do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Beaton M.C. Hamish Macbeth 02 Hamish Macbeth i śmierć łajdaka
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- 02 Miłość ponad miłość (LOVE) Lynn Sandi
- Zelazny, Roger The Second Chronicles of Amber 02 Blood of Amber
- 2006.02 Qt ISO Maker–moja pierwsza aplikacja w Qt [Programowanie]
- Star Wars Black Fleet Crisis 02 Shield of Lies Michael P Kube McDowell
- 2007 02. Randka w walentynki 1. Thompson Vicki Lewis Niebiańskie zapachy
- Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 02 Móri i Ludzie Lodu
- Bots, Dennis Hotel 13 02 Das Raetsel der Zeitmaschine
- doswiadczenie_pojecie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Jestem - odparł obojętnym tonem. - Każdy, kto urodził się w
tym kraju, jest rodowitym Amerykaninem.
Po chwili uśmiechnął się i spojrzał na nią.
-No, dobrze. Zgadza się. Mam w sobie krew indiańską.
-I na pewno byłeś w wojsku.
-Dlaczego tak sÄ…dzisz?
- Nie wiem. Ale jakoÅ› mi to do ciebie pasuje. JesteÅ›
przyzwyczajony do pistoletu, poza tym mówisz iść na
zwiady", broń", a ludzie raczej powiedzą pistolet", albo
strzelba".
Znów została nagrodzona promiennym uśmiechem.
-Dobra, wygrałaś. Nosiłem mundur przez jakiś czas.
-A dokładnie jaki?
-Byłem w rangerach, to taka specjalna jednostka, w której
szkoli się żołnierzy do walki z partyzantami.
No tak, to by wyjaśniało, dlaczego on tak świetnie umie sobie
radzić w terenie. Sunny nie wiedziała zbyt wiele o wojsku, ale
o tej konkretnie jednostce słyszała.
Chance skończył wiązać sidła, potem wziął się za następne.
Sunny przez chwilę przyglądała mu się, nie mogąc pozbyć się
poczucia własnej bezużyteczności. Nie, nawet nie zaofiaruje
swojej pomocy. Znów bardziej by mu przeszkadzała, niż
pomogła. Westchnęła i niemal ze złością strzepnęła jakieś
pyłki ze spódnicy. Też coś... Jeden dzień na odludziu i już się
okazuje, że ona jest głupim kobieciątkiem, które nic nie potrafi.
Stereotyp z dawnych, dobrych czasów...
W takim razie trzeba znalezć sobie zajęcie typowo kobiece.
-A jak to jest naprawdę z tą wodą? Wystarczy, żeby zrobić
pranie?- Chodzę już drugi dzień w moim ubraniu i mam go
serdecznie dość.
75
-Wody jest dosyć, nie trzeba oszczędzać - powiedział
Chance, podnosząc się z ziemi. - Chodz, pokażę ci.
Wyszli spod nawisu. Nadal było nieludzko gorąco, Sunny
czuła przez buty żar nagrzanej słońcem ziemi. Szli jednak tylko
kilka chwil. Chance zatrzymał się przed jedną z pionowych
skalistych skał.
-Tutaj. yródło bije ze skały.
Sunny nieco sceptycznie spojrzała na cienką strugę wody,
spływającą po skale. Jak prać? Na dole nie było żadnego
jeziorka, nawet kałuży. Woda spływała ze skały i wsiąkała w
spragnioną ziemię. No cóż, trzeba będzie nabierać wodę do
butelki i polewać nią ubranie.
-W tych warunkach to moje pranie będzie trwało wieczność -
mruknęła.
Chance skwapliwie zaczął ściągać swój T-shirt.
-Proszę - powiedział, podając jej podkoszulek z promiennym
uśmiechem. - Na szczęście, czasu mamy dosyć, prawda?
Miała ochotę cisnąć w niego tym przepoconym
podkoszulkiem. I zażądać, aby natychmiast ubrał się z
powrotem. I wcale nie chodziło o jego komentarz.
Nigdy nie była głupio pruderyjna, widziała niejeden nagi
męski tors, jednak nie widziała jeszcze nagiego torsu Chance'a.
Był gładki, wspaniale umięśniony, opalony na brąz. Tors,
którego pragnęłaby dotknąć każda kobieta. Palce Sunny
kurczowo zacisnęły się na czarnym T-shircie.
Uśmiech znikł z twarzy Chance'a, złociste oczy pociemniały.
Pochylił się, jego dłoń delikatnie wsunęła się pod brodę Sunny.
Uniosła powoli twarz, napotkała wzrok pełen pożądania.
-Sunny? Zdajesz sobie sprawę, co może się między nami
zdarzyć?
Jego głos wcale nie był miły ani uwodzicielski. Był bardzo
szorstki.
-Tak.
To króciutkie słowo z trudem wydobyło się z jej ściśniętego
gardła.
-Chcesz tego, Sunny?
76
Pragnęła tego rozpaczliwie, boleśnie. Spojrzała mu prosto w
oczy, teraz znów złocistobrązowe, i drżąc już teraz na myśl o
tym, co zdarzy się na pewno, wyszeptała:
-Tak.
