do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Hitchcock_Alfred_ _PTD_14_ _Tajemnica_šmiertelnej_Pułapki
- Charmed 14 Hexenhochzeit Torsten Dewi & Marc Hillefeld
- Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 06 (cykl) Szczęśliwy Powrót
- Mortimer Carole Światowe Życie Extra 259 Przyjęcie w Paryżu
- Cykl Pan Samochodzik (24) Tajemnice warszawskich fortĂłw Tomasz Olszakowski
- Anne Mccaffrey Cykl Pegaz (02) Lot Pegaza
- Dz.U.14.883
- Quick Amanda Cykl Vanza 02 Zjawa
- 8_14
- Kukliński Piotr Saga Dworek Pod Malwami 06 Zabawa i Zdrada
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pochodzących z Ludzi Lodu, one nie zostały wezwane. Wystarczą towarzysze Móriego.
- Bądzcie pozdrowieni - rzekł Nauczyciel uprzejmie. - Dziękujemy za wezwanie.
Naprawdę zbyt rzadko możemy komuś pomagać.
- Zwietnie, że jesteście - powitał przybyłych Ram. - Wiecie, o co chodzi?
- Tak, nasz dobry pan i mistrz znowu zakopał się pod ziemią. Ale nie lękajcie się! To
robactwo nas nie widzi. WidzÄ… tylko was.
- Znakomicie!
- Zaczyna Nidhogg, bo on najlepiej zna wnętrze ziemi. Kiedy zlokalizuje miejsce
pobytu naszych przyjaciół, my ruszymy do akcji.
- A może moglibyśmy pomóc?
- Wątpię, czy znajdziecie wejście.
- Masz rację, mądry mężu. Pójdziemy za wami.
Nidhogg zniknÄ…Å‚ im z oczu.
Najlepsi pomocnicy Móriego... niech będą błogosławieni!
Móriego dręczył niepokój. Nie słyszał ani Jaskariego, ani Gorama. Sam był tak
sparaliżowany, że nie mógł ruszyć ręką, by sprawdzić, czy oddychają, mógł jedynie leżeć
spokojnie i czekać.
Rozsądny Dolg pomyślał o duchach. One z pewnością tylko marzą o tym, by mieć coś
ważnego do roboty, sprawiały wrażenie głęboko urażonych, że nie włączono ich do
ekspedycji w Góry Czarne. Móri też był urażony, ale on po powrocie ekspedycji uzyskał
pełną satysfakcję, kiedy wszyscy opowiadali, jak bardzo im go brakowało.
%7łe też sam nie wpadł na ten pomysł z duchami! Ale chyba był za bardzo oszołomiony,
nie myślał wystarczająco trzezwo.
Pojawił się Nidhogg. Móri rozpoznał dotyk jego niebywale długich palców.
Znajomy głos mówił:
- Aha, więc tutaj jesteś? Niełatwo było cię znalezć.
- Tak, a co to jest to tutaj ?
- To jama w ziemi na skraju lasu. Szukałem we wszystkich domostwach tych
insektów, zanim domyśliłem się, że musi istnieć więcej kryjówek. Potem już odnalazłem was
bez trudu.
- Nidhogg... zbadaj tamtych! Nie słyszę ich oddechów.
Przez chwilę panowała cisza.
- %7Å‚yjÄ….
- Och, dziękuję! Dziękuję, serdecznie dziękuję! Ale żaden z nas, nie może ich dotknąć.
Jak siÄ™ stÄ…d wydostaniemy?
- Wszystko siÄ™ zorganizuje.
Móri był bardzo poważny.
- Nidhogg, mój przyjacielu. Czy ty wyczuwasz to samo co ja?
Duch milczał. Po chwili rzekł:
- Tak. Chyba wiem, co chcesz powiedzieć.
- Czy możemy coś zrobić?
- Powinniśmy spróbować.
Kiedy Nidhogg wyszedł znowu na powierzchnię ziemi, Ram otrzymał już wiadomość,
że Strażnicy uwięzili żądne krwi istoty ziemi w lesie. Czy należy przetransportować je do
osady?
- Nie, niech zostaną w lesie, dopóki nie uratujemy naszych zaginionych!
Nidhogg zapytał Rama:
- Czy możecie trzymać to robactwo w szachu, dopóki dokładnie nie zbadamy lochu?
Ram wahał się, ale Dolg powiedział szybko:
- Ja sobie z tym poradzÄ™.
Dolg nie był czarnoksiężnikiem, tak jak Móri. Nie potrafił osaczyć nikogo zaklęciami.
Ale przecież nauczył się różnych pożytecznych sztuczek. Mieszkańcy osady z wodzem na
czele stali na skraju lasu i zastanawiali siej jak długo ci trzej, Ram, Kiro i Dolg, będą sterczeć
na łące i rozmawiać. Duchy były niewidoczne.
Dolg zaczął nucić jakieś usypiające zaklęcia. Fakt, że zaklęcia są islandzkie, nie miał
żadnego znaczenia dla rezultatów. Istoty ziemi były teraz niczym słupy soli, widziały, co się
dzieje, ale nie mogły nic zrobić, nie bardzo zresztą wierzyły w to, co widzą.
Kamień przykrywający otwór kominowy lochu na skraju lasu, w którym
przetrzymywali więzniów, został uniesiony w górę przez jakieś niewidzialne ręce - w
rzeczywistości tak się właśnie stało - i z głuchym łoskotem upadł na ziemię. Wejście zostało
otwarte. Minęła jeszcze chwila i ich więzniowie jęli wychodzić na zewnątrz, jakby unosili się
w powietrzu w jakimś niewidzialnym pojezdzie. Najpierw wyłonił się jeden, potem w taki
sam sposób opuścił loch drugi, w końcu trzeci. Wódz był bezradny, z trudem zbierał myśli.
Jak mógłby pomyśleć, że więzniowie są unoszeni przez duchy?
Okazało się, że na tym nie koniec! Otwór w dachu wciąż był otwarty. Dwoje
niewidzialnych ramion wyniosło z lochu dwie bardzo wychudzone istoty.
Nie, nie, krążyło w głowie wodza, ale na tym kończył się jego protest. Jak we śnie.
Nie mógł się ruszyć. Innymi słowy, mógł teraz spróbować własnego lekarstwa.
- Na Zwięte Słońce... - jęknął Ram. - Co to jest?
Nidhogg przystanął, by mu wytłumaczyć.
- Móri i ja wyczuwaliśmy, że tam na dole są nie tylko oni. W zakamarkach lochu
znalezliśmy tych oto. Więzniów, którzy musieli tam spędzić wiele lat, spójrz, jacy są
wychudzeni.
- Owszem, widzÄ™. Rzecz jasna zabieramy ich ze sobÄ….
- Wiedziałem, że tak postąpicie - rzekł Nidhogg ciepło.
Kiedy wszyscy znalezli się w gondoli, Ram dał znać Strażnikom, by uwolnili istoty
ziemi, a sami wyruszyli w drogÄ™ powrotnÄ… do domu. Wszyscy zostali uratowani, ewentualna
zemsta wodza i jego bandy spadnie na kogo innego.
Gondola wznosiła się coraz wyżej i Dolg cofnął magiczne zaklęcie.
Móri, Jaskari i Goram leżeli bez ruchu na podłodze gondoli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]