do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- C.C. Hunter [Shadow Falls 02] Awake at Dawn
- Arnold Judith Bal przy śÂ›wiecach
- Becquer, Gustavo Adolfo Rimas y Leyendas (2)
- Krentz Jayne Ann Damy i awanturnicy 03 Kowboj
- Dav
- Frank Herbert Children of the Mind
- Offutt Andrew Conan i miecz skelos
- Isaac Asimov's Caliban 1 Caliban
- Konieczny Feliks Dzieje Rosji
- Hand, Elizabeth 12 Monkeys
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
82
Wszystko w nim wrzało z wściekłości.
Bezpiecznie ulokowany w powozie, z zasłonkami zasuniętymi i przy
ćmioną lampą, wdychając zapach lawendy, Mac kołysał Joannę na kola
nach. Wiedział, że powinien jąpuścić, ale nie potrafił się do tego zmusić.
Zwłaszcza że ona, wciąż jeszcze w szoku, dygotała i wtulała się mocniej
w jego pierś. Trudno się było jej dziwić. Przyglądanie się, jak wisi dzie
sięć metrów nad ziemią, jemu samemu zabrało ładnych parę lat życia.
Trzęsła nim złość.
- Nic ci się nie stało? - zdobył się na pytanie.
- Skręciłam sobie kostkę. I podrapałam ręce.
Jego surdut tłumił jej słowa. Znów wstrząsnął nią dreszcz. Sądzącz drże
nia głosu, była bliska łez.
- Niech zobaczę. - Mac oderwał ją od siebie. Zdjął jej porwane ręka
wiczki. Dłonie miała pokrwawione i podrapane, a pod skórą został ostry
kolec.
- Trzeba to wyjąć.
Wyrwała mu dłoń.
- Nie. Zaczekamy do domu. Już mnie nie boli. Naprawdę.
- Jesteś straszną kłamczucha. Poczujesz ulgę, jak usunę zadrę.
Znów chwycił jej dłoń. Wyciągnął kolec szybkim uszczypnięciem. Wyjął
chusteczkę i obwiązał zranienie.
Aza spływająca po jej policzku rozdarła mu serce. Wytarł jej policzki
i zaczął badać obrażenia na dłoniach. Gniew rozgorzał w nim na nowo.
Mac najchętniej kogoś by stłukł na kwaśne jabłko. Na nieszczęście, nie
miał pod ręką nikogo odpowiedniego. Joanna z pewnością nie zasłużyła
sobie, żeby na niej wyładował swoją wściekłość. Rozluznił pięści i po
gładził ją po plecach.
- Zachowuję się jak dziecko - powiedziała cichym, zbolałym głosem.
- Wielkie nieba! Joanno! Szlochaj, wrzeszcz, zalewaj siÄ™ Å‚zami. Masz
do tego prawo. Martwiłbym się, gdybyś nie była przerażona. Są męż
czyzni, którzy się boją wejść na maszt Pływającej Gwiazdy". Większość
kobiet na twoim miejscu już by wpadła w histerię.
- Histeria to byłaby przesada. - Uśmiechnęła się. - A zresztą wiedzia
łam, że mnie znajdziesz, jeśli tylko zdołam krzyknąć dość głośno.
Nie do wiary! Ta mała pociesza jego, człowieka, którego wynajęła, by
ją ochraniał. Ten gest go rozwścieczył. Niech to licho, ona bierze na sie
bie odpowiedzialność za ten wypadek, tak jak za wszystko inne. A to
jego należy winić.
Joanna obejrzała rozdarcie sukni, odsłaniające jej całą łydkę, a także
mniejsze dziury z przodu sukni.
83
- To była jedna z moich ulubionych sukni - powiedziała.
- Była brzydka - sprzeciwił się Mac. Kiedy się żachnęła, powiedział
ze złością: - Do licha, to prawda. Powinno się ją dawno temu podrzeć na
szmaty.
- Może i nie noszę tak wytwornych sukien, jak inne kobiety, ale to nie
powód, żeby być niegrzecznym!
Dopiero co była bliska łez, a tu nagle karci go jak nauczycielka i uczy
dobrych manier! RozbrajajÄ…ce, doprawdy.
Przycisnął sobie jej głowę do piersi, obawiając się, że jeśli dłużej bę
dzie się gapił na jej usta i oczy wypełnione łzami, to zrobi coś niewyba
czalnie głupiego.
Pragnął ją pocałować. Chciał tego od tamtego pierwszego przedpołu
dnia, gdy stała wśród kwiatów w promieniach słońca. Absurdalne pra
gnienie naszło go znowu, kiedy tańczyli i ona patrzyła mu w oczy z nie
ukrywanym podziwem i zaufaniem, jakby był zdolny góry przenosić. Nagła
tęsknota, by złączyć swe usta z jej ustami, była prawie nie do pokonania.
Zwłaszcza dla mężczyzny, który miał takie doświadczenia z kobietami.
Uważnie przypatrywał się jej dłoniom, delikatnym palcom, które nie
powinny być pokrwawione ani pokaleczone. Uniósł je do ust i delikatnie
ucałował jedną, potem drugą dłoń.
