do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 70. Mroz Jacek Pan Samochodzik Tom 70 Rękopis z Poznania
- 41 Pan Samochodzik i Operacja KrĂłlewiec Sebastian Miernicki
- 15 Pan Samochodzik i Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew …
- Lis Tomasz_ Co z tą Polską_
- Cykl Pan Samochodzik (24) Tajemnice warszawskich fortĂłw Tomasz Olszakowski
- PS36 Pan Samochodzik i Zaginione Miasto Olszakowski Tomasz
- Taylor Janelle Tylko z tobć…
- J. G. Ballard The Burning World
- GT Dietz William C Hitman Enemy Within
- D McEntire Blood and Dust [Silver] (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zadzwoń do nich i zapytaj. Telefony zostawiłem w kieszeniach, jak ich
zakopywałem. A teraz słuchaj. Pan Hosenduft chce odzyskać swoje rzeczy. Dwa trupy to i tak
sporo. Po co dodawać do nich dwa kolejne? Możesz odkupić swoje winy.
- I da mi spokój?
- Tak.
Milczał przez chwilę.
- Co mam zrobić?
- Za pięć minut bądz przy Torget. Zdążysz, to rzut kamieniem od twojego mieszkania.
Siedzę w ogródku piwnym, mam na głowie kowbojski kapelusz.
Zamyśliłem się głęboko. Czy Varberg został nastraszony odpowiednio, czy za mocno?
Przyjdzie czy od razu ucieknie? Mieliśmy w zaułkach kilku wywiadowców, ale może się
przecież wymknąć. Albo... przyjdzie zabić Michaiła. Nie, to ostatnie chyba wykluczone.
Gdyby miał ochotę zabijać każdego kto się napatoczy, wykończyłby mnie, gdy leżałem
ogłuszony po ciosie pompką... A zatem przyjdzie czy nie przyjdzie? Spojrzałem na szefa. Też
targały nim wątpliwości.
Przyszedł. Blady jak ściana, roztrzęsiony. Ostrożnie usiadł po drugiej stronie stolika.
- Co proponuje pan Hosenduft? - wychrypiał przez ściśnięte strachem gardło.
- Maska z mumii Nebamona. Ty ją miałeś - Michaił spojrzał na niego.
Znałem jego wzrok. Potrafił patrzeć tak, że ciarki przechodziły po plecach.
- Nieprawda - skłamał. - Była cały czas u Kowalskiego. Wystawił ją w antykwariacie
w Lund.
- Niech ci będzie. Trzeba ją od niego odebrać. Do tego drobiazgi: bransolety,
amuleciki, chustka z haftem, naszyjnik...
- Wszystko wziÄ…Å‚ Kowalski.
- Ażesz jak pies - Michaił nie zmienił nawet tonu głosu. - Reid, zanim zdechł,
wyśpiewał, że to ty zaniosłeś maskę do antykwariatu. Widział też w twoim mieszkaniu
chustkÄ™...
Po twarzy Marcusa widać było, że jednak żałuje przyjścia na spotkanie.
- Maski nie da się odzyskać - powiedział. - Naszyjnika też. Kowalski mnie namówił,
żebym je wystawił. I niestety przepadły. Już ich nie...
- Jaśniej proszę.
- Z Polski przyjechał detektyw i zablokował sprzedaż. Nazywa się Paweł Daniec.
- Wykradnij je i po kłopocie. A tego Dańca do piachu, zanim wpadnie na trop szefa.
- Ja... Zapłacę za nie Hosenduftowi. Dostanie czystą gotówkę, bez ryzyka...
- Wiesz, ile to warte?
- Wiem. Mam przecież mieszkanie. Zastawię je. I mumię wam oddam, ciągle jest u
mnie. A resztę zabrał Kowalski dla swoich kumpli...
- Gdzie on jest?
- Nie wiem.
- Dzwoniłeś do niego.
- Tylko na komórkę. Jest gdzieś w Szwecji, nie wiem gdzie. Ukrywa się.
- Dobra. Oddasz mumię, załatwisz forsę i pomożesz złapać Kowalskiego. A ja daruję
ci życie.
- Zgoda. Wszystko zrobiÄ™. Tylko mnie nie...
Poczułem obrzydzenie. Tak szybko sypnął swoich kumpli. A może coś knuł?
- To prowadz, idziemy do ciebie...
Ze złością palnąłem się ręką w kolano. Tak się sypnął. Varberg jednym kopem
przewrócił stolik prosto na Michaiła i przeskoczywszy płotek ogródka rzucił się do ucieczki.
