do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- The Best of L. Sprague de Camp L. Sprague de Camp
- Caine Rachel Wampiry z Morganville 4 Maskarada szaleśÂ„ców
- Godeng Gert Krew i Wino 05 Palec Kasandry
- M318. (Duo) Metcalfe Josie Ogród motyli
- Cunnigham Michae Godziny
- Krainy chwaśÂ‚y
- CZERWCOWE TORNADO Browning Dixie
- GR0948.Banks_Leanne_Nieoczekiwana_zmiana
- Details of the Hunt Laura Baumbach
- Kotowski Krzysztof Japonskie ciecie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emily.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak to, a co milicja?! oburzyła się nagle Teresa. To my już wiemy,
a oni nie wiedzą?! I jeszcze go nie zamknęli?! Co to za porządki?
Zwracam wam uwagę, że milicja tych śladów ani razu nie widziała
przypomniał uprzejmie Marek. Zawsze były gruntownie zadeptane. Rewelacje
o Mieniuszce i grabarzu Lucyna starannie przed milicją ukryła, a w ogóle dopiero
wczoraj milicja dowiedziała się od was, o co tu naprawdę chodzi. Poza tym nikt
nie słucha, co mówię. Wcale nie powiedziałem, że to grabarz morduje, powiedzia-
łem, że ślady należą do grabarza i nic więcej. Dowodów rzeczowych brak.
Pomyślałam, że to wszystko układa się jakoś zbyt prosto i z tym grabarzem
będą chyba jeszcze jakieś komplikacje. Być może niezbędna okaże się już nie
pułapka, a przynęta, w związku z czym skrzynię prababci należałoby jak najszyb-
ciej wydostać i zabezpieczyć. Ostatecznie wystarczy zabezpieczyć zawartość, na
pustÄ… skrzyniÄ™ niech sobie dybie do upojenia. . .
* * *
Z całą pewnością sprawa rozwikłałaby się zupełnie inaczej, gdyby nie to, że
w stodole oprócz Jędrka i Marka spał także ojciec. Ojciec chrapał jak szatan,
zagłuszając wszelkie inne dzwięki.
Pierwszą osobą, która o świeżym brzasku wyszła z domu i poszła za oborę
popatrzeć na koło od kieratu, była moja mamusia, gnana tęsknotą do robót wy-
kopaliskowych. Moja mamusia nie narobiła alarmu i nikogo nie wyrwała ze snu.
168
Poczekała z niepojętym spokojem, aż na progu domu ukazał się Franek i do niego
zwróciła swoje pretensje.
To koło od kieratu nic nie przykrywa rzekła z wyrzutem. Jak wyście
je położyli?
Proszę? spytał Franek, przekonany, że zle słyszy, bo chrapanie ze sto-
doły grzmiało na całym podwórzu.
Muszę tego Janka obudzić, bo rozmawiać nie można powiedziała mo-
ja mamusia głośniej. Koło zepchnięte i nic nie przykrywa, a studnia głęboko
rozkopana. To co to znaczy?
Franek spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.
Rany boskie powiedział słabo i popędził za oborę, a moja mamusia
udała się do stodoły.
Kiedy we trzy z Teresą i ciocią Jadzią przybyłyśmy na miejsce, zgromadzo-
na tam już była reszta rodziny. Franek stał nad studnią i drapał się po głowie,
a Marek z Jędrkiem klęczeli na kamiennym obmurowaniu, świecąc w dół dwiema
latarkami.
Chyba trup orzekł Jędrek. Na żywego nie wygląda i daleko leciał.
Wieczne mu odpoczywanie rzekła tym razem Lucyna.
Nie wygłupiaj się! krzyknęła nerwowo Teresa. Może to znów jakieś
bydle!
Eeee, nie zaprzeczył Jędrek. Człowiek. Widać ręce i nogi.
Zajrzałam do studni. Na dnie bardzo głębokiej dziury widać było jakąś ciemną
kupę. Po dłuższym patrzeniu udawało się rozpoznać ludzką postać, leżącą w bar-
dzo dziwnej pozycji. Poczułam się solidnie wstrząśnięta.
