do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Diana Palmer Osaczony
- Sandra Busch – Blood in mind
- Burnes Caroline Detektyw o kocim spojrzeniu
- latex2e
- Bain, Darrell Savage Survival
- Moreland Peggy MiśÂ‚ośÂ›ć‡ i medycyna
- Turtledove & De Camp Down in the Bottomlands
- Fiedler Arkady Madagaskar okrutny czarodziej (m76)
- Mann Catherine Seks na pozegnanie
- Dziwisz_StanisśÂ‚aw_ _śÂšwiadectwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmarszczyłem brwi.
Co masz na mySli? U¿yÅ‚ sÅ‚owa misja . Nie podró¿
czy rejs , tylko misja . Wynaj¹Å‚ mnie do doprowadzenia tego
statku z Meimy na Ziemiê. A co? Tobie powiedziaÅ‚ coS innego?
WłaSciwie nie coS innego. Chort Swidrował mnie biały-
mi oczami. PoczuÅ‚em siê nieswojo. Ale powiedziaÅ‚, ¿e chodzi
o coS jeszcze.
Urwał.
Mów zachêciÅ‚em i znów ugryzÅ‚em kanapkê, ¿eby zama-
skowaæ podniecenie.
MusiaÅ‚em zaczekaæ przez kilka uderzeñ serca, zanim siê odezwaÅ‚.
W craeañskim biurze zatrudnienia na Meimie próbowaÅ‚o
mnie wynaj¹æ dwunastu innych pracodawców wyjaSniÅ‚. Pan
Borodin wzi¹Å‚ mnie na bok i uprzedziÅ‚, ¿e nie mo¿e zapÅ‚aciæ tyle,
co tamci. ZaproponowaÅ‚, ¿e zamiast tego da mi szansê zrobienia
dla mojego ludu czegoS, co nigdy nie zostanie zapomniane.
Naprawdê? zapytaÅ‚em, sil¹c siê na caÅ‚kowit¹ obojêtnoSæ.
MusiaÅ‚em pomóc sobie kêsem kanapki, ¿eby nie zauwa¿yÅ‚, ¿e
zadr¿aÅ‚em. Ale ze mnie idiota! Do tej pory nie skojarzyÅ‚em rewe-
lacji Tery o Icarusie z informacj¹ od Wuja Arthura o craeañ-
skim cudzie gospodarczym po pojawieniu siê Merkurego. A co
ci obiecał?
ZapomniaÅ‚em, ¿e mam przed sob¹ nie czÅ‚owieka, tylko obce-
go, i stanowczo przesadziÅ‚em z udawaniem obojêtnoSci.
Nie wierzy mi pan zaSwistaÅ‚ Chort i skierowaÅ‚ siê do
wyjScia. Proszê wybaczyæ, ¿e przeszkodziÅ‚em w posiÅ‚ku.
Ale¿ nic podobnego, zaczekaj! zawoÅ‚aÅ‚em i poderwaÅ‚em
siê, ¿eby go zatrzymaæ. Nagle pojawiÅ‚a siê niespodziewana szan-
sa dowiedzenia siê zupeÅ‚nie nowych rzeczy. Nie mogÅ‚em jej zmar-
nowaæ. Wierzê ci. Naprawdê. Co powiedziaÅ‚?
Przystan¹Å‚ na moment, potem wolno zawróciÅ‚.
203
Wy, ludzie, nic nie rozumiecie. Nie znosicie Patthów; sły-
szałem wasze rozmowy. Ale nic nie rozumiecie.
Pomó¿ wiêc mi zrozumieæ zachêciÅ‚em i wskazaÅ‚em ge-
stem miejsce po drugiej stronie stołu. Dlaczego nie powinni-
Smy ich nie znosiæ?
ZawahaÅ‚ siê, wreszcie usiadÅ‚.
PowiedziaÅ‚ pan, ¿e mamy podró¿e kosmiczne we krwi.
