do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Dynastia Conellych 05 Little Kate Panna Nikt i doktor Connelly
- Tryzna Tomek Panna Nikt
- 052. Darcy Emma James Family 01 Rozbitkowie
- Boris Pahor Vila ob jezeru
- Laurie King Mary Russel 07 The Game
- Homer Iliada
- chili600
- Barnett Jill Cukiereczek
- GT_Dietz_William_C_Hitman_Enemy_Within
- 0709. Fielding Liz WśÂ‚aśÂ›ciwe odpowiedzi
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddziaływać na jego mózg i Ryan również zasnął. Nawiedzały go
sny, jakich nie miewał od lat.
Wreszcie skwar ustąpił. Mattie nie wczołgała się do śpiwora, lecz
położyła się na nim, zdjąwszy uprzednio buty. Rozbudził ją nieco
chłód, który dosięgnął stóp - najwrażliwszej partii jej ciała.
Rozbudził, ale nie do końca. Pod przymkniętymi powiekami
przebłyskiwał jakiś sen. Biegła w ciemności, próbowała uciekać?
Nie, usiłowała coś dogonić. Ale cel znajdował się daleko przed nią i
oddalał się, a ona popełniała błędy. Ziemia kołysała się, jak gdyby
Mattie płynęła w łodzi i nie mogła swobodnie się poruszać z powodu
krępującego ubrania. Ręka dzikusa wygrażała jej cierniem, a w
uszach odbił się czyjś głos: Jak możesz prowadzić, skoro nie jesteś
w stanie nawet podążać za czymś?" Thor ciskał na nią gromy, a
odgłosy wojny po obu stronach drogi zmuszały do kroczenia
pośrodku ścieżki. A potem wpadła do rzeki i miała mokrą twarz.
Mattie przebudziła się z krzykiem i zerwała się na kolana.
- O co chodzi? - Kiedy uderzył piorun, Ryan wygrzebał się ze
śpiwora i objął dziewczynę opiekuńczym gestem, by uchronić ją
przed wielkimi kroplami, które wpadały do namiotu.
Nadeszła pora deszczów.
Klęczeli objęci przed kilka minut i patrzyli na ulewę. Ryan
uspokajał Mattie, która starała się odzyskać równowagę. Nie
przyszło jej to łatwo.
- Już jest dobrze - powiedziała mu. - Nie rozumiem tego.
- Byłaś zmęczona - pocieszał dziewczynę. - Deszcz cię
Strona 69 z 143
RS
zaskoczył. Nie spodziewałaś się, że pora deszczowa zacznie się od
burzy z piorunami.
- W Bostonie mówili mi, że może padać trzy miesiące.
- Nie aż tak długo - zapewnił. - Owszem, będzie padać w ciągu
następnego kwartału, ale myślę, że w sumie nie więcej niż przez
trzydzieści dni. Kłopot w tym, że przez te trzydzieści dni spadnie
całoroczny deszcz. Spójrz, jak duże są te krople!
Od momentu przebudzenia Mattie oddawała się wyłącznie
obserwacji. Deszcz, którego krople przypominały ziarnka grochu,
utworzył błotniste bajora na płaskiej powierzchni sawanny. Cały
świat zalewał się łzami. Akacje przez chwilę opierały się burzy, aż w
końcu sprawiły im dodatkowy prysznic. Po obu stronach ukazywały
się błyskawice.
- Musimy się stąd wydostać - szepnął jej do ucha Ryan.
- Przy tej ulewie? Ty chyba zwariowałeś!
- Hej, pani inżynier - krzyknął na nią. - Gdzie jesteśmy? Wokół
całego terenu uderzają pioruny, znajdujemy się pośrodku
płaskowyżu, na szczycie wzgórza. Mówi ci to coś, szefowo?
Umysł Mattie zaczął powoli pracować. Równina, wysokie
wzgórza, piorun - wszystko razem wzięte oznaczało katastrofę.
Wciąż dobrze pamiętała scenę z dzieciństwa. Trening piłki nożnej na
płaskim terenie i trener, który nakazał piłkarzom grać dalej, mimo
że nadchodziła burza. Uderzenie pioruna. Zmierć dwóch graczy i
trenera.
- DokÄ…d biegniemy?
- Na lewo od nas jest suche wadi - krzyknÄ…Å‚ Ryan. - Koryto
rzeczne. Jak uderzy następny piorun, gnaj na złamanie karku.
Mattie odnalazła swoje buty, ale postanowiła ich nie nakładać,
żeby nie marnować czasu, tym bardziej, że Ryan ponaglał ją do
biegu. Pokonała sto metrów w rekordowym tempie. W miarę
zbliżania się do wadi to zaledwie metrowe zagłębienie wydawało jej
się coraz bardziej upragnione. Ryan nie dał jej czasu na
ceremonialne wejście. Jednym mocnym pchnięciem zwalił ją do
Strona 70 z 143
RS
rowu, a w chwilę pózniej poszedł w jej ślady, niemal przygniatając
dziewczynÄ™.