Głupio postąpił, bo jego pożądanie jeszcze wzrosło.
Znów się zatrzęsła. Strach wciąż miał władzę nad jej ciałem. Z pewno
ścią to nie jest właściwy moment, by ją całować. Nad wyraz głupia sytu
acja. Mac sapnął jak zajeżdżony koń.
- Czy możesz mi powiedzieć, co się stało? - spytał.
- Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, więc weszłam na górę. Nagle
znalazł się tam ten wielki cień o okropnym głosie. Powiedział: Powiedz
Randiemu, że mamy dosyć czekania" i potem coś o ostrzeżeniu.
Odetchnęła, połykając łzy i muskając oddechem policzek Maca. %7łądza
bodła go coraz gwałtowniej.
- Wydało mi się to dziwne, bo przecież miałam umrzeć. Jak miałabym
przekazać bratu wiadomość? - Utkwiła w nim szeroko otwarte niebie
skie oczy. - Czy zdarzyło ci się myśleć, że umierasz?
- Kilka razy.
- Pamiętam, że pomyślałam, że się cieszę, że tańczyliśmy razem. Je
steś wspaniałym tancerzem. Potem wyobraziłam sobie matkę znów całą
w czerni. Ona nie cierpi się ubierać na czarno. Tak samo Penelopa. Chan-
gowi to tak bardzo nie przeszkadza. Zrujnowałabym ich wszystkie plany
względem Westcliffa. - Wreszcie łzy popłynęły. Joanna wtuliła twarz
w jego ramię. - Mogłam naprawdę umrzeć.
84
- .Ale żyjesz - upewnił ją Mac. Wodził dłońmi po jej plecach. Pocało
wał ją w czoło, w policzek, smakował słoność jej łez. Wiedząc, że to
idiotyczny, nieopanowany postępek, wmawiając sobie, że tylko chce ją
pocieszyć, zniżył usta do jej ust.
To miał być krótki pocałunek, który trochę ją uspokoi. Ale ledwie mu
snął jej wargi, jego dobre zamiary czmychnęły, jak złodziej kradnący
paczkę owoców. Przywarł do nich i natychmiast stwierdził, że to najdeli
katniejsze wargi w całym Londynie.
Wargi, które rozchyliły się pod jego wargami.
Powoli wpychał język do jej ust. Gdy wyczuł jej wahanie, cofnął się,
by zaraz powrócić. To zachowywał ostrożność, to nacierał.
Czyste szaleństwo! Wiedział, że powinien przestać, usunąć się w prze
ciwny kąt powozu i odzyskać równowagę. Do licha, bezpieczna odleg
łość to byłoby gdzieś na drugim końcu Londynu.
Jeszcze tylko jeden pocałunek i się wycofa.
Joanna zarzuciła mu ręce na szyję i wszelka rozsądna myśl uleciała jak
deszcz podczas letniego szkwału. Przesunął dłoń wyżej, poczuł ciężar jej
piersi. I oto miał ją w dłoni, drażnił delikatne ciało. Sutek pod jego doty
kiem stwardniał jak kamyk.
Wiedział, że powinien przestać.
- Joanno - szepnął jej do ucha - jesteś tak diabelnie słodka.
Dotychczas uważała, że jej imię jest pospolite, takie jak ona sama.
Wypowiedziane przez Maca gardłowym, przeciągłym tonem, brzmiało
całkiem ładnie. Nagle wróciła jej pamięć, gdzie jest i co robią. Stanął jej
przed oczyma zadowolony uśmiech lady Dorridge. I rozmowa z nią. Bru
talna rzeczywistość nagle ją otrzezwiła. Obiema rękami odepchnęła Maca.
Cofnął się na tyle, by móc się jej przyglądać spod przymkniętych po
wiek.
- O co chodzi, moja słodka?
- Nie nazywaj mnie tak! Nigdy nie powinnam była pozwolić... - Od
wróciła wzrok, nie mogąc patrzeć mu w twarz i przyznać, że przyjęła
jego pocałunek.
- Co? Pozwolić się pocałować? Nie pamiętam, żebym dał ci wybór.
Ale namiętność to nic złego. Często przychodzi po takim przeżyciu jak
dzisiejsze. - Delikatnie pogładził palcem jej dolną wargę. - Nie rna nic
złego w paru pocałunkach.
W paru pocałunkach? Aha! Jej serce było niebezpiecznie bliskie cze
goś dużo poważniejszego. Spokój Maca tylko sprawił, że poczuła się jesz
cze bardziej godna pogardy. W przeciwieństwie do niego, ona nie miała
zwyczaju dzielić z kimś takich intymności. I z pewnością nie pragnęła
85
stać się jeszcze jedną erotyczną zdobyczą MacDonalda Archera. Na nie
szczęście, bała się, że jego pocałunki już stały się jej nieodłączną cząstką.
- To nie może się więcej powtórzyć - powiedziała. Nie zauważyła,
żeby spotulniał. - Czy mnie słyszysz? Nie potrzebuję więcej twoich po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]