął, co przypominało solidną
wichurÄ™.
- Mówi, że jest za dużo ludzi.
- Swoją drogą, to co oni wszyscy tu robią? - zdziwił się Masklin. - Dlaczego się nie
bojÄ…?!
Odpowiedz Wnuka Richarda przypominała kolejną wichurę.
- On mówi, że myślą, że lada chwila przybysze z innej planety wyjdą, żeby z nimi
porozmawiać.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Może nie chcą być sami.
- Przecież wewnątrz nikogo nie ma! To nasz statek i...
Nagle coś zawyło.
I to tak, że wszyscy zatkali sobie uszy.
Po czarnym kadłubie przemknęły wielobarwne wzory świetlne najpierw w jedną
stronę, potem w drugą. A potem zniknęły.
Za to zawyło ponownie.
- Tam nikogo nie ma, prawda? - upewnił się Masklin. - %7ładnych hibernowanych czy
mrożonych nomów, ani niczego?
Niedaleko czubka statku otworzyła się prostokątna klapka, coś zaszumiało i z otworu
wystrzelił płomień czerwonego światła, który zapalił kępę zarośli kilkaset jardów od burty.
Ludzie zaczęli uciekać.
Statek uniósł się kilka stóp, kołysząc się alarmująco, po czym szarpnęło nim w bok.
Znieruchomiał na moment i wystrzelił prosto w górę. Zatrzymał się dość wysoko, po czym
fiknął koziołka. I zawisł bokiem w dół. Wreszcie opadł z powrotem i wylądował. W ogólnym
rozumieniu tego słowa, z jednej bowiem strony dotknął ziemi, a druga pozostała nieco wyżej,
opierajÄ…c siÄ™ na... niczym.
Na koniec statek odezwał się głośno.
Dla ludzi musiało to brzmieć jak nieco zwariowany szczebiot.
W rzeczywistości dało się słyszeć:
- Przepraszam!... Mówiłem przepraszam , no nie?... To jest mikrofon?... Nie mogę
znalezć guzika otwierającego te przeklęte drzwi... spróbujmy tego...
Otworzyła się inna klapa odsłaniająca prostokątny otwór, z którego wylało się błękitne
światło.
I ponownie ryknął dziwnie znajomy głos:
- Mam! - Potem coś załomotało głucho, jakby ktoś pukał w mikrofon, nie mając
pewności, czy działa. - Masklin, jesteś tam?
- To Angalo! - domyślił się Masklin. - Nikt inny tak nie prowadzi! Powiedz Wnukowi
Richardowi, że muszę się dostać na statek. Proszę!
Gdy Rzecz skończyła, Wnuk Richard przytaknął.
Ludzie kręcili się w pobliżu statku, nie bardzo wiedząc, co robić, gdyż drzwi były za
wysoko, by mogli ich dosięgnąć. Masklin złapał się kurczowo swetra, gdy Wnuk Richard
energicznie przepychał się wśród zamieszania.
Statek znowu zawył.
- Tego... - Angalo najwyrazniej mówił do kogoś innego. - Nie jestem pewien tego
guzika... może to jest...co?... Pewnie, że go nacisnę, niby dlaczego nie? Jest koło tego, co
otwiera drzwi, to musi być bezpieczny... Słuchaj, zamknij się, dobrze?
Z otworu opadła na ziemię srebrzysta rampa. Była wystarczająco szeroka, by mógł po
niej wejść człowiek.
- A widzisz? - ucieszył się Angalo.
- Rzecz, możesz pogadać z tym maniakiem? - zaniepokoił się Masklin. - To jest z
Angalem. Powiedz mu, gdzie jestem i że próbuję dostać się na statek...
- Nie mogę, bo właśnie odciął łączność. Naciska przypadkowo i przestawia wszystko,
czego zdoła dosięgnąć. Należy tylko mieć nadzieję, że nie naciśnie tego, czego nie trzeba.
- Mówiłaś, że możesz powiedzieć statkowi, co ma robić?!
- Ale nie wtedy, kiedy jest na nim choćby jeden nom. I nie mogę mu zakazać zrobić
czegoś, co kazał mu zrobić nom. Na tym polega bycie maszyną - wyjaśniła Rzecz zgryzliwie.
Wnuk Richard pchał się z determinacją, ale ponieważ wszyscy się pchali, tylko każdy
w inną stronę, niesporo mu szło. W dodatku wszyscy krzyczeli - i znów każdy co innego.
Masklin westchnÄ…Å‚.
- Poproś go, żeby mnie postawił na ziemi - polecił i dodał: - Tylko potem powiedz
dziękuję . I powiedz... że byłoby miło, gdybyśmy mogli więcej porozmawiać.
Rzecz powiedziała.
Wnuk Richard wyglądał na zaskoczonego.
Rzecz powiedziała jeszcze coś.
Dłoń Wnuka Richarda uniosła się i skierowała ku Masklinowi.
Był to jeden z tych przerażających momentów, które Masklin miał na prywatnej
czarnej liście, i musiał przyznać, że bierne czekanie, aż człowiek go złapie, było gorsze
zarówno od samodzielnej jazdy wierzchem na lisie, jak i kierowania ciężarówką czy lotu
gęsią. Gdy olbrzymie paluchy ujęły go w pasie, zamknął oczy.
- Masklin?! - zawył statek. - Jak ci się coś złego stanie, to będą kłopoty! Ostrzegam!
Wnuk Richard złapał go delikatnie, jak coś niezwykle cennego i kruchego, i powoli
opuścił na ziemię. Masklin otworzył oczy, gdy na niej stanął, i stwierdził, że znajduje się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]