- Nie podnoś głowy - przekrzykiwał burzę. - To nie potrwa
długo! I opuść tyłek!
Mattie przywarła do ziemi, ale wkrótce do wadi zaczęła ściekać
woda. Po kilku minutach tkwili po szyję w błotnistej cieczy.
- Nie - ostrzegł Ryan. - Trzymaj nos pod wodą, ale nie wstawaj!
Widok sponad krawędzi wadi był przerażający. Kilkaset metrów
dalej piorun uderzył w grupę drzew, które stanęły w płomieniach
mimo ulewnego deszczu.
- Nic ci nie jest? - zapytał Ryan.
- Wszystko w porządku - odparła.
Burza przetoczyła się na północ, w kierunku El Obeid.
- Prawie się Wypogodziło - powiedział. - Myślę, że możemy...
Ale burza zadała przewrotnie jeszcze jeden, ostateczny cios.
Potężne uderzenie piorunu powstrzymało ich od wybiegnięcia i
zniszczyło korony akacji. Potem wszystko ucichło i zaczął padać
niezbyt ulewny deszcz.
- O mój Boże, popatrz na to - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Ich namiot płonął, a dwa drzewa zwaliły się na landrovera. Wokół
zbiornika na benzynę tańczyły płomienie.
- W wozie jest cała nasza żywność! - jęczał. - Dlaczego mnie to
spotyka, Boże?
Nie musiał kończyć tego zdania. Pojazd, namiot i resztki drzew
zamieniły się w ognistą kulę i z wielkim hukiem wyleciały w
powietrze. Mattie próbowała zobaczyć ten wybuch, ale Ryan
wcisnął jej głowę w błoto.
- Przeklęta idiotko! - wściekał się. - Wszędzie pełno odłamków!
Wysunęła na oślep rękę w kierunku nosa, żeby oczyścić go z
błota. Trzeba było oddychać, nawet mimo śmiertelnego strachu.
Cały czas padał kapuśniaczek. W naturze ponownie zapanowała
cisza. Ryan podsadził Mattie. Usiedli w wadi, gdzie woda sięgała im
do pasa, i spoglÄ…dali na miejsce niedawnego obozowiska.
Strona 71 z 143
RS
- O mój Boże - powtórzył ponuro.
- Jest w tym jedna dobra strona - powiedziała spokojnie,
szukając pod wodą butów.
- O? - wyraził gniewne zdumienie. - Cóż takiego?
- Skoro musimy iść pieszo, czy to nie sprzyjająca okoliczność, że
następna wioska jest zaledwie o półtora kilometra stąd?
- Nie boisz siÄ™?
- Oczywiście, że nie. Nie ma sensu bać się po fakcie, prawda?
- Chyba tak - zgodził się posępnie.
- Ale pięć minut wcześniej zęby tak mi szczękały ze strachu, że
omal nie popękały - wyznała. - Jak wyglądają moje włosy?
- Ubłocone, jak cała reszta. Myślałem, że woda deszczowa
stanowi idealny szampon.
- Wy, mężczyzni, wszyscy jesteście tacy sami. Nigdy nie
zrozumiecie kobiet - zaśmiała się buńczucznie Mattie. - Dlaczego
przed chwilą byłeś taki ponury?
- Wy, kobiety, jesteście wszystkie takie same - odciął się. -
Nigdy nie zrozumiecie, co liczy się dla mężczyzny. Zostawiłem moją
najlepszÄ… fajkÄ™ na przednim siedzeniu samochodu!
Strona 72 z 143
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
ie ma wygodniejszego miejsca - powiedziała Mattie
skubiąc długie zdzbło trawy. Leżała na słomie w starym
Nwozie ciągniętym przez woły. Jego drewniane koła
skrzypiały na drodze między górami. - I jaki świetny pomysł -
wynająć całą ekipę!
Nie miał to być komplement, choć z drugiej strony w tej wiosce
nie można było ani wynająć, ani kupić, ani ukraść innego środka
komunikacji.
W oczekiwaniu na odpowiedz spojrzała na Ryana i stłumiła
chichot. Ryan Quinn leżał obok niej na słomie i smacznie spał na
brzuchu.
- Nie pojmuję, dlaczego tak się ciebie czepiam - mruknęła. - Z
pewnością starałeś się mną opiekować, mimo iż robiłam niekiedy
głupstwa.
Poruszył się i mucha, która siedziała mu na nosie, odleciała.
Mattie uśmiechnęła się i zdjęła kapelusz, żeby go użyć jako
wachlarza. Rozejrzała się dookoła i wzięła głęboki oddech.
Powietrze było czyste i orzezwiające. Dotychczas padało tylko w
ciągu jednego dnia i to nie przez cały czas. Ulewa rzadko trwała
dłużej niż godzinę, dwie, ale jeżeli już występowała, była rzęsista.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]