do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- William Gibson & Bruce Sterling The Difference Engine
- Walter Jon Williams Voice of the Whirlwind
- 073. Williams Roseanne Zly chlopak
- GT Dietz William C Hitman Enemy Within
- Williams_Cathy_Rezydencja_w_Szkocji
- Walter Jon Williams Hardwired
- William C. Dietz Drifter
- Goldberg Lee Detektyw Monk jedzie na Hawaje
- Feehan, Christine Dark 12 Dark Melody
- E book Odplyw Netpress Digital
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmem. - Więc, dobranoc - powiedziała gwałtownie.
Patrzył jej w oczy o ułamek sekundy za długo.
- Przyjemnych snów - zamruczał i odwrócił się, by
w końcu wyjść.
Kierując się na piętro, starała się otrząsnąć z uczucia bra-
ku równowagi, połączonego z gwałtownym pożądaniem.
Nagle poczuła się zmęczona. Zdała sobie sprawę, że było to
wywołane napięciem spowodowanym jego obecnością - lub
raczej jej oporem. Aóżko nigdy nie wyglądało tak zachęca-
jąco. Zuzanna rozebrała się szybko, umyła twarz i zęby
i wskoczyła pod pościel. Nawet nie przerażało jej nieznane
otoczenie. Aóżko było miękkie, a nocny powiew wiatru
z otwartego okna - ciepły i kojący. Zamknęła oczy, gotowa
oddać się objęciom snu.
Wtedy właśnie usłyszała coś dziwnego. Otworzyła szero-
ko oczy. Słyszała szum wzburzonej wody, zaledwie parę jar-
dów od jej okna. Ktoś jest w basenie" - pomyślała, jękną-
wszy w duchu.
Cisza nocna tylko potęgowała każdy plusk i chlupot do-
chodzący z dołu. Wzdychając Zuzanna usiadła na łóżku. Nie
mógł zostać tam długo. Było zbyt zimno. Odwróciła się
w stronę okna, zastanawiając się, czy powinna zawołać, by
ograniczył swe pływackie wyczyny do godzin porannych.
Pózniej wstała i podeszła do okna.
Księżyc był prawie w pełni i gdy oczy przyzwyczaiły się
do światła, wyraznie mogła zobaczyć figurę Craiga Jordana
w basenie. Jej okno wychodziło wprost na tylną ścianę base-
nu. Patrzyła, jak przepłynął szybko całą jego długość, by
wyłonić się bezpośrednio pod jej oknem.
Na moment serce w niej zamarło i ogarnęła ją nagła nie-
moc. Stał tam nagi, podobny do posągu, zaledwie parę jar-
S
R
dów od niej. W blasku księżyca wyraznie widziała każdą li-
nię i zaokrąglenie jego nagiego ciała. Nie sposób było nie
widzieć tego, czego do tej pory mogła się tylko domyślać.
Niby przykuta do podłogi, z zaschniętymi ustami, pochła-
niała wzrokiem przepych jego ciała. Wtedy przeciął powie-
trze i z gracją zanurkował do wody.
Z drżącymi kolanami Zuzanna odwróciła się od okna.
Weszła powoli do łóżka, lecz opuściły ją resztki senności.
Leżała tak, wyprostowana, ze szczelnie zamkniętymi powie-
kami, podczas gdy odgłosy z zewnątrz wlewały się do poko-
ju przez otwarte okno. To niesprawiedliwe - pomyślała,
zgrzytając zębami. -Ten człowiek nie daje mi spać już drugą
noc z rzędu".
S
R
Rozdział piąty
Pochylił się nad kosiarką do trawy zaledwie parę jardów
od niej. Musiała stanąć na palcach, by dosięgnąć czubka ży-
wopłotu, a gdy to zrobiła, nie mogła nie dostrzec świetnie
dopasowanych dżinsów. Doskonałe. Właściwie Craig miał
ciało stworzone do dżinsów...
Ciach.
Lecz z drugiej strony, równie dobrze wyglądał w szortach.
W samej rzeczy, rodzaj ubrania nie był najważniejszy...
Ciach. Ciach.
I wiedziała o tym bardzo dobrze, a zwłaszcza po ostatniej
nocy...
