do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 70. Mroz Jacek Pan Samochodzik Tom 70 Rękopis z Poznania
- Cykl Pan Samochodzik (24) Tajemnice warszawskich fortĂłw Tomasz Olszakowski
- PS63 Pan Samochodzik i Mumia Egipska Olszakowski Tomasz
- 41 Pan Samochodzik i Operacja KrĂłlewiec Sebastian Miernicki
- PS36 Pan Samochodzik i Zaginione Miasto Olszakowski Tomasz
- Herbert Zbigniew Dramaty
- Hassel_Sven_ _Zlikw
- Sandra Busch – Blood in mind
- Liczby stałe
- 250. Lee Miranda Weekend w Sydney
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do produkcji naszego mebla u\yto współczesnych nam narzędzi. Fakt, \e zachowano
starannie styl epoki. Ale to jedyne, co dobrego mo\na by o owym krześle powiedzieć.
Chyba, \e ucieszy nas znaczna obni\ka ceny, której zapewne panie, jako szanujące się
antykwariuszki, teraz dokonajÄ….
Zosia i Jacek zachichotali radośnie, tak im się mój wykład spodobał. A jeszcze
głośniej się zaśmiali, gdy dodałem:
- Zresztą, nie ukrywajmy: to krzesło nie jest jedynym falsyfikatem, jaki tu widzę!
- To... to autentyczne romańskie krzesło! - z trudem łapała powietrze pani Hanna. -
Mamy na nie certyfikat!
- Równie autentyczny - brnąłem dalej w złośliwość. - Proszę spojrzeć - skinąłem ku
pani Joannie i przyklęknąłem przy nieszczęsnym krześle. - Jako historyk sztuki
orientuje się pani, \e powinny tu być złączenia jednoczopowe typu ciesielskiego... A
nie ma! Nie ma te\ łączników drewnianych ani nawet metalowych. To współczesna
robota stolarska! - wstałem otrzepując spodnie.
Kpina w błękitnych oczach zwolna ustępowała ciekawości. A ja perorowałem dalej
obchodzÄ…c salon:
- Proszę zwrócić uwagę choćby na tę szafę gdańską. Owszem, przypomina, dla
niedoświadczonego oka, autentyczny mebel z XVI wieku. Wielka szkoda, \e nim nie
jest! Szafy gdańskie wykonywano bowiem z dębiny bądz orzecha. A tu mamy,
sympatyczny zresztą, lecz ju\ z kilku kroków demaskujący fałszerzy, buk! Co do
urzezbienia, to chyba za mało jest fryzów jak na ówczesny styl. No, a przede
wszystkim brakuje silnie profilowanego łamanego gzymsu wieńczącego.
- Bo mo\e tę szafę zrobiono nie w Gdańsku, lecz w Elblągu? Tam te\ wytwarzano
meble zwane gdańskimi - broniła się resztką sił pani Hanna.
Skłoniłem się przed jej wiedzą:
- Owszem, w ElblÄ…gu wykonywano podobne. Ale niestety, proszÄ™ pani, nie
znaleziono jeszcze szafy gdańskiej wytworzonej w Elblągu z drzewa bukowego!
Blondynka wpatrywała się we mnie z najwy\szą uwagą. Wreszcie odezwała się,
wolno cedząc słowa:
- Pan tu nie przyszedł wcale kupować...
- A jak pani myśli, po co? - zapytałem z głupia frant.
- Tego nie wiem.
- Ale ja wiem! - prawie krzyknęła pani Hanna. - Ktoś pana nasłał, aby zepsuł pan
naszą reputację! Naiwna byłam; przecie\ wystarczy na pana spojrzeć, \eby wiedzieć,
\e groszem pan nie śmierdzi i gdzie tam panu do kupna antyków!
31
- Na takie, jak u pani, mo\e i wystarczy mi grosza! - odciÄ…Å‚em siÄ™ ostro, a Zosia
wtrąciła:
- Mówiłam, \e wujek ma cztery dyskoteki!...
- Wspomniałaś, dziecko, o jednej... - upomniała ją pani Joanna.
Zosia umilkła i poczerwieniała ze wstydu.
Ja natomiast kontynuowałem spór, udając, \e nieszczęsna uwaga o dyskotekach
wcale mnie nie dotknęła. Nawet starałem się mówić uprzejmiej:
- ZdajÄ™ sobie sprawÄ™, ba, wiem o tym dobrze, \e ekspertyza rzeczoznawcy du\ej
klasy wiele kosztuje. Zapewne więc opierały się panie w swej ocenie sprzedawanych
mebli na opinii pani Joanny, która podobno skończyła historię sztuki.
- Nie podobno, tylko na pewno! I to z pierwszą lokatą! - starsza pani podniosła głos
w obronie córki.
