do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- A Singular Obsession 2 Calen's Captive Lucy Leroux
- Montgomery Lucy Maud Błękitny zamek
- Gordon_Abigail_W_poszukiwaniu_Amelii_M265
- Gordon Dickson Forever Man
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- 041. Sala Sharon Upragnione dziedzictwo
- MU008. Alexander Carrie Zwariowana dziedziczka
- 458. Harlequin Romance Gordon Lucy Patrzec oczyma duszy
- Wa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale szczęśliwy...
- To już nie twoje zmartwienie. Mogliśmy być szczęśliwi, tak mi się przynajmniej
zdawało. Kochałem cię i myślałem, że z czasem zyskam twoją miłość. Nie przewidziałem, że
masz uparte i niechętne mi serce. Wiesz, dlaczego prosiłem matkę o pośrednictwo? Bo
wiedziałem, że wciąż o nim myślisz. Gdybym mówił ci o miłości, odepchnęłabyś mnie.
- Ale przecież było coś pomiędzy nami...
- Pożądanie, nie miłość. Czasem czułem, że pożądasz mnie, ale fizycznie, nie sercem.
A ja pragnąłem tylko, żebyś spojrzała na mnie tak samo, jak patrzyłaś na niego. Starałem się
zachować dystans, by cię nie spłoszyć, ale wówczas w świątyni, cóż... - Westchnął. - Nie
zawsze umiałem się pohamować. A przez cały czas kochałem cię rozpaczliwie i myślałem, że
to dostrzeżesz. Lecz ty nie chciałaś tego widzieć, bo zawsze przy tobie był Lorenzo. -
Zamyślił się na moment. - Rozmawialiśmy o naszej przejażdżce jachtem... o tym, co wówczas
mogło się stać. Powiedziałaś, że byłaś w nim zakochana, a ja, że miłość jest komplikacją,
nawet gdy to tylko złudzenie. Gdybyś wiedziała, jak się modliłem, abyś powiedziała, że
miłość do Lorenza była owym złudzeniem. Wstrzymałem oddech, ale milczałaś. Wtedy
domyśliłem się prawdy.
Twarz miał ponurą, a jego oczy po raz pierwszy wydały jej się tak bardzo bezbronne i
cierpiące. Wyciągnęła rękę, lecz cofnął się. Milczała, koncentrując się na tym, co jeszcze
usłyszy.
- Wtedy powinienem pozwolić ci odejść - rzekł. - Wówczas nie doszłoby do tego.
Trudno, stało się. Sam do tego doprowadziłem, więc nie mogę się uskarżać.
- Nie wierzę własnym uszom - wykrztusiła.
- Nie? Zanim cię poznałem, byłem inny. - Milczał przez chwilę. - Ułatwię ci to, ale
odejdz szybko. Nie wiem, jak długo wytrzymam.
- Renato...
- Na miłość Boską! - Twarz mu się zmieniła. - Idz i niech cię więcej nie oglądam!
ROZDZIAA DWUNASTY
Zrobiła krok w jego stronę.
- Nigdzie nie pójdę. Jesteś moim mężem, kocham cię i zostanę przy tobie.
- Nie igraj ze mną - rzekł gardłowym głosem. - Przed chwilą powiedziałaś mi, że z
nim spałaś.
- Nic podobnego. Powiedziałam tylko, że spałam w łóżku Lorenza, ale nie
twierdziłam, że był ze mną.
- Co? - szepnął. Jego nieszczęście wzruszyło ją.
- Och, kochanie. - Dotknęła jego twarzy. - Jesteś takim głuptasem! Kiedy ja spałam w
łóżku Lorenza, on nocował w policyjnej celi.
- Co ty mówisz?
- Nie było go ze mną. Spędził noc pod kocem na pryczy, dlatego wrócił w brudnym,
wymiętym ubraniu.
Pod wpływem jej słów rozwiewały się chmury rozpaczy. Znów pojawiło się słońce,
radośnie zabrzmiały dzwony i fanfary.
- Policyjna cela? - powtórzył z niedowierzaniem.
- Zadzwonił wczoraj z posterunku policji w Londynie, bo został aresztowany za
prowadzenie po pijanemu i próbę pobicia policjanta. Należało działać szybko. Mamma
wyjechała, a im mniej ludzi wiedziało o sprawie, tym lepiej. Wsiadłam w pierwszy samolot
do Londynu i poszłam prosto na posterunek, ale nie wyciągnęłam Lorenza, bo obawiano się,
że ucieknie z kraju. I tak przespał się w celi, a ja przenocowałam w jego pokoju, bo po co
było płacić za inny, skoro ten stał pus...
Uciszył ją, zamykając usta pocałunkiem. Nie starczyłoby słów, by opisać ogarniające
ich uczucia. Każde z nich wyznało drugiemu miłość w nieoczekiwany dla siebie sposób. Tak
oto dokonało się coś, co mogło całymi latami być tłumione przez fałszywą dumę. Radość,
poczucie triumfu i olbrzymiej ulgi mieszały się w ich pocałunkach.
