do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- D J Manly & A J Llewellyn [Blood Eclipse 04] Apocalypse (pdf)
- Ava McKnight Scandalous (expanded for EC) (pdf)
- Harrison_Harry_ _Narodziny_Stalowego_Szczura
- (ebook german) Lovecraft, H.P. Stadt ohne Namen
- Zofia Urbanowska gucio zaczarowany
- Anderson, Poul Explorations
- A_depressao_como_mal_estar_contemporaneo
- Connell Susan Niespokojny duch
- C.S. IGRZYSKA śÂšMIERCI 01 IGRZYSKA śÂšMIERCI
- 41 Pan Samochodzik i Operacja Królewiec Sebastian Miernicki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obności. Rozjaśnię wszystkie wątpliwości i, ufny
137/140
w waszą roztropność, wyjawię wam tajemnicę, co
sprowadza mnie tutaj w tak uderzającym was
ubiorze.
- Cha, cha! wyjawić tajemnicę! - rzekł sędzia -
już miarkuję, co to będzie. No, ludzie, wyjdźcie no
stąd, a strzec mi tam okien i drzwi, nie wpuszczać
ani nie wypuszczać nikogo!
Skoro tylko zostaliśmy sami, zacząłem:
- Widzicie mnie, panie sędzio, nieszczęśliwego
zbiega, któremu ostatecznie, przy pomocy przy-
jaciół, udało się uciec z haniebnego więzienia i
zamknięcia na wieki w klasztorze. Pozwólcie mi na
bliższe szczegóły historii, która jest tkaniną pod-
stępów i złośliwości mściwej rodziny. Przyczyną
moich cierpień była miłość do dziewczyny
niższego stanu. W więzieniu wyrosła mi broda i
kazano już wystrzyc mi tonsurę, jak możecie za-
uważyć; w więzieniu też, targany tęsknotą, mu-
siałem cierpieć w kapturze mnicha. Dopiero po
ucieczce, w lesie, wziąłem na odwagę i prze-
brałem się - wszak mogliby mię dopędzić i poznać.
Widzicie więc sami, skąd się wzięła dziwaczność
mojego wyglądu, budząca takie podejrzenie. Pasz-
portu, jak widzicie, teraz pokazać wam nie mogę,
ale na obronę swych twierdzeń mam pewne
dowody, które z pewnością uznacie za odpowied-
nie.
138/140
To mówiąc wyciągnąłem sakiewkę ze złotem i
położyłem na stole trzy błyszczące dukaty. Surowa
powaga pana sędziego zmieniła się we wdzięczny
uśmiech.
- Dowody pańskie - rzekł - są zapewne
dostatecznie jasne, ale, mój panie, nie bierzcie
mi za złe: brakuje jeszcze pewnego przekonywa-
jącego wyrównania szczegółów. Jeżeli pan chce,
abym niepodobne wziął za podobne, to i pańskie
dowody takimi byt muszą.
Zrozumiałem szelmę i dołożyłem jeszcze je-
den dukat.
- Teraz widzę - rzekł sędzia - że podejrzenie
moje wyrządziło panu krzywdę; podróżuj pan
dalej, ale zejdź pan szybko na boczne drogi i trzy-
maj się z dala od bitego gościńca, dopóki się pan
całkowicie nie pozbędzie tego podejrzanego
wyglądu. Następnie otworzył drzwi i zawołał
głośno do zgromadzonego tłumu:
- Ten pan tutaj jest znakomitym panem, ze
wszystkimi rubrykami, dał się nam, sędziemu,
poznać w tajnej audiencji. Podróżuje incognito, to
znaczy, że nic wam do tego, uszy nie słyszały,
oczy nie widziały; rozumiecie, chłystki! A teraz,
szczęśliwej drogi, łaskawy panie!
139/140
Wieśniacy zdjęli z poszanowaniem czapki i w
milczeniu przypatrywali się, gdy wsiadałem na ko-
nia. Szybko chciałem przejechać przez bramę, ale
koń zaczął stawać dęba w miejscu. Nie mając po-
jęcia o jeździe konnej nie umiałem sobie poradzić.
Rumak kręcił się ze mną w kółko i zrzucił mnie
wreszcie wśród grzmiącego śmiechu wieśniaków
- w ramiona nadbiegającego sędziego i gospo-
darza.
- To zły koń - rzekł sędzia tłumiąc śmiech war-
cholski.
- Zły koń! - powtórzyłem otrzepując proch.
Pomogli mi na nowo dosiąść wierzchowca, ale
niespokojny zwierz na nowo stawał dęba, parska-
jąc w powietrze - i wcale nie można było
przeprowadzić go przez bramę.
- Patrzcie ino - krzyknął jakiś staruszek - tam
przy bramie siedzi Kostrzewa, ta krzykaczka, i nie
puszcza łaskawego pana ze złości, że to jej nie dał
ni grosza...
Teraz dopiero wpadła mi w oko stara, ob-
szarpana żebraczka, co przykucnąwszy sobie tuż
przy drodze wiodącej ku bramie, szczerzyła ku
mnie obmierzłe dziąsła i opętańcze gałki roześmi-
anych oczu.
140/140
- Z drogi, wiedźmo! - krzyknął sędzia, ale
starucha zaskrzeczała piskliwie:
- Nie widzicie? U mych stóp... A niechże was...
umrzyk, trup... A braciszek pędzi w cwał, cacko
z dziurką babce dał... Ho, ho, filut! Hop! A juści!
Umrzyk zadkiem nie przepuści... dzisz braciszku,
próżny skok... toć grosiki w kabzie dzwonią... rzuć
grosika babce w krok... Pięścią palców, szóstą
dłonią, prasnę trupa w łeb i w coś... Przejedziecie
ty i łoś...
Koniec wersji demonstracyjnej.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]