do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 04 Sarah's Seduction
- Addison Allen Sarah KrĂłlowa sĹodyczy
- Sandemo_Margit_14_Las_ma_wiele_oczu
- 314DUO.Milburne Melanie Rodzinne diamenty
- 0145. Rutland Eva Bośźe Narodzenie jest codziennie
- Eo Capek, Karel Nau fabeloj
- Antologia SF StaśÂo sić jutro 26 NieostrośÂćÂ
- 0919. Gordon Lucy Bracia Rinucci 02 Bilet do Neapolu
- Farrarella Marie Róśźa z Teksasu
- Chris Manby Wojny w SPA
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rękawem swetra wartego sto funtów wytarła grube, zielonkawe zlepki śluzu w kącikach ślepi
klaczy.
Moja radość z tego, że dziewczyna nosi prezent ode mnie, gwałtownie zgasła. Dlaczego
nie kupiłam jej poliestrowego swetra z taniej sieciówki, jakie noszą jej rówieśnice? Poczułam, jak
narasta we mnie złość. To była błahostka i nie powinna właściwie odgrywać roli, ale dowodziła,
z jaką pogardą traktowała mnie Cas. Już chciałam coś do niej zawołać, ale spostrzegłam, że
dziewczyna sama uzmysłowiła sobie, co zrobiła. Wystraszona wpatrywała się w rękaw,
wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i zaczęła wycierać jak szalona wełnianą tkaninę. Jednocześnie
wymamrotała z wyrzutem do Szansy, że zapaskudziła jej nowy, szykowny sweter.
Nagle rozzłościłam się na siebie, nie na nią. Naprawdę musiałyśmy ze sobą porozmawiać.
Nie mogłam dopuścić, żeby moja frustracja narastała we mnie niczym gorąca lawa we wnętrzu
wulkanu, czekając tylko na erupcję i pożogę. Problem w tym, że jeszcze nigdy ze sobą nie roz-
mawiałyśmy.
Na podwórze wyszła Laura. W lewej ręce trzymała ciężki kosz piknikowy, prawą za-
mknęła za sobą drzwi kuchni. Przekręciła w zamku wielki, mosiężny klucz i schowała go do bla-
szanego wiadra z zimowymi kwiatami przy drzwiach. Popatrzyła na mnie promiennie.
Możemy ruszać? Gdzie psy?
Laura rozejrzała się za Meg. Skądś nadbiegł Young Shep. Najwyrazniej akurat przebywał
u nas dłużej.
Cas przechrzciła młodego psa po swojemu. Orzekła, że jeden Shep wystarczy, a poza tym
nic dziwnego, że Young Shep zachowuje się jak nastoletni przygłup, skoro nie ma imienia,
z którego mógłby być dumny. Wołała teraz na niego Jasper, a właściwie Jas, bo przypominał jej
durnego młodszego brata najlepszej przyjaciółki. Zmiałam wątpić, czy zmiana imienia podbu-
dowała ego biednego zwierzaka.
Laura była zdania, że nowe imię zamiesza psu we łbie, ale Cas rozbroiła ten argument
stwierdzeniem, że zwierzak i tak ma pomieszane we łbie, więc nieco większe zamieszanie nie
sprawi mu różnicy. A ponieważ i tak nie reagował, obojętnie, jak się go wołało, sama zadecydo-
wałam, że będzie się wabił Jas, bo to było łatwiej krzyczeć, a poza tym nie brzmiało tak żenująco
jak Young Shep.
Odebrałam od Laury kosz piknikowy i umieściłam w terenówce obok lodówki.
Nie wiadomo skąd pojawiły się Meg i Jasper, przecisnęły się obok mnie i usadowiły na
pace. Szczerzyły się radośnie, jak to psy, i ziały z podekscytowania, gdyż wyczuwały instynktow-
nie, że będzie wycieczka. Turystyczna lodówka przypuszczalnie potwierdzała ich przeczucia,
a Jasper natychmiast przytknął wilgotną mordę do niebieskiego pojemnika, żeby wywęszyć, co
jest w środku.
Laura już siedziała za kierownicą, wyjęła czerwony śrubokręt ze schowka i wetknęła go
do zepsutej stacyjki. Wśliznęłam się na fotel pasażera.
Pewnego dnia wetkniesz go za głęboko i porazi cię prąd mruknęłam zaniepokojona.
Jak wygram w totka, kupię sobie nowy.
Samochód?
Nie, śrubokręt.
Naprawdę przydałby ci się nowy samochód stwierdziła Cas, wpychając się obok
mnie.
Przyciskała do piersi wyrywającego się szczeniaka. Na szczęście założyła najpierw starą
kurtkę.
Cóż, w takim razie czym prędzej lecę do salonu kupić nowiutkie ferrari.
Pożyczę ci pieniądze. Mam wystarczająco dużo.
Obie z mamą zerknęłyśmy prędko na Cassie, ale dziewczyna wpatrywała się tępo przed
siebie. Po raz pierwszy zrobiła aluzję do spadku. Dziedziczyła po ojcu spory majątek, ale większa
jego część podlegała komisarycznemu zarządowi, dopóki dziewczyna nie skończy dwudziestu
pięciu lat. Dostawała hojne miesięczne kieszonkowe, ze spadku opłacano jej czesne, a ja otrzy-
mywałam do dyspozycji kwotę pokrywającą moje wydatki, kiedy dziewczyna mieszkała u mnie:
na ubrania, jedzenie i tym podobne. Większość tych pieniędzy wpłacałam na konto założone na
jej nazwisko, bo przecież niemal jej nie widywałam. Oczywiście istniały klauzule zezwalające na
korzystanie z majątku za zgodą zarządcy komisarycznego czyli mnie gdyby potrzebowała
większej sumy, na przykład na samochód, gdyby zrobiła prawo jazdy, albo na wyjazd wakacyjny,
albo na wycieczkę klasową wydatki, których nie mogłaby opłacić z kieszonkowego. Dotych-
czas jednak Cassie nigdy nie prosiła o pieniądze ani nawet nie wspominała, że istnieją.
Laura patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami, a potem posłała uśmiech Cassie.
Dzięki, Cas, to miło z twojej strony. Ale jesteśmy razem z tą zardzewiałą skorupą już od
bardzo dawna. Prawda, skarbie? Z czułością poklepała zakurzoną deskę rozdzielczą. Byłyśmy
ze sobą na dobre i na złe. Myślę, że jeszcze trochę ze sobą pobędziemy.
Zatrzymałyśmy się przed wiejskim sklepikiem, żeby kupić piwo. Weszłam do środka ra-
zem z Laurą, a kiedy ona myślała nad tym, które piwo wziąć, ja zapakowałam do koszyka parę
butelek wina, tani korkociąg i plastikowe kubki. Przy kasie poprosiłam ekspedientkę, żeby podała
mi z regału sporą bombonierkę.
A niech tam, skoro już miałam odmrażać sobie tyłek, to przynajmniej z klasą. Cierpkie
chianti sączone z białych plastikowych kubeczków, które łamały się w dłoniach, jeśli się je
ścisnęło zbyt mocno, czekanie, aż rozgrzeją się zmarznięte palce u nóg, gorączkowe szukanie
ustronnego miejsca za krzewem. Do tego czekoladki czego więcej mogła życzyć sobie kobieta?
Laura pojechała w kierunku Land s End i koło Sennen skręciła w wąską, nabrzeżną drogę
prowadzącą w dół do zatoki.
Tutaj często pływają delfiny wyjaśniła i nacisnęła na szwankujący hamulec, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]