do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 458. Harlequin Romance Gordon Lucy Patrzec oczyma duszy
- John Moore Heroics for Beginners (BD) (v3.1)
- Roberts Nora Czarny koral
- Wijec 11 Joseph Delaney
- Dylan Morgan Principles of stage Hypnosis
- Maciej Mazur Anegdoty dziennikarskie
- Williams Lee Jedna na milion
- William C. Dietz Drifter
- McNish_Cliff_ _Tajemnica_zaklć™cia_01_ _Tajemnica_zaklć™cia
- Chatfield Susan MaśÂ‚śźeśÂ„stwo na niby
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lo2chrzanow.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wtedy wcześniej trafią do nas.
Alona zasyczała wściekle i walnęła mnie w kark.
Ezergil! Twoje żarty przestają być śmieszne!
A kto ci powiedział, że diabelskie żarty mają być śmieszne? wzruszyłem ramionami. No dobra, ja to
wszystko zorganizowałem, więc ja naprawię. Jasna sprawa, że nie można pozwolić, żeby ci pseudomilicjanci
zabrali Aloszę, bo natychmiast odeślą go do tego całego szefa. Grigorijowi Iwanowiczowi naplotą bzdur. . .
Krótko mówiąc, ja wyciągam Aloszę, a ty pomagasz jemu i malarzowi się ukryć.
Alona zerknęła na mnie podejrzliwie, ale skinęła głową. Szybko zrzuciłem iluzję, twardym krokiem pod-
szedłem do zbiegowiska i przepchnąłem się przez tłum gapiów. Widząc mnie, Ksefon przestał się uśmiechać
i zaczął mi się czujnie przyglądać. No patrz sobie, patrz, ty mój psie Baskerville ów.
No wiesz, Aloszka?! powiedziałem głośno. To już nawet na chwilę nie można cię samego zostawić?
Coś ty znowu zbroił?
Znasz go? Czyjaś potężna ręka ujęła mnie za ramię i postawiła w środku kręgu.
Oczywiście, towarzyszu milicjancie zameldowałem dziarsko. To mój przyjaciel. Odszedłem na chwilę
i zdaje się, że on znów się w coś wpakował.
Jasna sprawa, że moja obecność nie ucieszyła milicjantów, przeszkodziłem im w bezszmerowym zgarnięciu
chłopca.
On nie jest moim przyjacielem! wrzasnął Alosza, odsuwając się ode mnie. Zjeżdżaj!
Czego się drzesz, głupi powiedziałem samymi wargami.
Zjeż. . .
Dość. Zatrzymałem czas. Zerknąłem na Ksefona. Ten, ponury i zły jak. . . tak jest, jak wszyscy diabli, usilnie
gestykulował, usiłując złamać moje zaklęcie. W porządku, niech sobie chłopak potrenuje. . . Odwróciłem się
do Aloszy.
Nie wrzeszcz.
Ten spojrzał osłupiały na nieruchomych ludzi i słabo skinął głową.
Zuch. Teraz posłuchaj. Towarzysze w mundurach nie są twoimi towarzyszami. Rozumiesz? Wyjaśniam:
niezle się władowałeś z tą walizką dolarów. Dowiedzieli się o niej pewni zli ludzie. Bardzo zli. Oczywiście
od razu zainteresowało ich, gdzie dwunastoletni chłopiec wytrzasnął taką forsę. A właśnie zerknąłem
na wkurzonego Ksefona teraz już wiem, skąd je wziąłeś. Gratuluję. Właściwie powinienem sobie pójść
i zostawić cię tutaj, jednak umowa to umowa i przez ten tydzień jeszcze ci będę pomagał. W następnym
radz sobie sam. A milion. . . prychnąłem. Swój milion już dostałeś.
Kłamiesz! krzyknął zrozpaczony chłopiec. Obiecali, że mi pomogą, odwiozą mnie do domu!
Naprawdę? wyjąłem swój notes, sprawiłem, że stał się widoczny i podsunąłem Aloszy. Czytaj. Masz
tu swoich pomocników. Nie sądzisz, że tacy jak oni znajdują się w mojej kompetencji?
Aloszka przeczytał szybko i skulił się.
To co ja mam teraz robić? spytał bezradnie.
Będziesz mnie słuchał? Potwierdzasz naszą umowę? spytałem, zerkając na Ksefona. Ten wzdrygnął się
i coś wyszeptał, a raczej krzyknął, ale zawczasu sprawiłem, że nikt go nie usłyszał.
Alosza rozpłakał się i pokiwał głową.
No to świetnie. W takim razie bierz nogi za pas. Nie mogę dłużej wstrzymywać czasu. Uciekaj stąd!
Alosza obejrzał się i zaczął iść. Pozwoliłem czasowi płynąć i od razu uderzyłem głową w jednego z mili-
cjantów, kolegę Leonida Arkadijewicza. Ten, zaskoczony, zgiął się wpół. Ja oczywiście rozumiem, że nie należy
ingerować i tak dalej. . . Ale po pierwsze, to nie moja wina to oni pierwsi zaczęli, chcieli mnie złapać! To co,
112 Rozdział 1.
może miałem nie stawiać oporu? A po drugie. . . a po drugie ci ludzie są do takiego stopnia moi, że już i tak
nic im nie pomoże. Nawet bezpośrednia interwencja aniołów. Ale i tak mi się oberwie. . .
Uciekaj! krzyknąłem. Uciekaj, mówię, ja ich zatrzymam! I pamiętaj, że nie możesz pokazywać im się
na oczy! Kopnąłem drugiego milicjanta w kolano, ale zostałam złapany za fraki. Pech. . . A zresztą, dlaczego
pech? Podczas gdy oni będą zajęci mną, Alosza zdąży się zmyć. . . Szarpnąłem się, chwyciłem za mundur
drugiego milicjanta. Ten próbował oderwać moje ręce, ale trzymałem mocno. Leonid Arkadijewicz krzyczał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]