do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 04 Cień Księżyca
- Kruczy Dwór 03 Krwawy księżyc Geoffrey Huntington
- Około Kułak Doda Księga motyli
- pratchett terry Nomów Księga 3 Odlotu
- Rebecca Hagan Lee Księżniczka
- Carson Aimee Księżyc nad Miami
- Czarny książę Michalak Katarzyna
- Graham Heather_Księżycowa zatoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
momencie pęka obiektyw aparatu i roztrzaskuje się na proszek. Sara krzyczy, puszcza aparat i patrzy na niego w
oszołomieniu. Otwiera usta i łzy napływają jej do oczu. Podbiegają do niej wystraszeni rodzice, a ja stoję tam w szoku
jak skamieniały Nie wiem, co robić. Jest mi strasznie przykro z powodu aparatu i dlatego, że Sara to przeżywa, ale też
cieszę się jak diabli, bo wreszcie objawiła się moja telekineza. Czy będę umiał nad nią panować? Henri, kiedy się
dowie, oszaleje z radości. Henri. Wraca panika. Zaciskam dłonie w pięści. Muszę się stąd zmyć. Muszę go znalezć.
Jeśli dopadli go Mogadorczycy, choć mam nadzieję, że nie, zatłukę wszystkich po kolei, żeby go uwolnić.
Myśląc szybko, podchodzę do Sary i odciągam ją od rodziców, którzy oglądają aparat, chcąc zrozumieć, co się stało.
- Właśnie dostałem wiadomość od Henriego. Strasznie mi przykro, ale muszę iść.
Jest zdezorientowana, patrzy to na mnie, to na rodziców.
- Wszystko z nim dobrze?
- Tak, ale naprawdę muszę iść, on mnie potrzebuje.
Kiwa głową i delikatnie się całujemy Mam nadzieję, że nie po raz ostatni.
Dziękuję jej rodzicom, braciom i siostrze i wychodzę, nie dając im czasu na zbyt dużo pytań. Przechodzę przez dom
do drzwi frontowych i tuż za progiem rzucam się do biegu. Wracam ta samą drogą, trzy- i mając się z dala od głównej
szosy biegnąc przez las. Jestem w domu I po kilku minutach. Już z podjazdu słyszę, jak Bernie Kosar skrobie 1 w drzwi.
Jest wyraznie niespokojny, jak gdyby on też wyczuwał, że coś jest nie w porządku. Idę prosto do swojego pokoju.
Wyjmuję z plecaka kartkę z telefonem i adresem, którą zostawił mi Henri. Wybieram numer. Przepraszamy, wybrany
abonent jest niedostępny lub numer jest nieczynny". I Patrzę na kartkę i próbuję jeszcze raz. Ten sam komunikat. -
Szlag! - wrzeszczę. Kopię w krzesło, które leci przez kuchnię do dużego pokoju. Wchodzę do swojej sypialni.
Wychodzę. Wracam z powrotem. Patrzę w lustro. Mam czerwone oczy, nabrzmiałe łzami, ale żadna nie spada. Trzęsą
mi się ręce. Pożera mnie złość, furia i potworny strach, że Henri nie żyje. Zaciskam powieki i wpycham cały gniew w
głąb żołądka. Po chwili z nagłym wrzaskiem otwieram oczy, wyrzucam ręce w kierunku lustra i szkło się roztrzaskuje,
choć stoję trzy metry dalej. Przyglądam się. Większa część lustra nadal trzyma się ściany. To, co wydarzyło się u Sary,
nie było czystym przypadkiem. Patrzę na rozkruszone szkło na podłodze. Wyciągam przed siebie rękę i koncentrując
się na jednym pojedynczym odłamku, próbuję nim poruszyć. Kontroluję oddech, ale cały strach i gniew we mnie tkwi.
Strach jest zbyt prostym słowem. Groza. Właśnie ją czuję.
Na początku odłamek się nie porusza, dopiero po piętnastu sekundach zaczyna drżeć. Najpierw powoli, potem
szybko. I wtedy sobie przypominam. Henri mówił, że zwykle to emocje wywołują dziedziczne moce. Wytężam siły, by
podnieść kawałeczek szkła. Kropelki potu występują mi na czoło. Skupiam w sobie całą energię, wszystko, co mam, i
wszystko, czym jestem, niezależnie od wszystkiego, co się dzieje. Strasznie ciężko jest oddychać. Powoli, bardzo
wolno odłamek szkła zaczyna się unosić. Centymetr po centymetrze. Jest pół metra nad podłogą, coraz wyżej, moja
wyciągnięta prawa ręka unosi się wraz z nim, aż szkiełko osiąga poziom oczu, i wtedy je zatrzymuję.
Gdyby tak Henri mógł to widzieć, myślę. I raptownie, w oszołomieniu nowo odkrytą radością, wraca panika i strach.
Patrzę na odłamek, na to, jak odbija się w nim boazeria, wyglądając w szkle staro i krucho. Drewno. Stare i kruche. I
nagle moje oczy otwierają się szerzej niż kiedykolwiek dotąd w całym moim życiu.
- Kuferek!
Henri powiedział tak: Tylko my dwaj możemy go wspólnie otworzyć. Chyba że umrę, wtedy będziesz mógł zrobić
to sam".
Upuszczam szkiełko i gnam do sypialni Henriego. Kuferek leży na podłodze przy jego łóżku. Chwytam go, biegnę
do kuchni i stawiam na stole. Kłódka w kształcie loryjskiego godła patrzy mi w twarz.
Siadam przy stole i wpatruję się w kłódkę. Drży mi warga. Staram się zwolnić oddech, ale to na nic; pierś mi faluje,
jakbym przebiegł na czas z piętnaście kilometrów. Boję się poczuć w dłoni cichy trzask. Biorę głęboki oddech i
zamykam oczy.
- ProszÄ™, nie otwieraj siÄ™.
Chwytam kłódkę. Zciskam tak mocno, jak tylko mogę, na wstrzymanym oddechu, z mgłą w oczach, mięśniami
przedramienia napięty mi do ostateczności. Czekając na trzask. Trzymając kłódkę i czekając na trzask.
Nie ma trzasku.
Daję sobie spokój i wiotczeję na krześle, chowając głowę w rękach. Iskierka nadziei. Przeczesuję rękami włosy i
wstaję. Na kuchennym blacie półtora metra dalej leży brudna łyżeczka. Skupiam się na niej, omiatam dłońmi swoje
50
ciało i łyżeczka zaczyna latać. Henri byłby taki szczęśliwy. Henri, myślę, gdzie jesteś? Gdzieś jesteś i ciągle żyjesz. I ja
mam zamiar cię stamtąd wyciągnąć.
Wybieram numer Sama, jedynego przyjaciela oprócz Sary, jakiego mam w Paradise, jedynego w swoim życiu,
prawdę mówiąc. Odbiera po drugim sygnale.
- Halo?
Zamykam oczy i skubię brzeg nosa. Nabieram głęboko powietrza. Drżączka wróciła, jeśli w ogóle choć na moment
ustała.
- Halo? - powtarza.
- Sam.
- Hej... Ale masz głos. Wszystko w porządku?
- Nie. PotrzebujÄ™ twojej pomocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]