do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 118 Nieodparty urok
- Conrad Linda Dynastia Danforthów 09 Prawo miłości
- Domińczak Andrzej Bez miłosierdzia. Jana Pawła II wojna z ludźmi
- Gwiazdka miłości '98 2. Armstrong Lindsay Świąteczne przysmaki
- 0281. Jordan Penny Stara miłość nie rdzewieje
- 0065. James Ellen Zatoka miłości
- 1014. Schield Cat Miłosne porachunki
- Ransom S.C Błękitna miłość 02 Błękitna magia
- Gordon Lucy Magia miłości
- 230 DUO Marinelli Carol Rosyjski milioner
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pózno.
- Mam ci coś do powiedzenia, ale nie będę w stanie ci
tego przekazać, jeśli ciągle będziesz mi przerywał.
Zamknąwszy oczy, by łatwiej zasłonić się przed ciosem, oparł
się na wezgłowiu niepewny, czy jest nań przygotowany. Nie
chciał usłyszeć jej słów, że nie życzy sobie znów go widzieć.
- Dobrze - powiedział cicho, otwierając oczy. - Nie będę
ci przerywał.
Usłyszał, że zaczerpnęła oddechu, zanim zaczęła mówić.
Wyjeżdżam na parę dni do Nashville, ale nie uciekam, choć
może to tak wyglądać. Jest kilka rzeczy, które mogę zrobić
tam, a nie mogę tutaj. Jedną z nich jest konieczność
przemyślenia niektórych spraw. Ty również będziesz miał
czas na przemyślenia. Pamiętaj, że potrzebujesz kogoś, kto nie
ma takich zahamowań jak ja, kto nie skomplikuje ci życia
swoją sławną rodziną czy też ułomnością. Kogoś normalnego.
- Przynudzasz.
- Przerywasz mi.
- Przepraszam.
- Zadzwonię do ciebie, gdy wrócę. To znaczy, jeśli chcesz
mnie znów zobaczyć. Urwała, ale kiedy on nic nie
odpowiedział, spytała z wahaniem: - Denver, słuchasz?
- Słucham. Nie wiedziałem, że już skończyłaś. - Czuł się
jak facet, któremu dano odroczenie od wyroku śmierci. -
Oczywiście, że chcę cię zobaczyć, kiedy wrócisz, idiotko.
Tylko nie siedz tam zbyt długo, dobra?
- Dobrze. - Zapanowała cisza. Courtney odłożyła
słuchawkę.
We wtorek wieczorem Denver łaził w kółko po
mieszkaniu brata. Phoenix siedział na kanapie z nogą opartą
na stole i oglądał telewizyjne wiadomości.
- Przestaniesz się wreszcie mielić? - spytał w końcu
Phoenix zirytowany nieustającym łażeniem Denvera po
pokoju. - Jedyne, co osiągniesz, to zedrzesz mój dywan i moje
nerwy. Dlaczego po prostu nie zadzwonisz do Nashville? A
może jest w domu. Jedz tam i zaparkuj na jej wycieraczce albo
co.
- Byłem. I byłem też kilka razy na plantacji. Jedyne, co
zastałem, to jej psa pozostawionego u małżeństwa, które
pracuje u Amethyst. Powiedzieli, że wszyscy są jeszcze w
Nashville.
Phoenix bawił się pilotem zmieniając bezmyślnie kanały. -
Wróci. Powiedziała ci przecież, że wróci. Wtedy będziesz
mógł z nią pogadać i wszystko między wami się wyprostuje.
Denver rzucił się na krzesło, wyciągnął przed siebie nogi.
- Cholera! - zaklął. - Nigdy jeszcze jej tak nie zbeształem, jak
wtedy pod szpitalem. Prawdopodobnie tak głęboko zagrzebie
się w jakąś dziurę, że nigdy jej już nie znajdę.
- Aadna mi dziura - mruknÄ…Å‚ Phoenix ze wzrokiem
utkwionym w ekran telewizora. - Popatrz! Denver popatrzył.
W wiadomościach pokazywano właśnie koncert na cele
dobroczynne w Nashville, z którego dochód przeznaczono dla
niepełnosprawnych dzieci. Kamera skupiła się na grupie
złożonej z kilku artystów i dzieci siedzących na wózkach
inwalidzkich bądz opierających się na kulach. Denver siedział
i gapił się w ekran, zahipnotyzowany widokiem Courtney
siedzącej na krześle obok matki z małą dziewczynką na
kolanach. W tle widać było Amber i Crystal rozdające
baloniki. Tak jak jej siostry, Courtney miała na sobie ozdobną,
drelichową marynarkę, czerwoną koszulę z jedwabiu i dżinsy.
Video - klip był krótki, ale Denver zobaczył wystarczająco
dużo, by siedzieć nieruchomo z rozdziawionymi ustami przed
telewizorem, chociaż obraz już dawno się zmienił.
Z tego oszołomienia wyrwał go gwałtownie śmiech
Phoenixa. - Co tak cię śmieszy? - odparował odwracając się
do brata.
- Ty. Powinieneś zobaczyć swoją twarz. Masz tak samo
głupią minę, jak na prywatce urodzinowej u Billy'ego
Kramera, kiedy magik wyciÄ…gnÄ…Å‚ ci zza ucha monetÄ™.
Denver opadł ciężko na oparcie krzesła. - Powiedz mi, że
nie zwariowałem. Powiedz, że widziałeś w telewizji Courtney
razem z matkÄ… i siostrami.
- To była A - kuku w żywych kolorach. Podejrzewam, że
nie pojechała tam, by się przed tobą schować.
- Też tak sądzę. - Milczał przez kilka sekund.
Przemyśliwał, co oznacza pojawienie się Courtney wraz z
matką i siostrami. Czy chciała mu pokazać, że już nigdy nie
będzie się ukrywała? Miał taką nadzieję. Mógł ją fałszywie
ocenić. Bóg jeden wie, czy się nie mylił. Ale na pewno nie
ocenił błędnie swoich własnych uczuć. Pragnął ją zobaczyć,
wszystko uporządkować. I to szybko.
Phoenix uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy wyłączył
telewizor. - I co masz zamiar teraz zrobić?
Aby wyładować energię, która rozsadzała każdy cal jego
ciała, Denver zerwał się z krzesła i począł chodzić
zamaszystymi krokami po pokoju. - Usłyszałeś, gdzie dają ten
koncert?
- Nashville. Wczesnym wieczorem. Nie będzie jej jeszcze
w domu.
Zatrzymał się i spojrzał na Phoenixa. - Jest ktoś, kto może
wiedzieć, kiedy one wrócą.
- Kto?
- Menedżer Amethyst, Tyrell Gilbert. Amethyst dała mi
jego telefon na wypadek, gdybym chciał się z nią
skontaktować w sprawach plantacji, a jej nie będzie w
mieście.
Przy pomocy laski Phoenix dzwignął ze stołu owiniętą w
bandaż stopę i niezdarnie wstał. - Teraz masz zamiar do niego
dzwonić? Już po jedenastej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]