Kto to może być? powiedziała ze zdziwieniem Lucyna, również zaglą-
dając w głąb studni, przy czym złapała mnie za ramię i obie omal nie wpadłyśmy
do środka. Wszyscy z tych dokumentów są już odfajkowani Chyba jakaś zu-
pełnie nowa osoba. . .
Może ten wylizany Nixon? ożywiła się moja mamusia.
Może. Przypuszczam, że trzeba go będzie stamtąd wydostać. . .
169
Teresa milczała ponuro. Ciocia Jadzia drżącymi rękami zrobiła na wszelki
wypadek kilka zdjęć. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, kiedy to mogło nastąpić.
Usuniecie potwornie ciężkiego koła, zbrodnia, wepchnięcie ofiary. . .
%7łe też nic nie słyszałeś! powiedziałam z pretensją do Marka. Jak tak,
to słyszysz kotka na puszystym dywanie. . .
Marek był wściekły i rozgoryczony.
Jedz na posterunek polecił mi. Tato wszystko zagłuszał. Byłoby do-
brze, gdyby od razu przyjechał sierżant Bielski. I zaraz wracaj, tu trzeba pilnować.
Zanim zdążyłam wyjechać z podwórza, już bez żadnego miłosierdzia rozsta-
wiał całą rodzinę dookoła trzech studni i ruinki, kategorycznie zabraniając prze-
puszczać kogokolwiek przez kordon. Po powrocie miałam zagrodzić samocho-
dem przejście obok obory od strony drogi. Tym razem już bezwzględnie należało
ocalić ślady.
Na posterunku zachowałam się podstępnie i bezczelnie. Najpierw zadzwoni-
łam do Michała Olszewskiego, a dopiero potem zawiadomiłam o nowej zbrodni.
Znowu świnia czy może teraz baran? spytał rzeczowo dyżurujący mili-
cjant.
Nam się wydaje, że tym razem człowiek odparłam smętnie.
No, no mruknął przedstawiciel MO z niechętnym uznaniem. Ale
tempo bierzecie. . . A mówiłem, że z letnikami to tylko kłopot!
Zostawiłam milicjanta pełniącego obowiązki służbowe i wróciłam do domu
zastawiać przejście za oborą.
Natychmiast po przybyciu milicja przepędziła wszystkich z miejsca zbrod-
ni, wdzięczność za ochronę śladów wyrażając dość powściągliwie, aczkolwiek
uporczywie grabiony przez moją mamusię szary piaseczek niewątpliwie był ele-
mentem nader pomocnym. Razem z władzami został tylko Marek występujący
w charakterze ni to rzeczoznawcy, ni to naocznego świadka.
Obaj z sierżantem Bielskim stali się nagle niezwykle podobni do siebie pod
jednym względem. Mianowicie trudno było ocenić, który z nich jest bardziej
wściekły. . .
170
Wszystkie czynności, podejmowane dookoła studni, obserwowaliśmy we tro-
je, Michał Olszewski, Jędrek i ja, siedząc na belce nad głowami krów. Reszta
rodziny miotała się niżej, między krowami, i słuchała komunikatów.
Aażą na czworakach raportował Jędrek. Jakby coś węszyli. . . Coś
robiÄ… na ziemi. . .
Utrwalają odciski stóp uzupełniłam. Porównują ze zdjęciami.
Z moimi? wykrzyknęła wzruszona ciocia Jadzia.
I palców! wrzasnął Michał. Badają palce na kole!
O Jezusie, tam są i nasze! jęknął rozdzierająco Franek.
Co cię obchodzi, twoje są pod spodem pocieszyła go Teresa.
No! popędziła niecierpliwie moja mamusia. Mówcie coś, bo nic nie
widzę! Ta krowa mi przeszkadza, odsuń się, Kunegunda!
Jak nic nie widzisz, to po co się tam pchałaś? skarciła ją Lucyna.
Puść mnie, ja zobaczę!
Tuż nad żłobem, między deskami, była szpara wypatrzona wcześniej przez
Lucynę. Można było przez nią dojrzeć mały skrawek terenu zbrodni i tłoczyły się
tam wszystkie trzy siostry, kolejno pchając twarz do żłobu tuż obok pyska kamien-
nie spokojnej krowy. Dostrzegane fragmenty wzmagały tylko ich zaciekawienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]