do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Żuławski Jerzy Trylogia księżycowa 01. Na Srebrnym Globie
- Strzępy Niewygasłej Pamięci Jerzy Bauer
- Alarm dla Polski Jerzy Robert Nowak
- Pilch Jerzy Spis Cudzołożnic
- Niemczuk_Jerzy_ _Stefan
- 1 Smok i Jerzy
- Amber Carlton Trinity Magic (pdf)
- Williams Lee Jedna na milion
- Gold Kristi Noc z szejkiem
- Maynard Janice ZaśÂ›lepiony namić™tnośÂ›cić…
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emily.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siÄ™ z cudzoziemcami.
- %7łe też nie wyjechała na stałe za granicę? Przy jej, jak pan powiada
stosunkach, nie byłoby to trudne.
- To snobka. Ale mądra snobka. Doskonale rozumie, że cała jej wartość
polega na tym, iż jest w kraju.
- Nie rozumiem?
- To jasne. Kiedy przyjeżdżają przedstawiciele wielkiego koncernu -
amerykańscy milionerzy, pani Miedzianowska jest pierwszą osobą przy ich
boku. Załatwia kontrakty, umawia z ministrami i dyrektorami zjednoczeń
przemysłowych. Poza tym jest przewodnikiem po kraju i organizuje wolny czas
tym panom. Aącznie z małym flirtem. Gdyby wyjechała do Anglii czy też do
USA, zostałaby tam jedną z wielu przeciętnych urzędniczek, które naczelnego
dyrektora widzą raz na rok, a rozmawiają z nim raz na dziesięć lat, albo i nigdy.
A pani Miedzianowska umie kalkulować. Dlatego też jest ciągle rozwódką,
pomimo, że nie brakowało kandydatów do jej ręki.
- Ale właśnie mogłaby znalezć bogatego cudzoziemca.
- Och - inżynier uśmiechnął się drwiąco - ci panowie przyjeżdżając do nas
są nastawieni bardziej towarzysko, niż matrymonialnie. Wolą te sprawy
likwidować prezentem. Kosztownym w naszym pojęciu, a drobiazgiem
dopisywanym do kosztów podróży w rachunkach tych panów. Pani Basia wie,
na co może liczyć i nie posuwa się zbyt daleko w swoich żądaniach. Teraz
właśnie buduje sobie willę na Mokotowie.
- Tak? - zdziwił się podporucznik. - Samotna osoba i od razu cała willa.
- Nie znam dokładnie szczegółów. Wiem tylko, że pani Miedzianowska
chwaliła się w Carltonie , że takich mieszkań, jakie będzie miała, to niewiele
się znajdzie dzisiaj w Warszawie. Podobno nawet telefony mają być dobrane do
koloru mebli i sprowadzone ze Szwecji.
- To ciekawe! Jej dochody pozwalajÄ… na takie luksusy?
- Oficjalnie na pewno nie. Więcej nie powiem, bo i tak boję się, że
narobiłem plotek.
- Och nie, panie inżynierze. Teraz rozmawiamy prywatnie, nie do
protokołu. Myśli pan, że byłaby zdolna do wzięcia tego młotka do ręki i pójścia
na górę do pokoju jubilera?
- Chyba jednak nie. Sprytna jest, nawet cwana, ale umie liczyć. Te
kilkanaście tysięcy dolarów, które mogłaby uzyskać za świecidełka, miałoby dla
niej wartość tylko w kraju. Zdaje sobie sprawę, że za granicą to zbyt mało, żeby
się wygodnie urządzić na stałe. A o wygodę to ona umie dbać. Nie lubi się zbyt
przepracowywać. Szukała dobrej posady. Takiej, gdzie pracuje się kilka godzin
dziennie, czy nawet kilka dni na miesiąc. W końcu ją znalazła, więc raczej
będzie się jej trzymać.
- A emocjonalnie, czy zdolna byłaby do takiego czynu?
- Na pewno. Z zimną krwią rozwaliłaby cudzą głowę, gdyby to leżało w
jej kalkulacji. Właśnie tylko dlatego sądzę, że to nie ona.
- A pani Miedzianowska nie wspominała panu o planach wyjazdu za
granicę na stałe?
- Nieraz mówiła mi, jakie to wspaniałe propozycje robią jej jej
amerykańscy przyjaciele. Włochy, Anglia czy Ameryka do wyboru. Ale ja w to
nie wierzę. Oczywiście koncern jest na tyle duży, że mógłby ją zatrudnić w
każdym z tych krajów, lecz na podrzędnym stanowisku. W Anglii każdy mówi
doskonale po angielsku, w Polsce znajomość tego języka jest silnym atutem pani
Basi. To zasadnicza różnica.
- A kogo z mieszkańców Carltonu zna pan poza tym?
- Cóż, reszta gości pensjonatu, poza panią Rogowiczowa, mieszka stałe w
Warszawie. Ja tam bywam tylko dorywczo. Niemniej, poza paniÄ… profesor,
właśnie tutaj spotykałem się niejednokrotnie ze wszystkimi. Tak się składa, że te
same osoby korzystają z urlopu w pazdzierniku i spędzają go w górach. Mało
łudzi wie, że Tatry mają w pazdzierniku cudowną pogodę - ciepło i dużo słońca.
