do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Elder Races 4.1 Natural Evil Thea Harrison
- Harris Charlaine Harper 1 Grobowy zmysł
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Charlaine Harris Lodowaty grĂłb
- Harry Turtledove [The V
- Harry Turtledove V
- Banks_Cliff_ _Szczury_tunelowe_02_ _BĹ‚oto_i_krew
- 0145. Rutland Eva BoĹźe Narodzenie jest codziennie
- Harrison, Harry War with the Robots
- John Moore Heroics for Beginners (BD) (v3.1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w imię sztuki. Te rozważania nie przeszkodziły mi zgarnąć wszystkich banknotów
z sejfu do mojego futerału. Kiedy napełnił się, uchyliłem kapelusza przed moimi
więzniami, tym z wytrzeszczonymi oczami i tym nieprzytomnym, i wyszedłem.
Czarna maska powędrowała z powrotem do kieszeni. Opuściłem teatr nie strze-
żonym wyjściem ewakuacyjnym. Szybko przeszedłem wzdłuż dwóch bloków do
przejścia podziemnego i stałem się jedną z wielu postaci śpieszących w strugach
deszczu. Ruszyłem schodami w dół, po czym skręciłem w korytarz prowadzący do
stacji. Wszystkie pociągi podmiejskie już odjechały i peron był pusty. Wszedłem
do budki telefonicznej i zmieniłem swoją powierzchowność w ciągu dokładnie
dwudziestu dwóch sekund, w precyzyjnie wyćwiczonym tempie. Zdarłem czarne
pokrycie futerału, spod którego ukazało się drugie, białe. Charakterystyczny, wy-
brzuszony kształt czary głosowej znikł także był zrobiony z cienkiego plastiku,
który zgniotłem i włożyłem do kieszeni razem z czarnym pokryciem. Odwróci-
łem kapelusz na drugą stronę i on również stał się biały. Moje czarne wąsy i broda
zniknęły w odpowiedniej kieszeni. Zdjąłem palto i oczywiście je także wywróci-
łem na białą stronę. Tak przebrany ruszyłem na stację i w tłumie przyjeżdżających
wyszedłem na postój taksówek. Poczekałem chwilę. Nadjechała taksówka i otwo-
rzyły się drzwi. Usiadłem i uśmiechnąłem się z zadowoleniem na widok lśniącej
czaszki szofera-robota.
Szofeh, phoszę bahdzo zabhać mnie do hotelu Ah-bolast powiedziałem,
najlepiej jak mogłem naśladując akcent turyngijski, ponieważ pociąg, który przed
chwilą przyjechał, przybył z Turyngii.
Polecenie niejasne zagdakała maszyna.
Ho-tel Ah-bo-bo-last, ty blaszany głupku! wykrzyknąłem! Ah-bo-
last!
Zrozumiałem powiedział robot i taksówka ruszyła.
Wspaniale. Wszystkie rozmowy prowadzone w taksówkach są zapisywane
przez molekularny magnetofon i przechowywane przez miesiÄ…c. Gdyby mnie kie-
47
dykolwiek sprawdzano, nagranie odtworzy tÄ™ rozmowÄ™, a moja rezerwacja hote-
lowa została załatwiona na lotnisku w Turyngii. Być może, byłem zbyt ostrożny,
ale moją dewizą jest, że tego nigdy za dużo. Mam na myśli ostrożność.
Hotel był bardzo drogi. Wszystkie korytarze i pokoje ze smakiem ozdobio-
no sztucznymi arbolastami. Zostałem usłużnie wprowadzony do swojego aparta-
mentu gdzie arbolast służył jako stojąca lampa. Bagażowy-robot wyniknął się
służalczo, z pięciodolarówką w szczelinie na napiwki.
Postawiłem torbę w sypialni, zdjąłem mokry płaszcz i wyjąłem z lodówki pi-
wo. Rozległo się pukanie do drzwi.
Tak szybko! Jeżeli to był Hetman, świetnie umiał śledzić, bo nie zauważyłem,
by ktoś za mną szedł. To nie mógł być nikt inny. Zawahałem się, ale zdałem sobie
sprawę, że jest tylko jeden sposób, by się upewnić. Z uśmiechem na twarzy na
wypadek gdyby to był Hetman otworzyłem drzwi. Uśmiech znikł natychmiast.
Jesteś aresztowany powiedział detektyw w cywilu, pokazując mi odzna-
kę. Jego towarzysz wycelował we mnie ogromny pistolet na dowód, że dobrze ich
zrozumiałem.
Rozdział 9
Udało mi się tylko wydukać:
Co. . . co. . . lub coÅ› w tym rodzaju. Na aresztujÄ…cym mnie oficerze ta
błyskotliwa kwestia nie zrobiła większego wrażenia.
Włóż płaszcz, pójdziesz z nami.
Oszołomiony przeszedłem przez pokój i wykonałem jego polecenie. Wiedzia-
łem, że powinienem zostawić tu płaszcz, ale nie chciałem się sprzeciwiać. Kiedy
go przeszukają, znajdą maskę, klucz i w ogóle wszystko, co mnie zdemaskuje.
A co z pieniędzmi? Nic nie powiedzieli o torbie.
Gdy tylko włożyłem rękę do rękawa, policjant zatrzasnął na niej kajdanki,
których drugi koniec zamknął na swoim nadgarstku. Nigdzie nie mogłem się bez
nich ruszyć. Nie mogłem zrobić nic lub prawie nic, bo trzy kroki za nami szedł
właściciel pistoletu.
Wyszliśmy z pokoju, korytarzem do windy i do głównego holu. Detektyw był
tak uprzejmy, że trzymał się blisko mnie, więc kajdanki nie rzucały się w oczy. Po-
środku strefy objętej zakazem parkowania czekał duży, czarny, złowieszczy wóz.
Kierowca nie raczył nawet spojrzeć w naszą stronę. Ruszył, gdy tylko wsiedliśmy
i zamknęły się za nami drzwi.
Nie miałem nic do powiedzenia, a i moi towarzysze nie byli w gadatliwym
nastroju. W ciszy toczyliśmy się przez zalane deszczem ulice, minęliśmy kwaterę
główną policji i ku memu osłupieniu zatrzymaliśmy się przed Gmachem Federal-
nym Rajskiego Zakątka. Federalka! Serce we mnie zamarło. Miałem rację przy-
puszczając, że złamanie szyfru i ujęcie mnie z pewnością przekracza możliwości
miejscowej policji, ale nie uwzględniłem ogólnoplanetarnej agencji śledczej. Ze
spóznionym refleksem co nie jest powodem do dumy dostrzegłem swój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]