do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Diana Palmer Long tall Texans series 35 Zimowe róşe
- Diana Palmer Long Tall Texans 05 Ethan
- Diana Palmer The Marist Sisters 03 Outs
- Palmer Diana 24 Piękny, dobry i bogaty
- Diana Palmer Osaczony
- Dick Philip Prawda półostateczna
- Philip K Dick Blade Runner
- Dick Francis Pewniak
- Haasler Robert Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Andersens Fairy Tales [Hans Christian Andersen]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym miliony skinów. „Filozoficznie”. Gówno prawda. Co się naprawdę stało?
— Wróci, kiedy dostanie instrukcje z góry — odparł Barney.
Zaczął schodzić na dół.
— Taak, to brzmi rozsądnie; ona jest tylko płotką. Leo Bulero, na Ziemi. . .
— Wiem — przerwał mu Barney. Nie widział powodu, by ukrywać swoje
dotychczasowe zajęcie; i tak był dobrze znany, więc koloniści prędzej czy później
na to wpadną. — Byłem jego konsultantem-prognostykiem na Nowy Jork.
— I głosował pan za przejściem na Chew-Z? — spytał z niedowierzaniem
Norm Schein. — Poróżnił się pan z Bulero, prawda?
— Kiedyś panu opowiem.
Doszedł do końca rampy i wszedł do sali, w której czekali inni.
— Jednak nie przysmażyła pana tym laserowym pistolecikiem, którym wciąż
wymachuje — powiedziała z ulgą Fran Schein. — Musiał pan zrobić na niej dobre
wrażenie.
— Czy pozbyliśmy się jej? — spytał Tod Morris.
— Dowiemy się jutro wieczorem — rzekł Barney.
104
— Uważamy, że jest pan bardzo odważny — powiedziała mu Mary Regan.
— Będzie pan dobrym nabytkiem dla naszego baraku, Mayerson. Chciałam po-
wiedzieć — Barney. Mówiąc metaforycznie, będziesz ożywczym podmuchem dla
naszego zatęchłego morale.
— No, no — zakpiła Helen Morris — czy nie jesteśmy trochę nieeleganccy
w tym gorączkowym dążeniu, by wywrzeć wrażenie na naszym nowym obywate-
lu?
— Wcale nie zamierzałam wywierać na nim wrażenia — powiedziała Mary
Regan, czerwieniąc się.
— A więc pochlebić mu — powiedziała łagodnie Fran Schein.
— Ty też — powiedziała Mary ze złością. — Ty pierwsza rzuciłaś się na niego,
jak tylko tu przyszedł; w każdym razie miałaś na to ochotę i zrobiłabyś to, gdyby
nas tu nie było. Szczególnie gdyby nie było tu twojego męża.
Norm Schein odezwał się, chcąc zmienić temat rozmowy:
— Szkoda, że nie możemy się dziś przenieść, skorzystać po raz ostatni z ze-
stawu starej, dobrej Perky Pat. Barneyowi mogłoby się to spodobać. Przynajmniej
wiedziałby, przeciw czemu głosował.
Obrzucił ich znaczącym spojrzeniem, przypatrując się każdemu z osobna.
— No już. . . na pewno k t o ś z was ma trochę schowanego Can-D, we-
pchniętego w szparę w ścianie albo pod zbiornik z wodą. No, bądźcie szczodrzy
dla nowego obywatela, pokażcie mu, że. . .
— W porządku — wybuchła Helen Morris, zarumieniona ze złości. — Mam
trochę, wystarczy na trzy kwadranse. Jednak to wszystko, co mam, a jeśli Chew-Z
nie będzie tak od razu rozprowadzany na naszym obszarze?
— Przynieś swój Can-D — powiedział Norm. I rzucił za odchodzącą: I nie
martw się; Chew-Z będzie sprzedawany. Dzisiaj, kiedy odbierałem worek soli
z tego ostatniego zrzutu ONZ, spotkałem handlarza. Dał mi tę kartę.
Pokazał ją zebranym.
— Wystarczy, że o wpół do ósmej wieczorem wystrzelimy zwykłą racę z azo-
tanu strontu, a natychmiast przylecą tu z satelity. . .
— Z satelity! — rozległ się chór zdumionych głosów.
— A więc — powiedziała podekscytowana Fran — muszą mieć aprobatę
ONZ. Może mają już wytwórnię i prezenterzy reklamują już z satelity ich ze-
stawy?
— Nie wiem — przyznał Norm.- Chcę powiedzieć, że na razie panuje ogólne
zamieszanie. Zaczekajmy, aż kurz opadnie.
— Tu, na Marsie — powiedział tępo Sam Regan — kurz nigdy nie osiada.
Siedzieli kołem. Przed nimi zestaw Perky Pat, skomplikowany i zapraszający;
wszyscy czuli jego zew i Norm Schein pomyślał, że to szczególna okazja, po-
105
nieważ już nigdy nie będą tego robić. . . chyba, żeby użyli zestawu Perky Pat po
zażyciu Chew-Z. Zastanawiał się, jaki byłby rezultat. Ciekawe. . .
Miał dziwne wrażenie, że nie byłoby to to samo.
I że rezultat mógłby się im nie spodobać.
— Rozumiesz — powiedział Sam Regan do nowego członka społeczności,
Barneya Mayersona — zamierzamy spędzić okres przeniesienia słuchając i pa-
trząc w animator książek. . . no, wiesz, to urządzenie niedawno sprowadzone
z Ziemi. . . Z pewnością znasz się na tym lepiej niż my, Barney, więc może mógł-
byś to nam wytłumaczyć.
Barney zaczął posłusznie:
— Wkłada się jedną z książek, na przykład „Moby Dicka”, do zasobnika. Póź-
niej nastawia się kontrolki na czas długi lub krótki. Potem wersję; śmieszną, taką
samą jak w książce lub smutną. Następnie nastawia się wskaźnik podziałki na
nazwisko wielkiego artysty — klasyka, w którego stylu chcecie ożywić książkę.
Dali, Bacon, Picasso. . . średniej klasy animator ma zakres możliwości sięgający
od komiksu do kilkunastu uznanych artystów; wybieracie ich sobie, kiedy kupu-
jecie urządzenie. Istnieje też możliwość późniejszego rozbudowania animatora.
— Niesamowite — rzekł Norm Schein promieniejąc entuzjazmem. — A więc
można sobie zapewnić rozrywkę na cały wieczór, na przykład smutną wersję Ko-
medii pomyłek w stylu Jacka Wrighta. Hej!
Fran powiedziała z rozmarzonym westchnieniem:
— Jaki wpływ na twoją duszę musiało wywrzeć to, że do tak niedawna żyłeś
na Ziemi. Wydaje się, że wciąż tym emanujesz.
— O rany, odczujemy to samo — rzekł Norm Schein — kiedy się przeniesie-
my.
Niecierpliwie sięgnął po skąpy zapas Can-D.
— Zaczynajmy — powiedział i wziąwszy swój kawałek zaczął go energicznie
żuć. — Książką, którą mam zamiar ożywić jako pełnometrażową, śmieszną wersję
rysunkową w sylu De Chirico, będzie. . . — zawahał się — . . . hmm, Medytacje
Marka Aureliusza.
— Bardzo pomysłowe — przycięła mu Helen Morris. — Zamierzałam za-
proponować Wyznanie świętego Augustyna w stylu Lichtensteina. . . oczywiście
w zabawnej wersji.
— Mówię poważnie! Wyobraź sobie: surrealistyczny krajobraz, opuszczone,
zrujnowane budynki z doryckimi kolumnami leżącymi na bruku, głowy. . .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]