do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Harry Harrison Deathworld 2
- Philip K Dick Blade Runner
- Godeng Gert Krew i Wino 05 Palec Kasandry
- E20 II Ogrzewanie, Wentylacja i Klimatyzacja
- Jax Garren TotU 1 How Beauty Met the Beast
- czech slovak rep east bohemia
- Walter Jon Williams Hardwired
- Anthony, Camille Food for the Gods Silk Vault
- Cleland John Pamietniki Fanny Hill(2)
- Love of Life and Other Stories [Jack London]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej warg. Szorstkimi rękami wodził po jej biodrach, aż wreszcie wsunął dłonie pod koszulę i objął
wiotką talię. Wstrzymała oddech, gdy jego palce przesunęły się wyżej i dotknęły stwardniałych pod
cieniutkim staniczkiem piersi. Przywarłszy do jej ud, wyprężył się wyzywająco, dając poznać, że go to
podnieca.
Oboje oddychali głośno i nierówno. Raine wciągała nozdrzami zapach Aida, mieszaninę zapachu soli
i męskiego potu, bez jakiejkolwiek wody kolońskiej ani płynu po goleniu. Pachniał jak cedry w parku,
gdzie biegała wczesnym rankiem.
Przyciągnął ją ku sobie gwałtownie, tak mocno, że zlękła się o swe żebra, po czym równie nagle odsu-
nął. Delikatnie podtrzymał ją za ramiona.
Po raz pierwszy w życiu jej ciało zachowało się prymitywnie, żywiołowo i obezwładniająco. To ją
przerażało. Aldo dojrzał w jej oczach wyraz panicznego lęku. Był zły na siebie za to, że posunął się za
daleko, za szybko. Starał się mówić lekko, ale głos miał ochrypły.
- To siÄ™ nam uda, alskling.
Raine odgadła, że owo dziwne słowo oznacza coś tkliwego, i przebiegł ją lekki dreszcz.
- To się stanie, kiedy oboje do tego dojrzejemy - mówił Aldo nerwowo, podnosząc w górę dłoń, gdy
potrząsnęła głową, uparcie negując ich wspólną przyszłość. - Najpierw musimy porozmawiać. Zanim
zostaniemy kochankami, powinniśmy się zaprzyjaznić. - Drżącymi palcami przeczesał gęste włosy,
mierzwiąc je jeszcze bardziej i posłał jej nikły, smutny uśmiech. - Niech szlag trafi moją rycerskość -
dodał z niesmakiem. Usiadł przy niej, oddychając szybko i nierówno. Ujął jej zziębnięte dłonie i
mówił dalej, podkreślając słowa ruchami czterech splecionych rąk, jakby stawiał znaki przestankowe,
jakby pragnął uodpornić ją na wymowę rzucanych słów.
- Chcę, żebyś mówiła, żebyś rozmawiała ze mną. Muszę cię poznać, dowiedzieć się o tobie wszystkie-
go. Co lubisz robić, jakie czytasz książki, o której wstajesz, jaka byłaś w dzieciństwie. Wszystko, co
mówiłaś do tej pory, było na nie. Nie wiem, nie chcę, nie mogę. Powiedz mi coś teraz o sobie na tak.
Wytłumacz mi, dlaczego myślisz, że nie możesz ze mną zostać. Jesteśmy dorośli, nie musimy prosić
nikogo
o zgodę. - Wytrzymał jej wzrok. - To, co zaszło między nami, jest zbyt poważne, żeby było tylko
zabawą. Ty możesz być dzieckiem, ale ja jestem Oponiarzem
i czas przepływa mi między palcami.
Zaczerpnęła tylko tchu i nadal milczała. Czekał cierpliwie. Odniosła wrażenie, że gotów jest tak
przesiedzieć cały wieczór. Gdyby miała bodaj odrobinę zdrowego rozsądku, przecięłaby to
natychmiast, wzięłaby swój motocykl i odjechała do domu. Pragnęła jednak powiedzieć mu coś o
sobie. Niech wie, jaką jest egoistką. Uśmiechnęła się, czując, że jest to krzywy uśmiech.
- Naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Mam do streszczenia trzydzieści jeden lat, a jestem pewna, że
jesteś tak samo głodny jak ja.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i stanowczo potrząsnął głową, nie wypuszczając jej rąk ani nie
odrywajÄ…c wzroku z jej twarzy.
- Jestem dentystką - wyrzuciła z siebie znienacka i spostrzegła w wyrazie jego oczu błysk zaskoczenia.
Była to reakcja, do której z biegiem lat przywykła, reakcja, jak sądziła, na kontrast między jej urodą a
uprawianym zawodem. Ludzie nadal nie kojarzÄ… dentystek ze zgrabnÄ… figurÄ…, niskim Å‚agodnym
głosem ani, jak wyznał jej pewien pacjent, z wrażliwością. Tej należy się spodziewać jedynie u osób
siedzÄ…cych na fotelu dentystycznym.
%7ładen pacjent nigdy nie wyobrażał sobie dentystki na motocyklu. No cóż, tyle jeśli chodzi o
wyobrażenia. Aldo przynajmniej przyjął tę informację w milczeniu, bez irytujących komentarzy.
- Lubię swoją pracę. Mam dużo roboty ze studentami i dziećmi. Mieszkam w pobliżu gabinetu.
Zacisnął mocno zęby, ale o nic nie spytał. Natychmiast wyczuła, czego był ciekaw najbardziej.
- Mieszkam sama - dodała i dostrzegła na jego ogorzałej twarzy wyraz nie skrywanej ulgi.
Masował jej palce. Rozpraszał ją tym i zarazem podniecał. Cofnęła dłonie. Następna część rozmowy
będzie aż nadto trudna i bez jego dotyku.
- Moi rodzice, Althea i Justin Kennedy, mieszkają nie opodal, tuż za miasteczkiem uniwersyteckim.
Ojciec uczy na wydziale nauk ścisłych. Matka jest członkinią Uniwersyteckiego Klubu Kobiet i
licznych innych organizacji. Mój... - nagle zabrakło jej siły, by po prostu powiedzieć, co ją łączy z
Garthem. - Mój
narzeczony także wykłada na uniwersytecie. Matematykę.
Aldo słuchał uważnie, kiwając głową, jakby każdą otrzymaną informację układał w specjalnej
szufladce pamięci. Raine nie była pewna, czy ktokolwiek w przeszłości słuchał jej z równą uwagą.
Pochlebił jej próżności, a zarazem sprawił przyjemność.
- Byłam... jestem... jedynaczką - jąkała się dalej.
- Jesteśmy dobrą rodziną. Zostałam zaadoptowana, gdy miałam trzy lata.
- Skąd masz takie śliczne imię?
- Właściwie brzmi ono Ranią". Moi prawdziwi rodzice byli zagorzałymi żeglarzami, a to imię bogini
morza - powiedziała zawstydzona. Spostrzegła, że Aldo jest co najmniej zdumiony.
- Wiesz, kim byli twoi rodzice? Raine skinęła głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]