Ta milczała. Ale dostrzegłem, \e lekko przygryzła wargi, a jej usta były pięknie
wykrojone. Spojrzałem jej w oczy. Patrzyły teraz na mnie z wrogim spokojem i
pewnością siebie. Wreszcie odezwała się:
- Niech mama nie dyskutuje z tym panem - poło\yła pogardliwy nacisk na słowie
tym . - On nie przyszedł tu kupować, to ju\ mama widzi... Ciekawe tylko, czy nasłała
go konkurencja, czy te\ to drobny szanta\ysta? No có\, drogi panie, rzeczywiście dość
rzadko zasięgałyśmy opinii ekspertów, na ogół opierając się na mojej wiedzy. Ale
nigdy nie sprzedałyśmy niepewnego mebla jako autentyku! Gdyby się pan pofatygował
i spojrzał na metryczkę krzesła, które pan tak wnikliwie i trafnie ocenił, zobaczyłby
pan przy słowach: krzesło romańskie maleńki znak zapytania w nawiasie.
Postanowiłem wyznać antykwariuszkom prawdę:
- Rzeczywiście nie przyszedłem do pań kupować. Gratuluję trafności oceny -
skłoniłem się przed starszą - faktycznie trudno nazwać mnie choćby dobrze
sytuowanym, a co tu mówić o bogactwie! Ale \eby szanta\?!
- Co więc tu pana przyniosło? - wrogość w głosie pani Złotnickiej nie ustępowała.
Ju\ przychylniej spojrzała na mnie jej matka.
I nagle Zośka zaczęła wyrzucać z siebie słowa, jakby były pociskami wystrzelonymi
w młodszą antykwariuszkę:
- Pani kręciła się po Janisławicach na krótko przed kradzie\ą złotego diademu z
głowy Madonny w tamtejszym kościele! W wiosce jeszcze pamiętają blondynę w
czerwonym audi-combi! A jeśli nie pamiętają, to sobie łatwo przypomną, bo
pozostawiła tam pani wizytówki swej firmy!
- Nie mów do mnie, dziecko: blondyna . Mam imię i nazwisko - pani Joanna
popatrzyła z góry na Zosię.
Roześmiałem się i wyjaśniłem dziewczynie:
- Nie u\ywaj w środowisku historyków sztuki określenia blondyna w odniesieniu
do kobiety. Albowiem tak nazywały się koronki klockowe z jedwabnej nitki, która
dawała im blado\ółty kolor i złocisty połysk. Produkowano je w XVII wieku we
Francji i Hiszpanii. Z czasem wszystkie jedwabne koronki, nawet czarne, zaczęto
nazywać blondynami.
- Zgadza, się! - skinęła mi głową pani Joanna i jakby delikatny uśmiech przemknął
przez jej piękne wargi. - To stąd jesteśmy - wskazała włosy Zosi - obie blondynami.
Ale wcią\ jeszcze czekam na odpowiedz: po co twój wuj tu przyszedł? Czy\by
32
naprawdę posądzał mnie o tak dziwnie rozreklamowaną wizytówkami kradzie\?
ZresztÄ… znam tÄ™ sprawÄ™...
- Ciekawe skÄ…d? - mruknÄ…Å‚ Jacek.
- A dlaczego to nie mielibyśmy mieć podejrzeń? - piskliwie wtrąciła Zosia. - To
przecie\ niedaleko stąd, w Sopocie, złodzieje przekazywali łup swej pracodawczyni!
Blondynie! - zakończyła złośliwie.
Ale panią Joannę trudno było wytrącić z równowagi.
- Pytam o powód zjawienia się tu pana. Twoje podejrzenia naprawdę mnie nie
interesujÄ…, dziecko.
Zosia nie wytrzymała ju\ tego trzeciego, i to tak podkreślonego, nazwania ją
dzieckiem. Wybiegła z antykwariatu trzaskając drzwiami.
- Przepraszam za siostrzenicę - pośpieszyłem z przeprosinami.
- Nie ma za co! - machnęła ręką pani Złotnicka. - Mo\e bardziej nale\ą się nam
przeprosiny za tÄ™ inwigilacjÄ™?
- A mo\e pan jest z policji? - wtrąciła jej matka z ledwo słyszalnym dr\eniem w
głosie.
- Nie. Jestem pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki - podałem starszej pani
legitymację słu\bową. Zajmuję się ochroną dóbr kultury...
Młodsza z pań zwróciła mi legitymację nie zaglądając do niej.
- A co do Janisławic, to niepotrzebnie się pan trudził w tej sprawie a\ tutaj. Policja
ju\ mnie wymaglowała! A pan myślał, \e tylko on wpadł na mój ślad dzięki
wizytówce? Przykro mi, ale w nocy, gdy włamywacze oddawali w Sopocie swój łup,
byłam akurat na drugim krańcu Polski. Nie musi pan tego sprawdzać, bo to ju\
sprawdzono - zaśmiała się, a mnie, mimo przykrej sytuacji, w jakiej się znalazłem,
bardzo się spodobał jej śmiech.
- Wiem te\ o ostatnich kradzie\ach dwóch złotych koron. Ale w tych
miejscowościach to ju\ mnie nikt nie widział ani te\ nie odkryto tam moich
wizytówek!
Oj, wstyd mi się zrobiło! Skoro policja uwolniła ją od podejrzeń, to co ja tu robię?
Ale mój dobry czy te\ zły duszek tylko czekał na moje wątpliwości: Tomaszu, nie
rezygnuj z \adnej szansy! Wiesz przecie\, i\ w twoim fachu bywa i tak, \e czasem cień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]