- Powiedz mi, że to prawda - wyszeptał jej w usta. - Obiecaj, że nie obudzę się za
chwilę, tylko całuj mnie!
- To wszystko prawda, przysięgam. Nie spałam z Lorenzem.
- Nie to, tylko mów, że mnie kochasz...
- Kocham cię, Renato. Nie kocham nikogo, prócz ciebie, ale ty nigdy nie
powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Czy mężczyzna mógłby inaczej oszaleć na punkcie kobiety?
- Zawsze tłumaczyłeś, że to nie ma nic wspólnego z miłością. Pamiętasz?
- Byłem głupi. Przysięgałem, że nigdy nie pozwolę, by jakaś kobieta tak wiele dla
mnie znaczyła. Wtedy spotkałem ciebie, ale było za pózno, bo kochałaś innego, więc
musiałem wmówić sobie, że cię nie kocham. - Znów ją gorąco pocałował. - Tak się bałem...
Nawet nie zauważyła, kiedy weszli na piętro, ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała
zatrzaskujące się drzwi. Zaczęli pospiesznie zdejmować z siebie ubranie.
Kochali się wprost szaleńczo, lecz była w tym wielka ulga i uspokojenie, a nad
wszystkim królowała nadzieja. Jeszcze przed chwilą nie było przed nimi przyszłości, a teraz
otworzyła się jak bramy niebios we wszystkich kolorach tęczy.
- Chyba musimy wstać - mruknęła niechętnie Heather. - Mamma obudzi się i będzie
zdumiona, co tu robi Lorenzo. Ciekawe, co jej tam nakłamie.
- Krzywdzisz Lorenza - odparł Renato. - Powie jej prawdę. Czego by się o nim nie
powiedziało, jest uczciwy.
- To prawda. Wiesz, ile zawdzięczamy jego uczciwości? Renato nie odpowiedział i
uświadomiła sobie, że rany są jeszcze świeże i potrzeba czasu, by przestały boleć.
- Opowiedz mi resztę - odezwał się w końcu. - Co się stało? Jak wyciągnęłaś go z celi?
Musieliście uciekać?
- Na szczęście obeszło się bez drastycznych metod. Załatwiłam mu prawnika i z
samego rana stanął przed sędzią pokoju. Nic poważnego. Odrobinkę przekroczył promile, nie
spowodował wypadku, nikt nie ucierpiał.
- A ten pobity policjant?
- Muśnięcie. Ledwo go dotknął. Nie wniósł skargi. Wiem, że Lorenzo ma mnóstwo
spotkań w Anglii, ale pomyślałam, że lepiej szybko przywiezć go do domu.
- Dobrze zrobiłaś. Chwilowo nie wyślę go z powrotem, ale ktoś musi odwiedzić jego
klientów, a ty nadajesz się najlepiej. Doskonale radziłaś sobie w Szkocji...
- Doskonale? Czułam twój oddech na karku. Sprawdzałeś mnie przecież...
Pocałował ją.
- Miło wiedzieć, że nie jestem jedynym głupcem w rodzinie. Pojechałem do Szkocji,
bo nie mogłem bez ciebie wytrzymać.
Przytuliła się do niego, zastanawiając się, czy obecność Lorenza w Anglii nie miała z
tym coś wspólnego, ale nie spytała o to.
- A widzisz - mruknął - mamy ostatni kawałek układanki.. Wypełniliśmy ją do końca.
- Ciekawe, nie jestem o tym przekonana...
- Skoro siÄ™ kochamy, czego jeszcze ci trzeba?
- No, nie wiem. Wciąż mam uczucie, że brakuje dwóch kawałków.
- O nie - odparł, przytulając ją mocniej. - Odnalezliśmy się nawzajem, choć już
traciłem nadzieję.
Nie protestowała, oddając się wspólnemu szczęściu, jednak wciąż myślała o tym, że
puzzle są niekompletne. Brakowało jeszcze dwóch kawałków.
Wyjechała do Anglii i wróciła, by włączyć się w przygotowania do przyjęcia
urodzinowego Baptisty, które miało się odbyć w wielkiej sali Residenzy.
- Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu - powiedział jej pewnego wieczoru
Renato. - Wiesz, że planowałem rozszerzyć asortyment o kwiaty. Niektóre gatunki hodujemy
najlepiej na świecie. Mogłabyś się tym zająć.
- Z rozkoszą - odparła.
- Więc powinnaś odwiedzić specjalistów w tej dziedzinie. Szczególnie interesuje mnie
ten człowiek - powiedział, wręczając jej wizytówkę Vincenza Tordonego. - Ma całe hektary
szklarni i może zapewnić dostawy zimą. Chciałbym, żebyś go odwiedziła i powiedziała mi,
co myślisz. Jeśli towar jest najwyższej jakości, możemy tymi kwiatami udekorować dom na
urodziny mammy, a potem przystąpić do interesu.
Ucieszona Heather odwiedziła Vincenza Tordonego w jego biurze w Palermo.
Wysoki, szczupły mężczyzna koło siedemdziesiątki o siwych włosach i nienagannych
manierach od razu przypadł jej do serca. Zaprosił ją do odwiedzenia szklarni za miastem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]