Mo¿liwe. Uwielbiamy swobodne opadanie i dobrze czujemy siê
w mieszkalnych Srodowiskach kosmicznych. W naszym systemie
mamy ich piêæ. WiedziaÅ‚ pan o tym?
Skin¹Å‚em gÅ‚ow¹.
SÅ‚yszaÅ‚em, ¿e wewn¹trz s¹ piêkne. Szkoda, ¿e wasz rz¹d
nie pozwala innym gatunkom na ich odwiedzanie.
Istotnie s¹ piêkne przyznaÅ‚. Jego biaÅ‚e oczy zamgliÅ‚y siê
dziwnie. I wiêkszoSæ z nas wolaÅ‚aby ¿yæ tam, albo w naszym
ojczystym Swiecie. Gdyby byÅ‚o to mo¿liwe.
OdzyskaÅ‚ ostroSæ widzenia i utkwiÅ‚ we mnie wzrok.
Ale nie jest. Zdobycze naszej nauki czy technologii nie
mog¹ rywalizowaæ z produktami z Ziemi, Basni, czy J kayrru.
Mimo to musimy siê bogaciæ, jeSli chcemy mieæ po¿ytek z tej
technologii, lub stworzyæ wiêcej kosmicznych Srodowisk miesz-
kalnych dla naszego ludu.
Eksportujecie du¿o ¿ywnoSci przypomniaÅ‚em mu. O ile
wiem, jest bardzo poszukiwana.
Ale nie wytrzymuje dÅ‚ugiego transportu. £atwo siê psuje.
I co Crooea ma robiæ w obliczu takiego problemu?
Westchn¹Å‚em. Ju¿ wiedziaÅ‚em do czego zmierza.
Pracujecie w całej Spirali jako najemna siła robocza, rzecz
jasna. Jak¹ czêSæ zarobków oddajecie rz¹dowi?
GÅ‚oSno kÅ‚apn¹Å‚ dziobem.
Siedemdziesi¹t procent.
Niezły podatek od dochodów, pomySlałem. To raczej haracz
na rzecz wÅ‚asnego rz¹du i współobywateli.
Nigdy o tym nie słyszałem. Dlaczego trzymacie to w ta-
kiej tajemnicy?
Pióra lekko zafalowały.
A po co rozpowiadaæ? odci¹Å‚ siê. Nie jesteSmy z tego
dumni. Sprzedawanie siê w sÅ‚u¿bê obcym to nic przyjemnego.
204
Wszyscy to robimy zauwa¿yÅ‚em. Mo¿e nie tyle sprze-
dajemy siê, jak to okreSliÅ‚eS, ile wynajmujemy innym nasze usÅ‚u-
gi i wiedzê. To siê nazywa praca.
To nigdy nie było zwyczajem Craean odparł zdecydo-
wanie. Ale niestety teraz siê staÅ‚o.
PrzechyliÅ‚ gÅ‚owê na bok szybkim, ptasim ruchem.
Chocia¿ jeszcze mo¿emy to zmieniæ. Patthowie dali nam
szansê dostarczania naszej ¿ywnoSci na tak wiele rynków, jak ni-
gdy dot¹d. Byæ mo¿e ju¿ za kilkadziesi¹t lat zgromadzimy Srodki,
by stworzyæ tyle kosmicznych Srodowisk mieszkalnych, ile chce-
my. Wtedy wrócimy do naszych domów i rodzin. Do swoich.
PokrêciÅ‚em gÅ‚ow¹.
Bêdzie nam was brakowaæ. Moje sÅ‚owa zabrzmiaÅ‚y tak
banalnie, ¿e a¿ siê skrzywiÅ‚em. Ale naprawdê tak uwa¿aÅ‚em.
Dlaczego mi to mówisz?
Oparł delikatne dłonie na stole i lekko potarł koniuszki palców.
