do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Krentz Jayne Ann (Quick Amanda) PrĂłba Czasu
- Krentz Jayne Ann Damy i awanturnicy 03 Kowboj
- Krentz Jayne Ann Dom luster
- Krentz Jayne Ann Oczekiwanie
- John DeChancie Castle 05 Castle Murders
- Castle Jayne św. Helena 02 Gardenia
- SENEKA Lucjusz Anneusz MyśÂ›li
- Kuczok Wojciech SennośÂ›ć‡
- Eo Capek, Karel Nau fabeloj
- Details of the Hunt Laura Baumbach
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lo2chrzanow.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A potem ta sama osoba zamknęła im usta, żeby za dużo nic gadali. - Co z
drugim facetem?
Feather potrząsnął głową.
- Nie ma po nim ani śladu. Rozeszły się wieści, że chcemy go dopaść i sowicie
wynagrodzimy informatora. Ale on też już chyba przebywa w lepszym świecie.
Nick zerknÄ…Å‚ na swoje notatk.
- Dwa kolejne związki w matrycy. Zleceniodawca wiedział, że szalona mgła
może doprowadzić matrycowca do obłędu.
- Bzdura! Sądzisz, że ten, kto za tym stoi, chciał, żeby pan oszalał?
- Tak. - Nick myślał chwilę. - Ale dlaczego zadał sobie tyle trudu i po prostu
mnie nie wykończył?
Feather wykrzywił usta.
- Trudno pana zabić, szefie. Raczej łatwiej sypnąć panu w oczy szaloną mgłą. I
znacznie bezpieczniej. Policja musiałaby bardzo długo szukać mordercy człowieka z pańską
pozycją. Pojawiłaby się cała masa spekulacji o porachunkach gangsterskich. Temat nie
schodziłby z gazet.
- Można by to przecież zakwalifikować jako niefortunny wypadek podczas napadu
rabunkowego.
- Fakt.
- Wydaje mi się, że jeszcze czegoś tu nie dostrzegam.
- Proszę się nie gniewać, szefie, ale pan się zawsze doszukuje tajemnic. A
pewne sprawy sÄ… po prostu takie, jakie sÄ….
- Nie w tym przypadku.
- Chryste, nie wpadajmy w paranojÄ™.
- Moje problemy powstały w chwili, gdy zacząłem szukać dziennika Chastaina.
- Ale nie działo się również nic szczególnego, dopóki nic poznał pan Gardenii
Spring.
Nick popatrzył na niego ostro.
- Ta dziewczyna uratowała mi życie.
- Nie chcę na ten temat dyskutować. Sęk w tym, że pewnie nie trzeba by było
pana ratować, gdyby ona się nie pojawiła.
- Teraz ty gadasz tak, jakbyś wierzył w spiski. Skup się na znalezieniu drugiego
nożownika. - Zaraz się tym zajmę. Hej! Prawie zapomniałem. Feather sięgnął do kieszeni i
wyciągnął mały notes.
- Wreszcie dotarłem do nazwiska jednej z urzędniczek pracującej w księgowości
Uniwersytetu w Portlandzie przed trzydziestoma pięcioma laty. Nazywa się Buckley i obecnie
przebywa na farmie w Lower Bellevue.
Nick przerzucił nogi przez krawędz łóżka i dostał zawrotu głowy. Na szczęście ten
stan szybko minÄ…Å‚, a Chastain odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ… i stanÄ…Å‚ na zimnej posadzce.
- Czy pani Buckley zapamiętała cokolwiek na temat finansowania ekspedycji? -
zapytał, szarpiąc pasek szlafroka.
- Nie prowadziła tej sprawy. Mówiła, że urzędnik, który się nią zajmował, umarł
już dawno temu. Na atak serca czy coś w tym rodzaju.
- Kolejny zadziwiający zbieg okoliczności. - Nick rzucił szlafrok na łóżko. -
Nadal odczuwał kłopoty z utrzymaniem równowagi, ale czuł się w miarę normalnie.
- Wszystko gra, szefie?
- Tak. - Podszedł do niewielkiej szafy i otworzył drzwi. W środku wisiała czarna
koszula, marynarka i spodnie, jakie nosił na balu. Ubranie było pogniecione i brudne, ale
Chastainowi nie zależało specjalnie na wyglądzie. Sięgnął po koszulę.
