do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 458. Harlequin Romance Gordon Lucy Patrzec oczyma duszy
- 0919. Gordon Lucy Bracia Rinucci 02 Bilet do Neapolu
- McAllister Anne, Gordon Lucy Nieoczekiwana zmiana miejsc
- A Singular Obsession 2 Calen's Captive Lucy Leroux
- Gordon_Lucy_Wloska_dziedziczka
- Gordon Lucy Magia miłości
- 13 Carole Mortimer Zamek na wrzosowisku
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- WARZYWNIAK KRZYSZTOF JAWORSKI
- Phillipson Sandra Dzikie róśźe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emily.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uniknęła awantury na tańcach. W ogóle jej uczucia były straszliwie wzburzone i pomieszane,
bo nigdy w \yciu nie miała tylu prze\yć w tak krótkim czasie.
Po chwili dotarli do jakiegoś spokojnego zakątka w lesie. Pogoń poszła w innym kierunku.
Okrzyki i nawoływania stawały się coraz słabsze i odleglejsze. Valancy zdyszana i z
szaleńczo bijącym sercem, opadła na pień przewróconego drzewa.
Dzięki wysapała.
Ale\ z pani głuptas, \eby przyjść w takie miejsce! powiedział Barney.
Ja& nie wiedziałam& \e to tak& będzie wyglądało próbowała się bronić Valancy.
Powinna pani wiedzieć. Do Chidley Corners dobry Bo\e!
Nic mi to nie mówiło.
Valancy wiedziała, \e Barney nie zdaje sobie sprawy ze stopnia jej ignorancji, gdy
chodziło o sprawy \ycia na wsi, obyczajów itd. Całe dotychczasowe \ycie spędziła w
Deerwood. On nie wiedział, jak ją wychowano. Wszystko to było trudne do wyjaśnienia.
Kiedy przyszedłem dziś wieczorem do Abla i Cissy mi powiedziała, \e pojechała pani z
nim do Corners, byłem zdumiony i mocno przestraszony. Cissy mówiła, \e od początku bała
się o panią, ale nie chciała nastawać z obawy, \e uzna ją pani za egoistkę. Tak więc zamiast
jechać do Deerwood, zjawiłem się tutaj.
Valancy poczuła, jak przepełnia ją radosne ciepło. A więc przyszedł tu ze względu na nią!
Jak tylko przestaną nas szukać, wymkniemy się na szosę prowadzącą do Muskoka.
Zostawiłem tam Lady Jane. Zawiozę panią do domu. Myślę, \e ju\ dosyć tej zabawy.
Najzupełniej przyznała potulnie Valancy.
Przez część drogi do domu milczeli. Zresztą rozmowa na wiele by się nie zdała. Lady Jane
robiła tyle hałasu, \e nie słyszeli się nawzajem. Poza tym Valancy nie miała nastroju do
rozmowy. Strasznie się wstydziła całej tej historii. Wstydziła się, \e Barney Snaith znalazł ją
w takim miejscu. Wprawdzie był to Barney Snaith mający opinię kryminalisty, fałszerza,
bezbo\nika i defraudanta, ale mimo to wstydziła się.
Zarazem jednak napawała ją radość, niezwykłe uniesienie, któremu nie przeszkadzało
nawet podskakiwanie na wybojach bo obok był Barney Snaith. Wielkie drzewa migały,
gdy mijali je w pędzie. Wysokie osty wyglądały jak pijane elfy w światłach latarni auta.
Valancy pierwszy raz jechała samochodem i była zachwycona. Z Barneyem za kierownicą
niczego się nie bała. W czasie jazdy poprawił jej się nastrój. Przestała się te\ wstydzić. Nie
czuła nic poza tym, \e jest fragmentem komety mknącej beztrosko przez kosmos.
I nagle, właśnie wtedy, gdy las zaczął rzednąć i ukazały się zagony nieu\ytków, Lady Jane
ucichła, zwolniła i& stanęła w miejscu.
Barney krzyknął zdziwiony, wyszedł, zaczął coś sprawdzać i wrócił przepraszając.
Jestem nieodpowiedzialnym bałwanem. Zabrakło benzyny. Wiedziałem, \e jest jej mało,
kiedy wyje\d\ałem z domu, lecz miałem zamiar napełnić bak w Deerwood. A potem w
pośpiechu zapomniałem o tym.
Co mo\emy zrobić? spytała spokojnie Valancy.
Nie wiem. Benzyny nie dostaniemy bli\ej ni\ w Deerwood. Prawie dziewięć mil stąd.
Poza tym nie ośmielę się zostawić pani samej. Na tej drodze zawsze trafiają się jacyś
włóczędzy. Mogą te\ zabłąkać się tu niektórzy z tych pomyleńców z Corners. Moim zdaniem,
najlepsze co mo\emy zrobić, to czekać cierpliwie, a\ pojawi się jakiś samochód i kierowca
po\yczy nam trochę benzyny, byle dojechać do domu Ryczącego Abla.
No to musimy czekać stwierdziła Valancy.
Ale mo\emy tak siedzieć całą noc powiedział Barney.
To nie ma znaczenia.
Barney roześmiał się. Jeśli nie ma dla pani, to nie ma i dla mnie. Mojej reputacji nic ju\
nie zaszkodzi.
Mojej tak\e podsumowała najspokojniej w świecie Valancy.
* * *
Będziemy tu sobie siedzieli oznajmił Barney a jeśli przyjdzie nam chęć coś
powiedzieć, to powiemy. W przeciwnym razie milczymy. Proszę się nie uwa\ać za
zobowiÄ…zanÄ… do rozmowy ze mnÄ….
John Foster powiada zacytowała Valancy \e jeśli mo\esz z jakąś osobą spędzić
pół godziny w milczeniu i czuć się dobrze, to mo\ecie zostać przyjaciółmi. Jeśli nie mo\esz,
to przyjaciółmi nie będziecie i nie warto tracić czasu na próby .
Okazuje się, \e John Foster od czasu do czasu potrafi powiedzieć coś sensownego
zgodził się Barney.
Siedzieli w milczeniu dłu\szy czas. Dzikie króliki skakały przez drogę. Raz czy dwa
głośno zachichotała sowa. Daleko na południowym zachodzie niebo zasnuwały drobne,
srebrzyste obłoki, akurat gdzieś w okolicach wysepki Barneya.
Valancy była bezgranicznie szczęśliwa. Niektóre sprawy docierają do świadomości
powoli, niektóre z szybkością błyskawicy. Przez nią właśnie przemknęła taka błyskawica.
Zrozumiała, \e kocha Barneya. Wczoraj jeszcze nale\ała wyłącznie do siebie. Teraz
nale\ała do tego mę\czyzny. A przecie\ on niczego nie zrobił, niczego nie powiedział. Nie
patrzył na nią jak na kobietę. Lecz to nie miało znaczenia. Podobnie nic dla niej nie znaczyło,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]