KiedyS s¹dziliSmy, ¿e nasza przyszÅ‚a wolnoSæ zale¿y tylko
od Patthów i ich napêdu gwiezdnego. SpuSciÅ‚ wzrok. Teraz
wielu z nas obawia siê, ¿e caÅ‚kowicie maj¹ nas w rêku. Od chwili
pojawienia siê Merkurego, z roku na rok przeznaczamy coraz
wiêksze Srodki na produkcjê eksportowej ¿ywnoSci. Gdyby Pat-
thowie nagle odmówili jej transportowania, nasza gospodarka
zawaliÅ‚aby siê z dnia na dzieñ.
PoczuÅ‚em ucisk w ¿oÅ‚¹dku. OstrzegaÅ‚em Ixila, ¿e Crooea
pierwsza ugnie siê pod presj¹ Patthów. Ale nie zdawaÅ‚em sobie
sprawy, ¿e ich sankcje ekonomiczne oznaczaÅ‚yby dla niej zupeÅ‚-
n¹ katastrofê.
Rozumiem wasz¹ sytuacjê. Czego ode mnie oczekujesz?
WyprostowaÅ‚ siê.
ChciaÅ‚bym, ¿eby pan nie dra¿niÅ‚ Patthów.
Stłumiłem grymas. Bóg jeden wiedział, jak bardzo tego uni-
kaÅ‚em. Nie zamierzaÅ‚em zadzieraæ ani z Patthami, ani z ich guzo-
watymi przyjaciółmi uzbrojonymi w kieszonkowe krematoria.
Niestety, chyba przeszkadzaÅ‚o im nawet to, ¿e oddycham.
Dlaczego miaÅ‚bym to robiæ?
Nie znosicie ich powtórzyÅ‚ swoje. A to oni szukaj¹ was
i tego statku.
Ucisk w moim ¿oÅ‚¹dku nasiliÅ‚ siê.
205
Kto ci to powiedział?
Pióra zafalowały.
Nikt. Tamte trzy istoty, które wskazała nam młoda kobieta
ludzkiego gatunku w tawernie Pod Trzynastk¹ , nale¿aÅ‚y do rasy
sÅ‚u¿¹cej Patthom.
Sk¹d wiesz?
Ka¿dy Craea o tym wie. ByÅ‚ wyraxnie zdziwiony, ¿e w ogó-
le pytam. We wszystkich handlowych statkach gwiezdnych Pat-
thów lataj¹ nasi kosmiczni wêdrowcy. A Iykamowie towarzysz¹
im jako ochrona. W przeciwieñstwie do Patthów s¹ prymitywni
i niezbyt uprzejmi.
Skin¹Å‚em gÅ‚ow¹.
I czasem gwałtowni dodałem. Nareszcie poznałem praw-
dziw¹ nazwê Klanu Guzowatych. Wuj Arthur bêdzie zadowolo-
ny. Jednak to, ¿e Iykamowie s¹ na mnie wSciekli, nie oznacza
udziału Patthów w obławie na nas.
Nastroszył pióra.
Niech pan mnie nie okłamuje, kapitanie. Iykamowie nie
dziaÅ‚aj¹ na wÅ‚asn¹ rêkê. Poruszaj¹ siê po tych rejonach kosmosu
wyÅ‚¹cznie w obecnoSci i pod przewodnictwem Patthów.
Nie okÅ‚amujê ciê, Chort zapewniÅ‚em szybko. Ciarki prze-
szÅ‚y mi po plecach. JeSli miaÅ‚ racjê, to dwóm Iykamom, których
zabiÅ‚em na Xathru, musiaÅ‚ towarzyszyæ Patth. ByÅ‚ gdzieS w po-
bli¿u i nadzorowaÅ‚ ich. UciekliSmy mu sprzed nosa.
Przypomniałem sobie trzech Patthów z tawerny na Meimie,
gdzie siedziaÅ‚em z Cameronem. Zatem wokół zapewne czaili siê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]