- Czy pani Buckley powiedziała coś ciekawego?
Feather zachichotał radośnie.
- Chyba sypiała z tym urzędnikiem, który prowadził Trzecią Wyprawę. Kiedy
się dowiedział, że ekspedycja nie doszła do skutku, zaczął gadać. Podobno całym tym
przedsięwzięciem interesowała się jakaś firma farmaceutyczna lub chemiczna.
- Chemiczna lub farmaceutyczna? - Nick poczuł przypływ adrenaliny.
Poszczególne części na matrycy ułożyły się wreszcie w logi tną całość. - Przerwał zapinanie
koszuli. - Tak. Pasuje. Podała ci nazwę tej firmy?
- Nie pamiętała dokładnie, ale to chyba było coś z ogniem.
Coraz więcej punktów wzoru zaczęło się ze sobą wiązać. Włożył spodnie.
- Sprawdziłeś...
- Chwileczkę, szefie. Jestem do przodu. Przejrzałem książki telefoniczne, spisy
korporacji trzech miasto-stanów, a także listy przedsiębiorców z Nowego Vancouveru,
Nowego Seattle i Nowego Portlandu. Nie istnieje przedsiębiorstwo z ogniem w nazwie.
- Ta korporacja zapadła się najprawdopodobniej pod ziemię wraz ze wszystkim,
co do niej należało. - Nick zapiął pas. - Będziemy musieli sięgnąć do rejestrów sprzed
trzydziestu pięciu lat.
Feather Å‚ypnÄ…Å‚ na niego spod oka.
- A gdzie ich szukać, do diabła?
- W bibliotece publicznej, rzecz jasna. - Nawet najsprytniejszy matrycowiec nic
potrafiłby zniszczyć zapisów z każdej biblioteki w mieście.
- Nigdy o tym nie myślałem.
- Może nasz przeciwnik również nie wpadł na ten pomysł. Skupił się na
zacieraniu śladów po operacjach finansowych. Nawet matryce czasem się mylą.
- Skąd wiesz, że on jest matrycą?
- Gardenia ma rację. Cała ta sprawa pachnie talentem matrycowym. - Nick zdjął
żakiet z wieszaka. - Zacznę od filii Biblioteki Publicznej w Nowym Seattle.
Feather przyjrzał się uważnie czarnemu frakowi.
- Wraca pan najpierw do kasyna, żeby się przebrać?
- Nie starczy mi czasu.
- A co ja mam robić?
- Znajdz drugiego nożownika. On już chyba wic, co się stało z jego kumplem.
Pewnie ucieka, gdzie pieprzo-papryka rośnie. Sprawdz w Nowym Portlandzie i w Nowym
Vancouverze, a potem przejrzyj listy pasażerów udających się na Wyspy Zachodnie. Nie
zapomnij również o frachtowcach.
- Wysłałem już tam swoich ludzi.
Kierując się do drzwi, Nick włożył szybko smoking.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Feather wyjął coś z kieszeni.
- To pewnie już się nie przyda.
Nick zerknął na śmiercionośną brzytwę ukrytą w szerokiej dłoni Feathera. Była na tyle
mała, aby ją wnieść do pokoju szpitalnego, lecz jednocześnie wystarczająco ostra, żeby
przeciąć doprowadzające kroplówkę plastykowe rurki, a nawet własne żyły.
- Na szczęście nie jest potrzebna - odparł Nick i wzdrygnął się raptownie. - A teraz
możesz zapomnieć o wszystkich instrukcjach, jakie ci wydałem.
Gardenia zapukała po raz trzeci, ale nikt nie odpowiadał.
- Profesorze!
Nadal panowała cisza.
- No tak. Widocznie pracuje w ogrodzie mruknęła w nadziei, że nie będzie musiała
znów przechodzić przez labirynt.
Poszła niechętnie na tyły domu i stanęła na kamiennym tarasie.
U podnóża schodów majaczyło niewinnie wyglądające wejście do ogrodowego
labiryntu. Poszukała wzrokiem Newtona. Nigdzie jednak nie dostrzegła pucołowatego talentu
ogrodniczego. Podeszła ostrożnie do bramki czarnego labiryntu, omal nie następując na
pierzaste liście wymykające się przez kratę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]