do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Frank Herbert Godmakers
- Aldiss, Brian W Barefoot in the Head
- Dick Francis Pewniak
- Baxter Mary Lynn Nie bój sić™ ryzyka
- Colfer Eoin Artemis Fowl 02 Arktyczna przygoda
- Butler, Octavia Patternists 3 Survivor
- Harry Turtledove [The V
- 01 Zapisane w gwiazdach Garlock Dorothy
- Laumer, Keith El Gran Espectaculo
- C.S. Lewis 5.OpowieśÂ›ci z Narnii KośÂ„ i jego chśÂ‚opiec
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast po\ałował swoich słów.
Nie zapraszałam cię.
Oczywiście, \e nie. Kobiety wyzwolone nie zapraszają, i, broń Bo\e, o nic nikogo nie
proszą. Nie dziękują i nie przepraszają. Wszystko robią same. Ale gdybym nie zatrzymał się
przy tej rozkraczonej cię\arówce...
Nie prosiłam cię o to!
Wiadomo. Ustaliliśmy ju\, \e Kobiety Niezale\ne nie proszą. A ja zaczynam \ałować
swojego natręctwa.
Dlaczego więc nie zjedziesz na prawo i mnie nie wyrzucisz, zamiast \ałować?
Co za diabeł go podkusił. Po co wszczynać otwartą walkę z tą rudą czarownicą. W ten
sposób nigdy nie wygra. Musi zmienić taktykę.
Przepraszam, wiesz, \e tak nie myślałem. Nie chcę się z tobą kłócić. Nie chciał. W
gruncie rzeczy Carrie, mimo swojego cholerycznego temperamentu, wyzwalała w nim
najlepsze instynkty. Przy niej łagodniał jak baranek, wyciszał się, chował pazury. Czy dla
jakiejś innej kobiety zrezygnowałby z wygodnego noclegu?!
To ju\ lepiej zacznij na mnie wrzeszczeć...
powiedziała tak cicho, \e Rex zmartwiał. Spojrzał na nią po raz drugi... i dopiero za
trzecim razem zerknął na nogi. Z butelki coli, którą ściskała kolanami, sączył się lekko
spieniony napój, a spodnie na udach były zupełnie mokre.
O, cholera! To przeze mnie?
Niestety nie. Myślałam, \e potrafię się kłócić i wrzucać orzeszki do coli jednocześnie.
Przepraszam.
Widocznie potrafisz się kłócić i spać jednocześnie! Wy\sza szkoła jazdy, moje
gratulacje.
Zrzednie ci mina, kiedy obejrzysz dywanik.
Popielniczki są pełne. I tak czas na sprzątanie.
Wyciągnął otwartą dłoń, a ona wsypała mu kilka orzechów.
Mieli kiedyś taki dziwaczny zwyczaj. Zjadali kilka pierwszych fistaszków, a resztę
wrzucali do picia. Ale Carrie nie robiła tego od dawna. Spotkanie po latach otwierało
najró\niejsze zakamarki ich pamięci: bolesne i wesołe, zupełnie błahe i te święte.
Mo\e lunie deszcz. Twoje spodnie uratowałby tylko prysznic.
Wypluj te słowa, a następnym razem, zanim coś powiesz, ugryz się w język.
Wolałbym ugryzć twój powiedział spokojnie, nie odrywając oczu od drogi, a ona
poczuła bolesne ukłucie, gdzieś pod sercem... i nawet nie spróbowała się odciąć.
Przez całą następną godzinę pojedynkowali się na słowa, śmiali ze starych wspomnień,
starali być dla siebie mili, unikając niebezpiecznych tematów. Napięcie rosło jednak
nieuchronnie. Oboje czuli to przez skórę.
Mo\e teraz ja poprowadzę? Wiercisz się, jakbyś miał owsiki. Pewnie bolą cię plecy?
Po takiej nocy... Ale nie, dziękuję, kochanie. Pokazałaś wczoraj, jak prowadzisz,
pamiętasz? Zmieniłaś niezły kawałek krajobrazu. Efektowna jazda, nie powiem, ale szkoda
roślin.
Krajobrazu? Masz na myśli zachwaszczoną ście\kę prowadzącą do starej chałupy?
Myślałam, \e robię dobry uczynek, wyrywając z niej trochę zielska.
Pamiętam, \e kiedyś przyprowadziłem cię w to samo miejsce i wtedy nie narzekałaś na
krajobraz... Niemal w tej samej chwili, widząc błyskawice w jej oczach, zaklął pod nosem.
Do diabła, Carrie, przepraszam! Zdaje się, \e rano jestem do niczego.