Ciach - ciach - ciach - ciach - ciach - ciach...
Stop.
Zuzanna odsunęła się do tyłu, zauważywszy, że wycięła
ząbek w miejscu, gdzie powinna być linia prosta. Zerkając
na żywopłot, zagryzła dolną wargę i wierzchem dłoni otarła
pot z czoła.
Niech go licho. Jak miała się skoncentrować na przycina-
niu żywopłotu, gdy on... no, stał tak blisko? To niesprawie-
dliwe.
To ty go zatrudniłaś" - zirytowana powiedziała do siebie
i zmusiła się do patrzenia na żywopłot, mimo że kątem oka
mogła wyraznie zobaczyć Craiga. Przechadzał się naokoło
wiązu; kręcone włosy migotały w słońcu, a maleńkie krople
potu iskrzyły się na muskularnych ramionach...
Ciach.
S
R
Przymrużyła oczy i w ten sposób ograniczyła swe pole
widzenia. Miała uczucie, że patrzył na nią, więc starała się
sprawić wrażenie całkowicie pochłoniętej pracą nad żywo-
płotem. Był nieco krzywy, lecz z pewnością... przycięty.
Oczywiście Craig z miejsca, w którym stał, nie mógł zoba-
czyć jej stroju. Zerknęła w dół, widząc, że jej niebieski jed-
noczęściowy strój przylgnął do niej, uwydatniając każde za-
okrąglenie. Czyżby był czas założyć koszulę? Było zbyt go-
rąco. Poza tym ciągle zasłaniał ją żywopłot...
Dobry Boże, Zuzanno! -jęknęła w duchu. - Co się z to-
bÄ… dzieje?"
Ciach. Ciach-ciach-ciach-ciach-ciach!
W czasach liceum była zawsze zbyt mocno przejęta tym,
jak wypadnie w oczach patrzących na nią mężczyzn. Ale
gdy on na nią patrzył, uczucia, których doświadczała, były
nie znane podlotkowi. Czuła się jak dorosła i grzesznie po-
żądliwa kobieta.
- Co ty robisz?
Zuzanna upuściła nożyce, które cudownym zbiegiem
okoliczności nie wbiły się w stopy, tylko zaryły głęboko
w trawie. Obracając się w stronę, z której dochodził głos,
zobaczyła, że ńie mówił do niej. Stał pod wiązem, kręcąc
z niedowierzaniem głową, i patrzył w górę na gałęzie. Zu-
zanna obeszła żywopłot i spojrzała z ciekawością na gałąz,
która zaszeleściła. Wtedy żałosne miauczenie przeszyło po-
wietrze.
Był to jeden z kotków cioci, który w jakiś dziwaczny spo-
sób wlazł aż tam i zwisał teraz z najeżonym futrem i histery-
cznie wytrzeszczonymi oczami parę stóp nad głową Craiga.
Jak się tu dostałem?" - zdawał się mówić, wyglądając, jak
gdyby ktoś inny go tam umieścił, ot tak dla głupiego dowci-
pu.
- Możesz to podtrzymać? - spytał Craig, wręczając jej
grabie, kiedy podeszła bliżej.
- Och, biedactwo! - wykrzyknęła. Kot nastawił uszy
S
R
i komicznie rozszerzał oczy, podczas gdy Craig stawiał sto-
pÄ™ na drzewie, szykujÄ…c siÄ™ do odsieczy.
- Lepiej, żeby to biedactwo miało obcięte pazury - burk-
nÄ…Å‚ Craig.
Zuzanna powstrzymała śmiech, patrząc, jak z uwagą sa-
pera ostrożnie opierał stopę o drzewo, wolno wyciągając
oba ramiona. Kot wpił się pazurami w gałąz, gdy Craig pod-
suwał coraz bliżej ręce. Przez chwilę ani zwierzę, ani męż-
czyzna nie ruszali się - i wtedy Craig z gracją znalazł się
w powietrzu, a miauczący kłębek futra skoczył z gałęzi.
Przez następny moment Craig miał na głowie żywą futrzaną
czapkę. Z okrzykiem bólu złapał się za głowę, wykonując je-
szcze jeden skok godny baletnicy. Chwilę pózniej, kiedy Zu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]