do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 118 Nieodparty urok
- Conrad Linda Dynastia Danforthów 09 Prawo miłości
- Domińczak Andrzej Bez miłosierdzia. Jana Pawła II wojna z ludźmi
- Bucheister Patt Na tropie miłości (W namiętnej pogoni)
- 0281. Jordan Penny Stara miłość nie rdzewieje
- 0065. James Ellen Zatoka miłości
- 1014. Schield Cat Miłosne porachunki
- Ransom S.C Błękitna miłość 02 Błękitna magia
- Gordon Lucy Magia miłości
- 54.Lennox Marion Niewolnica buszu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lo2chrzanow.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlaczego nie? - zdumiał się Brendan. - Rodzice zawsze układali je pod
choinkÄ….
- Dopiero kiedy skończyłeś dwanaście lat - przypomniała mu Sonia. -
Merryn ma rację. Dla dzieciaków to będzie pokusa nie do odparcia. No i
nie za-
188
GWIAZDKA MIAOZCI
pominaj, że Zwięty Mikołaj przybywa w środku nocy. Chyba że... -
Popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.
- O, nie! - Potrząsnął głową. - Jeśli myślisz o tym, co ja, to nie ma mowy!
- Przecież nawet nie wiesz...
- Ależ wiem! I za żadne skarby nie przebiorę się za Zwiętego Mikołaja!
Musicie namówić na tę przyjemność Raya albo Dawida. O, albo Steve'a -
zaproponował i popatrzył znacząco na Merryn. - Jeśli chce wejść do
rodziny, musi na to zapracować.
- Rzeczywiście, mogę go o to poprosić - zastanawiała się głośno Sonia. -
Ale nie, to niemożliwe. Dzwonił wczoraj, żeby mnie zawiadomić, że nie
przyjdzie. Akurat w święta ma dyżur. - Teraz ona spojrzała na Merryn.
Merryn miała dość tych znaczących spojrzeń. Postanowiła opuścić
towarzystwo, nie zdążyła jednak się odezwać, kiedy Brendan spojrzał na
nią czujnie, zerknął na zegarek, a potem wstał i podał jej rękę.
- Na ciebie już czas. Wiem, że jeszcze wcześnie, ale nie codziennie traci
się przytomność w wypadku.
- Tak, powinnaś odpocząć - poparła go Sonia. Merryn przyjęła jego dłoń i
pozwoliła podnieść się
z kanapy.
- Dziękuję, po schodach wejdę sama - zapewniła opanowanym głosem. -
Całkiem dobrze się czuję.
Jednak Brendan poszedł za nią do samych drzwi. Gdy zaś zwróciła się ku
niemu niepewnie, kładąc rękę na klamce, powiedział czule:
189
- Musisz być bardzo zmęczona - i delikatnie dotknął jej twarzy.
- To był...
- Ciężki dzień?
- Nie to chciałam powiedzieć. - Nerwowo splotła dłonie. - Dzień był
wspaniały. Dziękuję ci za obiad. I kolację.
- Merryn? - Zmarszczył brwi. - Próbujesz mi coś powiedzieć?
- Niby co?
- Nie wiem. - PrzesunÄ…Å‚ palcami po jej policzku. - Sama musisz mi to
wyznać.
Wyznać? Trafne określenie...
Najbardziej chciałaby mu wyznać, że było jej dziś z nim... miło, uroczo,
wspaniale; poprosić, żeby z nią został, żeby znów ją objął, utulił do snu. A
kiedy się zbudzi i poczuje lepiej - żeby kochał się z nią długo i czule. I
żeby potem zabrał ją ze sobą, gdzie tylko zechce. Przecież przy nim
wszędzie by wytrzymała.
- Merryn?
- Tak?
- Może... przebierz się w piżamę, a ja ci coś przyniosę.
- Nie.
- Nie kłóć się ze mną. - Pogroził jej żartobliwie palcem, po czym odwrócił
się na pięcie i odszedł.
Kiedy wrócił z tabletką i szklanką ciepłego mleka, leżała już w łóżku, w
wiśniowej jedwabnej piżamie z białym oblamowaniem.
- Dostałem to od Soni. - Postawił szklankę na sto-
190
GWIAZDKA MIAOZCI
liku przy łóżku i podał jej tabletkę. - Złagodzi ból głowy.
- Nie zmartwiłeś jej niepotrzebnie? To tylko reakcja na stres.
- Nie, nie zmartwiłem. A poza tym coś mi się zdaje, że to nie tylko stres. -
Popatrzył na nią uważnie. - Przepraszam, jeśli to, co powiedziałem o
Steve'ie, cię zirytowało. - Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a on
roześmiał się, widząc jej minę. - Jesteś zaskoczona, że cię przepraszam?
- Bardzo - przyznała szczerze.
- Wiem. Chyba sam sobie nie zdajÄ™ sprawy, jaki jestem arogancki. Tylko
że to tak trudno nad sobą zapanować. Kiedy przyglądałem się dzisiaj
tobie, dotarło do mnie w końcu...
- Co takiego? %7łe wydoroślałam?
