do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Małysz Franciszek BHP w zakładzie pracy. Tom 1 [2008]
- Morawski Franciszek Dwaj cesarze.Tyberiusz i Hadrian
- Dick P.K. Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
- Dick Philip Prawda półostateczna
- Philip K Dick Blade Runner
- Webb Debra As
- Brewer Gene_Prot 01_K PAX
- 070. Linz Cathie Niebezpieczne flirty
- D397. Wilks Eileen M晜źatka na niby
- Mackenzie Myrna Zakazana miśÂ‚ośÂ›ć‡
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emily.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zjawił się jeden z członków komisji i przypomniał, że nawet po gonitwie championów
picie przy wadze nie jest mile widziane, a więc może uprzejmie przejdziemy do szatni. Dane zrobił
to, ale ja dokończyłem drinka i wyszedłem na zewnątrz.
Pete, wciąż w asyście oddziałku przyjaciół, stwierdził, że czas wracać do domu. Przyjaciele
nie mieli ochoty. Dowodzili, że bary wyścigowe są jeszcze otwarte.
Umyślnie podszedłem do Pete'a, wykorzystał więc mnie jako pretekst, żeby się wyrwać.
Poszliśmy w stronę wejść.
- Ufff, co za dzień - odsapnął Pete, ocierając czoło białą chusteczką i odrzucając niedopałek
cygara.
- Cudowny dzień - przytaknąłem przyglądając mu się uważnie.
- Możesz nie patrzyć z takim niepokojem, Alan, synku. Jestem trzezwy jak sędzia i o
własnych siłach jadę do domu.
- Wspaniale. Wobec tego bez trudu mi odpowiesz na jedno małe pytanko?
- Strzelaj.
- Jaką przyczepą Palindrom przyjechał do Cheltenham?
- Co? Nająłem przyczepę. Wystawiałem tu dziś pięć koni. Płotowy, klacz i ten czarny
wałach przyjechali moją własną przyczepą. Musiałem nająć inną dla Palindroma i tego młodego, na
którym Dane pojechał w pierwszym.
- Od kogo jÄ… najÄ…Å‚eÅ›?
- O co chodzi? - spytał Pete. - Wiem, że jest nienowa i po drodze złapali gumę, jak ci
mówiłem, ale koniowi nic się przez to nie stało. Nie mogło się stać, bo inaczej by nie wygrał.
- Nie idzie mi o nic takiego - wyjaśniłem. - Chcę tylko wiedzieć, skąd jest ta przyczepa.
- Nie warto jej kupować, jeżeli o to pytasz? O wiele za stara.
- Pete, nie chcę jej kupować. Powiedz mi tylko, skąd jest.
- Z tej samej firmy, od której zawsze najmuję przyczepy. Littlepeths ze Steyning. -
Zmarszczył brwi. - Czekaj no, najpierw powiedzieli, że wszystkie przyczepy mają zamówione, a
potem, że znajdą dla mnie jedną, jeśli mi nie przeszkadza, że jest stara.
- Kto ją tu przyprowadził?
- Och, któryś z ich kierowców. Trochę klął, że ma prowadzić taki stary kojec. Mówił, że
firma ma dwie porządne przyczepy zepsute w tygodniu wyścigów w Cheltenham i że nie jest
najlepszego zdania o administracji.
- Dobrze go znasz?
- Właściwie nie. Tyle że często prowadzi najęte przyczepy. Zawsze na coś zrzędzi. Ale po
co ci to?
- To może się jakoś łączyć ze śmiercią Billa - wyjaśniłem - tylko nie wiem jak. Czy możesz
sprawdzić, skąd naprawdę jest ta przyczepa? Zapytaj tych z firmy przewozowej? I jeśli nie masz
nic przeciwko temu, nie wspominaj o mnie.
- To ważne? - spytał Pete.
- Tak, ważne.
- To zadzwonię do nich jutro rano - obiecał.
Na drugi dzień, kiedy tylko mnie zobaczył, powiedział:
- Pytałem o tę przyczepę. Należy do farmera w pobliżu Steyning. Mam tu jego nazwisko i
adres. - Wsunął dwa palce do kieszonki na piersiach, wydobył świstek papieru i podał mi. - Ten
farmer wozi w przyczepie swoje własne konie, a w lecie cyrkowe konie swoich dzieci. Czasem ją
odstępuje firmie przewozowej, jeżeli mu nie jest potrzebna. O to ci chodziło?
- Tak, dziękuję ci bardzo.
Włożyłem świstek do portfela.
Przed końcem zawodów festiwalowych co najmniej jeszcze dziesięciu osobom
powtórzyłem historię o drucie w nadziei, że może ktoś będzie wiedział, dlaczego go tam
zawieszono. Wieść szybko rozeszła się po wyścigach.
Powiedziałem grubemu Lewowi Panake, eleganckiemu bukmacherowi, który od czasu do
czasu przyjmował moje zakłady. Obiecał przepytać chłopaków i dać mi znać.
Powiedziałem Calvinowi Bone, który był namiętnym graczem i każdą śmierdzącą sprawkę
potrafił wywęszyć bezbłędnie jak pies gończy.
Powiedziałem pewnemu naganiaczowi, cwaniaczkowi zarabiającemu na życie
przekazywaniem przygodnych informacji każdemu, kto był gotów za nie zapłacić.
Powiedziałem sprzedawcy gazet, który szarpnął wąsa i przepuścił jakiegoś klienta.
Powiedziałem reporterowi wyścigowemu, który na milę potrafił wywęszyć każdy
skandaliczny przeciek i pogłoskę.
Powiedziałem pewnemu przyjacielowi Billa z wojska.
Powiedziałem Clemowi przy wadze.
Powiedziałem chłopcu stajennemu do przewozu koni Pete'a Gregory'ego.
Od całego tego pracowitego siania wiatru nie stałem się ani o jotę mądrzejszy. I wciąż się
spodziewałem, że czeka mnie zbieranie burzy.
8
W sobotę rano, kiedy siedziałem ze Scillą, dziećmi i Joan wokół wielkiego kuchennego
stołu przy solidnym domowym śniadaniu, zadzwonił telefon.
Scilla poszła odebrać, ale wróciła mówiąc:
- Alan, to do ciebie. Nie chciał podać nazwiska.
Wszedłem do bawialni i ująłem słuchawkę. Marcowe słońce padało przez okna na dużą
wazę czerwonych i żółto cętkowanych krokusów na stoliku do telefonu. Powiedziałem:
- Mówi Alan York.
- Panie York, dziś mija tydzień, jak pana ostrzegałem. Podobało się to panu zlekceważyć.
Poczułem, jak włosy stają mi na głowie. Skóra na czaszce zaswędziała. Był to cichy głos,
pobrzmiewający nutą ochrypłego szeptu, nieordynarny i nienapastliwy, i mówił tonem niemal
grzecznej rozmowy.
Nie odpowiedziałem. Głos zapytał:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]