Bez przesady mogę powiedzieć, że znam z widzenia wszystkich
przyjeżdżających w tym miesiącu do Zakopanego. Kto bowiem raz spróbował
tak spędzać swój urlop, zwykle za rok powraca. W ten sposób i w Carltonie
zebrała się grupka ludzi, a nazywamy siebie pazdziernikowcami , którzy
spotykajÄ… siÄ™ tutaj o tej porze roku.
- Nic więcej nie mógłby pan powiedzieć nam o swoich
współtowarzyszach?
- Nic. Spotykamy siÄ™ wprawdzie zawsze w Carltonie , lecz nie Å‚Ä…czÄ…
mnie z nikim bliższe stosunki. Kiedy spotykam tych ludzi poza Zakopanem, po
paru zdaniach nie mamy właściwie o czym mówić. To zupełnie zrozumiałe.
Poza wspomnieniami wspólnych urlopów nic nas nie łączy. Ponieważ jednak te
nasze spotkania powtarzają się co roku, odbywamy wspólne wycieczki, gramy
w karty, bawimy się, czasem nawet idziemy razem w Polskę , każdy z nas wie
dość dużo o drugim. Wytworzył się między nami pewien, jakby to nazwać,
rodzaj przyjazni wakacyjnej , obowiÄ…zujÄ…cej tylko w Zakopanem, a nie
mającej odpowiednika na innym gruncie towarzyskim. Toteż wszyscy obecni w
pensjonacie wiedzą doskonale, że jestem inżynierem, pracuję we Wrocławiu, a
ponadto zajmuję się komponowaniem piosenek. Znają - mój gust, mój charakter,
moje upodobania. Natomiast nie orientują się w moich znajomościach, ani w
moim trybie życia w mieście nad Odrą. I odwrotnie. Ja również wiem, czym się
zajmują obecni pensjonariusze Carltonu , jakie mniej więcej mają dochody,
jaką cieszą się opinią zawodową lub towarzyską, ale nie znam nawet żadnego z
ich warszawskich adresów.
Podporucznik zrezygnował z dalszych pytań.
Podczas gdy %7łarski przeglądał i podpisywał protokół, pułkownik
poprawił się na krześle i zapytał:
- Jaki telewizor mają w Carltonie ? Oczywiście, to już nie do protokołu.
- Czechosłowacką Teslę . Duży aparat, zakupywany zazwyczaj dla
świetlic, z szerokim ekranem, chyba 27 cali. Dawniej musiał być dobry, a teraz
całkiem gruchot. Każdy kręci i reguluje, bez względu na to, czy się zna, czy nie.
Przy takiej eksploatacji już po trzech latach telewizor nadaje się do wyrzucenia.
- Ja mam starą Wisłę - ciągnął dalej pułkownik częstując inżyniera i
podporucznika papierosami - małe to, ale jestem z niej zadowolony. A pan
inżynier jaką ma markę?
- W ogóle nie mam telewizora. Niepotrzebny kawalerowi.
- Słusznie - roześmiał się pułkownik - kawaler ma inne, znacznie milsze
przyjemności, niż siedzenie wieczorami przed migającym ekranikiem.
Inżynier i podporucznik uśmiechnęli się w odpowiedzi.
- W mojej Wiśle czasami nawala stabilizator głosu. To chyba
najczęstszy powód psucia się tych aparatów. Trzeszczy wtedy i piszczy, aż uszy
więdną. Pewnie i tutaj było to samo?
- Aparat w Carltonie jest zupełnie roztrajkotany. Musiałem sprawdzić
części i dokręcić śrubki. Stabilizator także wysiada.
- Zawsze zazdroszczę ludziom, którzy umieją naprawiać różne drobiazgi.
Pod tym względem jestem do niczego. Nawet z korkami przy liczniku nie
bardzo daję sobie radę. Kiedy raz zacząłem je naprawiać, z miejsca spaliłem
pion do mufy. A telewizor jest dla mnie czarną magią . Wiem jedynie, że
Wisła ma osiem lamp, umiem ją nastawić i wyregulować, gdy miga. Z
każdym innym głupstwem muszę wędrować do fachowca. Gorzej, że takiemu
panu trzeba płacić tyle, ile zaśpiewa. Pół godziny opowiada, ile to miał roboty,
ile części wymienił i jak się przy tym napracował. A ja jestem zmuszony
wierzyć każdemu słowu... Tesla jest zapewne bardziej skomplikowana?
Przecież to dwunastolampowy aparat? Inżynier grzecznie przytaknął.
- Oczywiście, Tesla jest większa i ma bardziej skomplikowaną
aparaturę. Ale gdy człowiek zorientuje się o co chodzi, to ostatecznie niewielka
różnica w naprawie ośmio - czy dwunastolampowego aparatu. Zasada jest
przecież ta sama.
- Nie będziemy inżyniera dłużej zatrzymywali. Jest bardzo pózno, a reszta
pensjonariuszy niecierpliwi siÄ™.
%7łarski wstał od stołu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]