- No, cóż. To prawda. - Dotknął palcami prześcieradła. - Zmieniłaś się,
usamodzielniłaś, wypiękniałaś. Doskonale sobie radzisz. Nie mam prawa
krytykować twoich decyzji i wtrącać się w twoje sprawy. - Podniósł
wzrok i zajrzał w jej oczy. - Właśnie to sobie dzisiaj uświadomiłem.
- Bren... - zaczęła, ale słowa, które tak bardzo chciała wypowiedzieć,
uwięzły jej w gardle. Jeśli zdradziłaby mu swoje uczucia, a on by jej
odrzekł, że nigdy nie myślał o niej jako o swojej przyszłej żonie, wszy-
stko między nimi by się skończyło.
- SÅ‚ucham ciÄ™, Merryn...
- Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje, ale obiecuję, że jutro dojdę do
siebie.
191
Wziął głęboki oddech, jakby chciał powiedzieć jej coś ważnego, ale w
ostatniej chwili chyba zrezygnował, bowiem poprosił tylko:
- Wypij mleko. - Gdy zaś posłusznie przechyliła szklankę i połknęła
tabletkę, dodał z opiekuńczym uśmiechem: - Zpij słodko - i zamknął za
sobą drzwi, zgasiwszy uprzednio światło.
Merryn czuła, jak do oczu cisną się jej łzy, mimo to zasnęła szybko. Tuż
przed północą obudziła się jednak
- w gardle czuła suchość, a serce waliło jej jak młotem. Powrócił dawny
koszmar, który nie śnił się jej od lat, a w którym widziała śmierć rodziców
w wypadku samochodowym. Odrzuciła pościel, podbiegła do drzwi i
zbiegła szybko po schodach, chcąc jak najdalej uciec przed okropnymi
obrazami. W salonie paliło się światło, więc wbiegła tam i wpadła prosto
w objęcia Brendana.
- Merryn! - Przytulił ją do siebie. - Co się stało? Chyba nie wróciły dawne
koszmary?
- Och, Bren... - W jego ramionach drżała jak liść.
- Pamiętałeś. Nie śniło mi się to od lat.
- Ciii... Uspokój się, biedne maleństwo - wyszeptał. - To pewnie przez ten
dzisiejszy wypadek. Cholera, dlaczego tego nie przewidziałem? - dodał,
wyraznie zły na siebie.
- To nie twoja wina - odparła i przytuliła policzek do jego piersi.
Gładził ją po głowie, a dotyk jego dłoni i ciepło silnego ciała stopniowo
łagodziły wstrząs. Merryn przestała drżeć i oddychała teraz równo,
spokojnie. Zdołała nawet zapytać:
192
GWIAZDKA MIAOZCI
- Co tu robisz tak pózno w nocy?
- Nic takiego.
- Po prostu grzecznie sobie siedzisz? To do ciebie niepodobne.
- Czyżby?
Uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego ostrożnie.
- Takiego Brendana Greya nie znałam. Zmarszczył brwi, a potem
naturalnym ruchem pocałował ją w usta.
- Naprawdę byłem takim rozrabiaką?
- Nie byłeś rozrabiaką, ale zawsze rozpierała cię energia. Dziwię się, że
nie wróciłeś na przykład do żadnego z dawniej uprawianych sportów.
Roześmiał się, ale zaraz spoważniał.
- Chcę ci coś powiedzieć, Merryn. Zastanawiałem się ostatnio, czy nie
zmienić rezerwacji.
- Chcesz wcześniej wyjechać? - zapytała z nieskrywanym żalem. - Och,
nie!
- Twoim zdaniem to nie jest dobry pomysł? Zagryzła wargę.
- Przecież Sonia... Chyba nie wyjedziesz przed świętami? Przecież...
- Oczywiście, że nie. Ale nic jej nie mów. Nic jeszcze nie zdecydowałem.
- Och, Bren, tak bardzo bym chciała ci pomóc. Popatrzył na nią i
uśmiechnął się smutno.
- Niestety, Merryn, akurat ty nie możesz mi pomóc. Wiesz co? - ożywił
się nagle. - Coś mi przyszło do głowy. Zrobię tu dla nas posłanie, chcesz?
Pogapimy siÄ™ razem w telewizor.
193
Nie słuchał jej nieśmiałych protestów. Znalazł stary materac, poduszki i
prześcieradła, potem zaś ułożył je na podłodze i przyniósł butelkę wina,
talerz sera, krakersy, oliwki oraz owoce.
- Uczta o północy? - Merryn z zaskoczeniem stwierdziła, że od razu
poczuła się lepiej.
- Trochę bardziej wyrafinowana niż dawniej - odparł żartobliwie i nalał
im wina. - Ułóż się wygodnie. Jak twoja głowa?
- Całkiem o niej zapomniałam.
- Bardzo dobrze. - Usiadł obok Merryn ze skrzyżowanymi nogami. - To
co, gotowa? Co powiesz na Flipa i Flapa?
- Zwietny pomysł!
Wypili po dwa kieliszki wina, śmiejąc się ze starych komedii. Potem
wyłączyli telewizor i leżeli obok siebie w milczeniu, trzymając się za
ręce. Kiedy Merryn zasnęła, Brendan wysunął swoją dłoń z jej uścisku,
wstał i posprzątał po posiłku. Już miał zgasić lampę, gdy zatrzymał przez
chwilę wzrok na Merryn - i nie zdołał już go od niej odwrócić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]