do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Hitchcock_Alfred_ _PTD_14_ _Tajemnica_šmiertelnej_Pułapki
- Charmed 14 Hexenhochzeit Torsten Dewi & Marc Hillefeld
- Dz.U.14.883
- 8_14
- Dunlop Barbara Przystanek Las Vegas
- Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 02 Móri i Ludzie Lodu
- Ahol a szel megpihenhet Margit Sandemo
- Sandemo_Margit_34_W_Śnieżnej_pułapce
- Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (14) Lilja i Goram
- 04 Laws, Trivia and Calendars A Reformed Dru
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lo2chrzanow.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
107
jeszcze lekarzem, nie mógł ci sam wypisać skierowania na operację wprost do Szpitala
Karolińskiego w Sztokholmie.
Rustan zmarszczył brwi. Najwyrazniej nie chciał teraz myśleć o takich sprawach.
- Viljo zawsze w takich sprawach zwraca się do lekarza rejonowego. U niego też zasięga
rady w przypadku, kiedy sam jest niepewny, co robić. Szczerze mówiąc, dokładnie nie
wiem, jak to wszystko zostało załatwione. Viljo się wszystkim zajmował.
- Masz zaufanie do tego lekarza rejonowego?
- Do doktora Leino? Mam. To starszy człowiek.
- Starszy człowiek, powiadasz. To niedobrze. Rustan - rzekła stanowczo, próbując
odsunąć jego ręce dotykające jej pleców pod cienką nocną koszulą. - Czy ty masz tu w
mieście kogoś, komu naprawdę ufasz?
Ręce Rustana zastygły w bezruchu.
- Viljo? - zapytał.
Nie, Viljo ze swoim surowym osÄ…dem Rustana nie.
- Jego tutaj nie ma. To musi być ktoś inny.
Choć nie widziała jego twarzy w mroku, czuła, że te pytania sprawiają mu przykrość.
- Nie ma nikogo, kto byłby tylko moim przyjacielem. Oni odsunęli ode mnie wszystkich,
Irsa! Chyba że...
- Tak, kogo masz na myśli?
- Miałem kiedyś kilku kolegów. Ale to było bardzo dawno temu...
- No, no - ponaglała. - Na przykład ci, którzy byli obecni przy wybuchu.
Wargi Rustana przesuwały się po jej szyi. Największym wysiłkiem woli wrócił do tematu.
Na Irsę jego bliskość również działała tak silnie, że kręciło jej się w głowie i nie była w
stanie się skoncentrować.
- Było nas czterech, zwykle razem spędzaliśmy czas. Dwóch z nich pózniej stąd
wyjechało. Ale... Tak, jeden wciąż tu mieszka. Zdaje mi się, że został policjantem,
chociaż nie spotkałem go co najmniej z dziesięć lat. Edna nie była nim zachwycona, za
dużo palił, co szkodziło jej firankom, tak mu w każdym razie powiedziała, wspomniała też
coś przy tym o prostej rodzinie, tak czy owak więcej się nie pojawił.
108
- Jak on siÄ™ nazywa?
- Armas Vuori. Ale on mnie nie pamięta, jestem pewien.
- Tego nie możesz wiedzieć.
Wargi Rustana stawały się coraz bardziej niecierpliwe, coraz gorętsze. Irsa powoli
zapominała o rozmowie, czuła, że ulega.
- Dlaczego pytasz o to wszystko? - szepnął jeszcze Rustan, prowadząc ją równocześnie
w stronę łóżka. Usiadła na krawędzi.
- Myślę, że powinniśmy zrezygnować z wycieczki po wyspie jutro rano. Powinnam
pojechać do miasta i porozmawiać z lekarzem. Przede wszystkim z nim.
- JadÄ™ z tobÄ….
- Na to liczyłam.
Teraz już Rustan nie potrafił mówić dalej o tych wszystkich w tej chwili najzupełniej
nieistotnych rzeczach. Irsa czuła, że drży on na całym ciele. Ogarnęła ją słodka słabość,
kiedy jego wargi szukały jej ust. Kiedy ją w końcu puścił, roześmiała się z cicha, nie
mogąc się pozbyć zawrotu głowy, jakby była pijana.
Opuszki jego palców przesuwały się wolno po jej twarzy.
- Tak bardzo ciÄ™ lubiÄ™, Irsa.
- I ja ciebie - wykrztusiła zdławionym głosem.
- Ty... powiedziałaś kiedyś, że niewielu było mężczyzn, z którymi miałabyś ochotę pójść
do łóżka.
- Tak, rzeczywiście, nie było takich wielu.
Roześmiał się krótko.
- A teraz poszłaś do łóżka ze mną.
Przestraszona stwierdziła, że już żadne z nich nie siedzi na brzeżku jak przedtem.
- Nie da się zaprzeczyć - westchnęła. - Ale jest różnica...
- Naprawdę? - roześmiał się znowu z... ze smutkiem chyba.
109
- Oczywiście, że jest różnica. Tamci nic właściwie dla mnie nie znaczyli. W każdym razie
nic w porównaniu z tym teraz.
Rustan odetchnął uszczęśliwiony.
- To dobrze, bo byłem już trochę zazdrosny.
Ręka Rustana delikatnie pieściła jej biodro. Bardzo gorąca ręka, niemal parzyła jej skórę,
Irsa nie miała odwagi się poruszyć. Leżała absolutnie bez ruchu.
- Oni mnie nie lubią - szepnęła po chwili zgnębiona. - Twoja rodzina.
- Oni nie lubiÄ… nikogo, kto ma jakikolwiek kontakt ze mnÄ….
- Ale to okropne! Naprawdę chciałabym być akceptowana.
Bliskość Rustana, niechęć jego rodziny, wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich
dni, wydało jej się nagle strasznie trudne do zniesienia i wybuchnęła rozpaczliwym
szlochem. Całkiem nieoczekiwanie również dla samej siebie.
- Ależ, Irso, droga, kochana przyjaciółko - bąkał nieszczęśliwy. - Czy moja obecność...
Czy ja cię męczę?
- To rzeczywiście najgłupszy moment na to, żeby zacząć beczeć - pociągała nosem. -
Nie, Rustan, nie męczysz mnie. Bądz tak dobry i zostań ze mną. Jesteś mi potrzebny, tak
strasznie ciÄ™ potrzebujÄ™! Tak strasznie!
Ucieszyły go jej słowa. Dodały mu odwagi, pozwoliły uwolnić się od nadmiaru
nieśmiałości wobec niej. Irsa ocierała łzy i nagle roześmiała się cichutko jakby
skrępowana. Doskonale wiedziała, że Rustan wyczuwa jej tęsknotę, i bardzo ją to
cieszyło. Bo jego tęsknota była i większa, i bardziej długotrwała, i przeżywana w
całkowitej samotności. Irsę zaś lubił od samego początku, wiedziała o tym.
I wtedy poczuła jego usta na swoich wargach w pocałunku zupełnie innym niż
poprzednie. Irsa zamknęła oczy i poddała się ogarniającemu ją pożądaniu. Miała bardzo
wiele do dania i dała Rustanowi całe swoje kobiece ciepło, łagodność, cierpliwość i
wyrozumiałość, a pózniej intensywną, płonącą zmysłowość.
Rustan okazał się naprawdę rycerski, troskliwy i czuły, ale tylko do pewnych granic.
Pózniej było tak, jakby stracił poczucie czasu i przestrzeni, jakby cały świat to była tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]