do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Wirtemberska, księżna Maria Malwina, czyli domyślność serca
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 04 Cień Księżyca
- Kruczy Dwór 03 Krwawy księżyc Geoffrey Huntington
- Około Kułak Doda Księga motyli
- pratchett terry Nomów Księga 3 Odlotu
- Rebecca Hagan Lee Księżniczka
- Carson Aimee Księżyc nad Miami
- Czarny książę Michalak Katarzyna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ukrywanym rozczarowaniem. Oto drastyczny przykład,
jak łatwo utracić kobiece łaski. Jeszcze niedawno był
półbogiem, a teraz okazał się niewdzięcznikiem. I
wszystko w ciągu jednego popołudnia. Ashdowne był
bardzo niezadowolony z siebie. Nie dość, że nie odwiódł
Georgiany od szalonego zamiaru, to jeszcze z powodu
swego rozsądku stracił u niej wszelkie względy.
Najgorsze zaś, że ta pannica zamierzała wedrzeć się do
cudzego domu, wszystko jedno - z nim czy bez niego.
- W porządku - powiedziała, najwyrazniej błędnie
interpretując jego przerażoną minę. - Rozumiem.
Mężczyzna o pańskiej pozycji, markiz, nie powinien
angażować się w takie niestosowne przedsięwzięcie.
Ashdowne może w końcu odzyskałby równowagę,
gdyby Georgiana współczująco nie pogładziła go po
ramieniu. Dotyk jej drobnej, delikatnej ręki i smutek
bijący z oczu zrobiły jednak swoje. Pomyślał o
rozmaitych niemoralnych czynach, z których znani byli
członkowie klasy wyższej. Przypomniał sobie uwiedzenia,
hazard, pojedynki i wiele innych spraw, a przy okazji
mimo woli wspomniał własną, bynajmniej nie świetlaną
przeszłość.
Wybuchnął śmiechem i śmiał się tak długo i głośno,
że Bertrand podniósł głowę znad posiłku, a Finn, który
bez wątpienia podsłuchiwał pod drzwiami, wszedł do
salonu sprawdzić, co opętało jego chlebodawcę.
Georgiana natomiast zupełnie nie przejęła się jego
zachowaniem, tylko skupiła się na faktach.
- Czy to znaczy, że pan mi jednak pomoże? - spytała z
nadziejÄ….
W przerwach między salwami śmiechu Ashdowne
skinął głową, chociaż żaden człowiek przy zdrowych
zmysłach nie wziąłby udziału w pomysłach Georgiany, a
już na pewno nie w tym, który niechybnie musiał
doprowadzić do gigantycznej klęski. Jestem chyba
przeklęty, pomyślał markiz, ale nawet to stwierdzenie nie
przywołało go do rozsądku. Jak lecąca do światła ćma
zmierzał prosto ku zgubie.
ROZDZIAA SZÓSTY
Pożegnali się z Bertrandem w pijalni. Wprawdzie
Ashdowne ostrożnie się temu sprzeciwił, ale Georgiana
nie miała zamiaru zgodzić się na udział brata w
śledztwie. Owszem, kochała go, ale nie był to człowiek, z
którym można by oddawać się ćwiczeniom umysłu.
Bertrand zawsze robił tylko tyle, ile naprawdę musiał, bo
gdyby miał zrobić nieco więcej, uważałby to za
niepotrzebne trwonienie energii. Jedynie sprawy
związane z rodzinnym gospodarstwem wywoływały w
nim nieco żywsze reakcje, dlatego powszechnie widziano
w nim następcę ojca.
Z punktu widzenia Georgiany Bertrand był jednak
zupełnie bezużyteczny, więc pomimo sprzeciwów
Ashdowne'a stanowczo odmówiła przywołania brata z
powrotem.
- On by tylko przeszkadzał - powiedziała, kręcąc
głową. - Poza tym nie potrzebujemy przyzwoitki na
zwykłym spacerze.
Włamanie do cudzego domu stanowiło naturalnie
odrębny temat, o tym jednak nie mogli rozmawiać w
publicznym miejscu. Oboje więc szli w milczeniu, chociaż
Ashdowne uniesieniem brwi wyraził swoje wątpliwości
co do tego, czy spacer bez przyzwoitki naprawdę mieści
się w zasadach dobrych obyczajów. Georgiana zbyła jego
wahania energicznym ruchem głowy, nie miała bowiem
zamiaru przejmować się pozorami w sytuacji, gdy
należało skupić się na śledztwie.
Prawdę mówiąc, Ashdowne okazywał się
rozczarowująco przyziemny. Przez chwilę zwątpiła nawet
w to, że zechce jej towarzyszyć, i musiała bardzo się
starać, żeby ukryć zawód. Chociaż rozumiała jego racje,
spodziewała się nieco więcej entuzjazmu dla swego
planu.
Gdy wreszcie Ashdowne zgodził się wziąć udział w
tym ryzykownym przedsięwzięciu, posprzeczali się o
termin. Georgiana naturalnie uważała, że trzeba działać
pod osłoną nocy, ale ku jej głębokiej irytacji Ashdowne
stanowczo się temu sprzeciwił. Dopiero gdy spytał ją
wprost, jak mają cokolwiek znalezć po ciemku, ustąpiła i
zgodziła się włamać do domu Hawkinsa w biały dzień.
Gdy Ashdowne podsunął jej myśl, że w słoneczne
popołudnie niewielu ludzi siedzi w domu, więc nikt nie
powinien zauważyć włamania, wbrew sobie pomyślała, że
zapewne markiz ma jednak rację. Może wydała o nim
zbyt pochopny sąd, wyglądało bowiem na to, że do
czekajÄ…cego ich zadania odnosi siÄ™ z wielkÄ… powagÄ….
Porwana nową falą entuzjazmu, odnalazła adres pana
Hawkinsa w księdze, do której wpisywali się wszyscy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]