do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Appleyard Diana Subtelna roznica klas
- Courths_Mahler Jadwiga Diana
- Dick P.K. Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
- Cykl Pan Samochodzik (24) Tajemnice warszawskich fortĂłw Tomasz Olszakowski
- Hrabal Bohumil Taka piękna żałoba
- Diana Palmer Long tall Texans series 35 Zimowe róşe
- Diana Palmer Long Tall Texans 05 Ethan
- Diana Palmer The Marist Sisters 03 Outs
- Bobby Hutchinson Gdziekolwiek bć™dziesz
- 00_Program nauki_Technik ekonomista 341 02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gorąca - powiedział i wyciągnął z kieszeni torebkę z sokiem w proszku, który
wsypał do kubka.
- Dlaczego nie napijesz się kawy jak ka\dy normalny człowiek? - zapytał Leo.
- Kawę piję na śniadanie - odparł ostro.
- Ja te\, tyle \e nie jestem a\ taki zasadniczy. Rey spojrzał na niego z ukosa i włączył
silnik.
- Widziałaś? - zapytał Leo. - Kiedy on mierzy cię takim wzrokiem, tracisz grunt pod
nogami.
I zmierzył ją takim wzrokiem, zanim skupił uwagę na jezdzie.
Meredith przyszła do głowy taka oto myśl: czy aby nie popełnia największego błędu w
swoim \yciu.
ROZDZIAA CZWARTY
Tak właśnie Meredith wyobra\ała sobie ranczo Hart. Aadne drewniane ogrodzenie
uzbrojone od wewnątrz w linię elektryczną niskiego napięcia, imponujące pastwiska dokoła -
dla bydła i dla koni. Ale najbardziej jej się podobał dom z pięknym sklepieniem w hiszpań-
skim stylu, wokół którego rosły drzewa i krzewy. Wiosną musi tu być cudownie, pomyślała.
Dwa stawy, jeden dekoracyjny, przed domem, drugi, większy, od tyłu, w którym w
listopadowym słońcu pluskały się kaczki.
- Macie w tym stawie złote rybki? - zapytała, gdy samochód zatrzymał się na
podjezdzie.
- Tak. Są te\ inne gatunki. Zimą podgrzewamy wodę, \eby nie zmarzły. Rosną tam
tak\e lilie wodne i lotosy.
- A w tym stawie za domem, gdzie pływają kaczki, te\ są złote rybki?
- Nie - odparł ze śmiechem Leo, kaczki by je pozjadały.
- Wiosną musi być tu pięknie. - Westchnęła, omiatając spojrzeniem balkon, gazony
ró\, kamienne ławeczki i rosnące wokół stawu krzewy.
- Dla nas pięknie tu jest cały rok - oznajmił Leo. - Kochamy kwiaty. Na zapleczu
domu zało\yliśmy spore rosarium przy drzewach pekanowych. Tess uczęszcza na kursy
ogrodnicze i zajmuje się krzy\owaniem gatunków.
- Ja te\ kocham kwiaty - powiedziała Meredith. - Gdyby czas mi na to pozwolił,
często chodziłabym do rosarium.
- Sprzątanie pokoi jest czasochłonne - rzekł Rey, idąc w stronę domu.
Leo spojrzał na nią badawczo i gdy Rey nie mógł go ju\ słyszeć, zapytał:
- Zajmujesz siÄ™ sprzÄ…taniem?
- Nie, ale twój brat takie ma o mnie wyobra\enie, a ja nie zaprzeczam.
- Interesujące - stwierdził Leo. - Widać z tego, \e masz jakieś tajemnice...
- Owszem - odparła. Ale nie przynoszą mi one ujmy - dodała szybko, chcąc
uprzedzić jego podejrzenia.
- Ciekawe, dlaczego nie mo\ecie się porozumieć. On zazwyczaj nie czepia się ludzi.
Tym bardziej chorych.
- Ja nie jestem chora. Tylko pobita.
- Dojdziesz do siebie. I nic ci tu nie zagra\a. Twarz ci się zagoi, twój ojciec, będąc pod
stałą opieką, zerwie z nałogiem, i całe twoje \ycie się unormuje.
- Mam nadzieję - rzekła.
Zauwa\ył, \e w jej oczach pojawił się lęk.
- Posłuchaj mnie, Meredith. Je\eli chciałabyś porozmawiać, to jestem do usług. Mo\e
przyniesie ci to ulgÄ™.
Spojrzała mu w oczy.
- Dzięki, Leo. Ale rozmowa nic tu nie zmieni. Trzeba się nauczyć... z tym \yć.
- Intrygujesz mnie.
- Nic ci więcej nie powiem. To wszystko jeszcze jest zbyt świe\e.
- Mo\e ze mnie głupi farmer, ale czuję, \e ten problem nie dotyczy ojca.
- Być mo\e masz rację.
- Tak czy owak, nie przejmuj siÄ™ i bierz \ycie takim, jakie jest. Polubisz nasze ranczo,
głowę daję.
- Czy aby na pewno? - zapytała na widok Reya, który szedł ku nim z jakąś starszą
panią ściskającą w ręku poły fartucha.
- To pani Lewis - powiedział Leo. - Nie mo\e u nas pracować, bo cierpi na artretyzm.
Pózniej zapozna cię z gospodarstwem.
Rey pomógł Meredith wysiąść z samochodu. Po czym dokonał prezentacji obu pań.
- Zaniosę baga\ do twojego pokoju - rzekł - a pani Lewis w tym czasie oprowadzi cię
po naszym domostwie.
Meredith uśmiechnęła się pod nosem i podą\yła za Annie Lewis, która zapewne
czyniła nadludzkie wysiłki, by nie zapytać nową pracownicę, co się stało z jej twarzą.
- To ogromny dom i trzeba dobrze się napracować, by posprzątać wszystkie
pomieszczenia - powiedziała pani Lewis, prowadząc ją przez korytarz do typowo męskich
sypialni, z meblami w hiszpańskim stylu, o brązowych zasłonach i dywanach utrzymanych w
tej samej tonacji. - Oni, na szczęście, nie są bałaganiarzami, ale i tak pełno jest tu kurzu i
zwierzęcej sierści. Gdy tu nastałam, te dywany były be\owe. - Potrząsnęła" głową z
politowaniem. - I to nie wina dywanów, \e zmieniły kolor.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]