Stwierdzenie to obojgu wydało się tak zabawnie niedorzeczne, i\ wybuchnęli zgodnym,
gromkim śmiechem.
Ciekawe, jak się będziesz bronił przez resztę dnia.
Powołam się na Piątą Poprawkę do Konstytucji: oskar\ony ma prawo odmówić zeznań
przeciwko sobie.
Zapadło długie milczenie. Autostrada dziwnie pustoszała, a niebo wyglądało coraz
grozniej.
Czy Carrie wybaczyła mu tamten wyjazd bez po\egnania? Mo\e w głębi duszy
dziękowała Bogu, \e zniknął, nie krępując jej \adną obietnicą? W końcu ukoiła się dość
szybko. Nie traciła czasu.
Rex ustawił się za jakimś cię\kim samochodem, który przez wiele kilometrów jechał z
równą, przyzwoitą szybkością. Odprę\ył się i utonął we wspomnieniach. Marzec tamtego
roku, na początku bardzo chłodny, gdzieś koło połowy miesiąca wybuchł najprawdziwszą
wiosną. śółte pączki kwiatów pękały jak za dotknięciem czarodziejskiej ró\d\ki, poszycie
lasów zieleniało w oczach, i tylko pod wawrzynami, nad wodą, ostatnie plamy śniegu
przypominały o zimie. Rzeka Eno w ich miejscu była rwąca, niezbyt głęboka, o
kamienistym dnie.
W pamiętne popołudnie włóczył się nad brzegiem po tym kawałku ziemi, który miał
dostać od ojca, jeśli skończy szkołę średnią. Z jego stopniami perspektywy były mizerne. Do
nauki nie przykładał się świadomie i uparcie prawda o adopcji dręczyła go mimo upływu
lat. Wyobraznia podsuwała mu najkoszmarniejsze wersje jego pochodzenia, choć o kodach,
obcią\eniach, in\ynierii genetycznej nie mówiło się jeszcze ani w telewizji, ani na lekcjach
biologii.
Zatopiony w myślach, kątem oka dostrzegł jakieś czerwone mignięcie za rzeką. Wytę\ył
wzrok. To na pewno była Carrie. Niby wiedział, \e jej ojciec ma farmę w tamtej okolicy, ale
do głowy by mu nie przyszło, \e dokładnie na wprost ziemi Ryderów, po drugiej stronie Eno!
Tego dnia zupełnie nie marzył o towarzystwie nawet Carrie, której przyszła ochota na
kaczeńce. Klęcząc na dość spadzistym brzegu, jedną ręką trzymała się kępki trawy, drugą
sięgała po kwiaty. Nagle coś musiało odwrócić jej uwagę, mo\e identyczny czerwony
refleks... Pamięta, \e krzyknął uwa\aj , \
ale było za pózno. Skruszona mrozem ziemia zaczęła obsuwać się razem z dziewczyną.
Rex zerwał z siebie kurtkę i wskoczył do lodowatej rzeki. Kiedy wynurzyła głowę, ciskając
pierwsze przekleństwo, jemu brakowało jeszcze połowy drogi do brzegu Lanierow. Krzyknął
hej! , na moment zdrętwiała, potem odwróciła się zbyt gwałtownie, straciła równowagę... i
chlupnęła do tyłu.
Gdy wyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… wreszcie z wody, oboje mieli sine wargi i przera\enie w oczach.
Podniósł z ziemi suchą kurtkę i zaniósł Carrie w miejsce osłonięte od wiatru laurowymi
krzewami.
Nie pytając o zgodę, zdarł z niej płaszcz, flanelową koszulę i owinął własną kurtką.
Ty te\ jesteś cały mokry zadzwoniła zębami.
Przestań trząść się jak galareta. No, ju\ dobrze, ju\ dobrze...
Za-za-zzabierz to, Rex. Ju\ mi lepiej. Teraz ty siÄ™ przykryj.
Wcale nie odczuwał chłodu. Rozchylił jednak kurtkę i przylgnął do Carrie całym ciałem.
Będzie nam cieplej próbował przekonać samego siebie. Muszę cię ogrzać!
Starał się nie patrzeć na jej piersi, ale czuł je przecie\ dotkliwie... pełne, twarde,
przytulone do jego brzucha blizniacze kule. Skulona z zimna, a mo\e z lęku, wydawała się tak
mała i słaba, \e słowa uwięzły mu w gardle.
Marzył o tej chwili, odkąd się poznali. Rozbierał ją w myślach, po\ądał obsesyjnie,
wyobra\ał sobie, jak ją kocha, jak oboje płoną z rozkoszy... Rutynowy scenariusz, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]