- Co się stało? - nie zrozumiał szef.
Widać jego znajomość angielskiego była zbyt słaba, by wychwycić tak drobne
niuanse...
- Michaił się wygadał... Hosenduft musiał wiedzieć, gdzie Varberg mieszka. A teraz
Marcus kapnął się, że Michaił jest podstawiony... bo gdyby przysłał go Niemiec, to znałby ten
adres...
- MajÄ… go - odetchnÄ…Å‚ szef.
Faktycznie nie uciekł daleko. Jeden z wywiadowców wystrzelił siatkę
obezwładniającą i teraz student leżał na ziemi zaplątany w nylonowe linki jak baleron...
- Nareszcie jakiś sukces - ucieszyłem się. - Warto by dorwać jeszcze Kowalskiego.
- Wszystko w swoim czasie - uspokoił mnie pan Tomasz.
Wygrzebaliśmy się z samochodu i ruszyliśmy, by też rzucić okiem na nasz łup.
Schwytanego Varberga przewiezli na komisariat i zanim zdążył się otrząsnąć, od razu
poddali pierwszym przesłuchaniom. Przyglądaliśmy się temu z sąsiedniego pokoju oddzieleni
szybą weneckiego lustra. Michaił biegle mówiący po szwedzku tłumaczył.
- Marcus Varberg - powiedział Lunden.
Więzień milczał, ale widać było po nim, jak gotuje się wewnątrz z bezsilnej furii.
- Na początek podaj datę i miejsce urodzenia oraz adres zamieszkania - polecił
Lunden.
- Odmawiam - prychnął więzień.
- Zrewidować - polecił policjant.
Dwaj funkcjonariusze szybko zgromadzili na stole zwartość kieszeni zatrzymanego.
- Ani dokumentów ani kluczy do mieszkania - mruknął Michaił. - Do licha.
- To poważy problem? - zapytałem.
- A wiesz gdzie on mieszka? Cwaniaczek nie piśnie nawet słowa o tym... i co mu
mogą zrobić? Zameldowany jest pewnie zupełnie gdzie indziej, a tu na starym mieście ma w
chałupie coś trefnego... Może narkotyki, może waszą mumię...
- Będziesz gadał? - zapytał Lunden wyraznie tracąc resztki cierpliwości.
- Urodziłem się 16 kwietnia 1984 roku w Nora. Po śmierci ojca opuściłem mieszkanie
komunalne, które zajmowaliśmy, i od tamtej pory nigdzie nie byłem zameldowany - wzruszył
ramionami.
- Gdzie mieszkałeś w Sztokholmie?
- Odmawiam odpowiedzi - spojrzał dumnie.
- No to posiedzisz aż sobie przypomnisz - warknął policjant.
- Tylko 48 godzin - więzień skrzywił wargi. - I chciałbym prosić o adwokata.
- Naprawdę mogą go wypuścić tak szybko? - zdziwiłem się.
- Tak. Chyba że sąd zdecyduje inaczej - Michaił znał trochę miejscowe zwyczaje. -
Ale z tym może być trudno. A już na pewno nie dostaną nakazu rewizji w sytuacji, gdy nie
potrafią podać adresu...
- Nie miał przy sobie kluczy do mieszkania - rozważałem. - Wiecie, co to znaczy?
- Kowalski dotarł na miejsce wczoraj póznym wieczorem lub dziś świtem. I teraz on
tam gospodaruje i niepokoi się, że jego kolejny kumpel trafił za kratki... - pan Tomasz odgadł
tok mojego rozumowania. - Jesteśmy w stanie namierzyć Kowalskiego, gdy będzie rozmawiał
przez komórkę?
- Z dokładnością do stu metrów - westchnąłem. - Nic nam to nie da.
- Trzeba było zrobić po mojemu - zdenerwował się Michaił. - Kopa w zadek i
pilnikiem po zębach...
- Zdaje się, że robiliśmy po twojemu - odgryzłem się. - Zanim wygrzebałeś się spod
stolika, był już spory kawałek dalej.
- No dobrze - spotulniał. - Nie kłóćmy się. Jest szansa coś mu zaproponować? -
zwrócił się do Lundena, który właśnie wszedł.
- Na przykład status świadka koronnego... - dodałem, by wyjaśnić, o co mu chodzi.
- Gdyby obciążył kolegów, mógłby liczyć na niższy wyrok, ale wywinie się niskim
kosztem. A wiemy, że prawdopodobnie to on był mózgiem całej tej operacji... Zresztą taką
propozycję może złożyć prokurator, a nie ja...
- Co mu grozi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]