77
ROZDZIAA SIÓDMY
Sunny, pełna zadumy, rozłożyła świeżo uprany czarny T-shirt
na nagrzanej słońcem skale. Jakże jej życie zmieniło się teraz
zupełnie... Nie chodzi już nawet o sam fakt, że oboje z
Chansem są więzniami kanionu i prawdopodobnie utknęli tu na
dłużej. Na całe tygodnie, miesiące, a może... może nigdy już
stąd nie wyjdą? Trudno wymyślić bardziej diametralną zmianę
w czyimś życiu. Ale u niej, oprócz tego, zmieniło się coś
jeszcze. Dotychczas żyła tak, jakby nie do końca zakotwiczono
ją na tej ziemi, wszystko było ulotne i naznaczone lękiem o
Margretę. A teraz, po raz pierwszy w życiu poczuła, że Sunny
Miller istnieje naprawdę i musi przemyśleć tylko swoje
sprawy. To znaczy jedną, teraz najważniejszą: czy ona chce
Chance'a.
Tak, chce, i nie ma zamiaru nadal kurczowo się czepiać tych
swoich argumentów, które nie pozwalały jej dotąd na żaden
związek z mężczyzną. Miała wiele powodów, być może
słusznych, ale w innym, odległym stąd o setki kilometrów
świecie, określanym jako normalny.
Oboje stoją w obliczu śmierci, a ona nie chce umierać, nie
poznawszy smaku miłości tego właśnie mężczyzny. Chce, żeby
ją wziął, chce powiedzieć mu, że go kocha. Ma przecież w
sobie wiele czułości, ściśniętej gdzieś w sercu, skurczonej, bo
komuż dotychczas mogła ją ofiarować?- Poza tym czuje, że
podoba się Chance'owi. A on w ogóle sprawia wrażenie
mężczyzny, który od seksu nie stroni i okazji nie przepuszcza.
Ten przystojny, zmysłowy i pewny siebie mężczyzna ma
zapewne takich okazji co niemiara. A teraz... Sunny jest pod
ręką, więc czemu nie skorzystać...
Trywialne to i trochę przykre. Ale może i tak do końca wcale
nieprawdziwe. Czuła przecież, że spodobali się sobie
właściwie od pierwszego wejrzenia. I chciała bardzo, aby to
odczucie nie mijało się z prawdą. Bo jej Chance MacCall
podobał się coraz bardziej. W ciągu tej doby dowiedziała się o
78
nim wiele, i nie dostrzegła niczego, co nie zyskałoby jej
aprobaty. Był mężczyzną odważnym, nie wahającym się
podjąć ryzyka, człowiekiem bardzo zdolnym, posiadającym
wiele umiejętności, a poza tym, co też bardzo ważne, Sunny
nie znała dotychczas nikogo, kto byłby wobec niej bardziej
uprzejmy i opiekuńczy.
A uwieńczeniem jego zalet było to, że jest
nieprawdopodobnie seksowny, tak bardzo, że jej po prostu
ślinka cieknie z ust. Głupie wyrażenie, ale inaczej tego określić
nie sposób.
Większość mężczyzn, po uzyskaniu odpowiedzi, jaką dała
przed godziną, natychmiast przystąpiłoby do rzeczy. A Chance,
usłyszawszy z jej ust tak", pocałował ją, bardzo słodko, i
oświadczył:
-IdÄ™ do samolotu, mam tam ubranie na zmianÄ™.
PrzebiorÄ™ siÄ™ i podrzucÄ™ ci jeszcze coÅ› niecoÅ› do prania.
I wtedy ona błysnęła ironią:
-Dziękuję, jak to miło z twojej strony...
A on puścił do niej oko i powiedział z uroczym uśmiechem:
-Staram siÄ™, jak mogÄ™!
W rezultacie, zamiast rozkwitać w jego ramionach, siedziała
przy zródełku i prała męską bieliznę. Nie było to zajęcie
szczególnie romantyczne, dawało jednak miłe poczucie, że
wytwarza się między nimi zażyłość. Poza tym jakiś taki
szalenie naturalny podział obowiązków. On, mężczyzna, stara
się o pożywienie - patrz: robi sidła - a ona, kobieta, dba o
czyste ubrania.
Uprała najpierw jego rzeczy, potem, po chwili wahania,
ściągnęła z siebie wszystkie bez wyjątku części garderoby.
Wszyściutko, bo ani sekundy dłużej nie mogła już wytrzymać
w nieświeżym ubraniu. Nigdy jeszcze nie paradowała po
dworze w stroju Ewy. Czuła się trochę dziwnie, co nie
znaczyło, że zle. Była w tym nutka dekadencji, ale nutka
absolutnie pozytywna, choć naznaczona lekkim niepokojem. A
co będzie, jeśli Chance ją zobaczy- Uśmiechnęła się na myśl o
tym. No cóż, na pewno nie wzbudzi w nim dzikiej, gwałtownej
79
żądzy, ponieważ jej ciało nie ma jakichś szczególnie
efektownych zaokrągleń. Z drugiej jednak strony, wcale tak zle
nie jest. A poza tym na tym pustkowiu nie ma innych kobiet
oprócz Sunny Miller. Więc kto wie, kto wie...
A przede wszystkim, zamiast myśleć głupio, trzeba się
wreszcie porządnie umyć. Napełniła wodą butelkę, polała się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]