do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- McMahon_Barbara_ _Georgia_słodka_Georgia
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 156 Maska miłości
- 0903. Dunlop Barbara Skandale w wyższch sferach 04 Prawdziwe szczęście
- Dunlop_Barbara_ __Marchand_10_ _Podwojne_zycie
- 096. Delinsky Barbara Kamienna róşa
- Barbara Frale Templariusze i całun turyński
- 1036. McMahon Barbara Weekend nad oceanem
- Anderson, Poul The High Crusade
- Robert M. Howard Getting a Poor Return, Courts, Justice, and Taxes (2009)
- Latitude Zero Laurence James(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- emily.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaki miał przed oczami, przypuszczalnie wypuściłby ją z rąk.
Odgarniając z czoła gęste czarne loki, dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Dzień dobry, Zpiąca Królewno.
- Ojej, która to godzina? - spytała, mrugając powiekami. - Zaspałam?
Mark wykazał podziwu godne opanowanie i nie oderwał wzroku od jej twarzy.
- Wpół do jedenastej. Nie byłem pewien, czy mogę cię już obudzić...
- Och, tak. Nigdy tak długo nie śpię. - Podniósł z podłogi tacę.
Sophie wytrzeszczyła oczy.
- To dla mnie? Jak miło, dziękuję. - Nagle oparła się o framugę drzwi i jęknąwszy
cicho, jedną rękę przyłożyła do brzucha, drugą do ust.
- Co ci jest? - przeraził się.
- Muszę iść do łazienki - odparła szeptem, nerwowo odpychając go na bok.
Odsunął się pośpiesznie, robiąc jej przejście.
Potykając się, Sophie pognała przed siebie.
Psiakość, jeszcze wczoraj myślał o tym, jak ją uwodzi.
Fantazje to jedno, a życie to drugie, pomyślał, słuchając dochodzących z łazienki
odgłosów. Właśnie tak będzie wyglądało życie Sophie Felsham przez najbliższych sie-
dem miesięcy: poranne mdłości, powiększający się brzuch, wreszcie ból związany z po-
rodem. A potem odpowiedzialność za maleństwo i dwudziestoczterogodzinna opieka nad
nim.
Chryste, ale się porobiło! Biedna Sophie usiłowała dojść do siebie po tym, jak ją
facet rzucił, i co? On, Mark, był wszystkiemu winien, lecz nie miał pojęcia, na co Sophie
liczy.
Nagle przyszło mu do głowy, że dwa tygodnie to strasznie mało czasu, aby znalezć
sensowne rozwiÄ…zanie.
R
L
T
Sophie poczuła się znacznie lepiej, kiedy umyła twarz, wyszorowała zęby i uczesa-
ła włosy. Wróciwszy z łazienki do pokoju, zdziwiła się, że Mark nie odszedł do swoich
obowiązków. Nie tylko nie odszedł, ale przyglądał się jej z zatroskaniem w oczach.
- Codziennie tak masz?
- No, prawie...
Potrząsnął głową.
- Nie fair, prawda?
- Mogłoby być gorzej. Mnie mdłości dopadają zaraz po wstaniu, innym kobietom
dokuczają przez cały dzień. - Usiadła na brzegu łóżka i popatrzyła na tacę ze śniadaniem.
- Nie wiedziałem, czy będziesz miała ochotę coś zjeść - rzekł. - Chętnie zrobię ci
nowe grzanki.
- Dzięki, nie trzeba. Te w zupełności wystarczą.
- Są zimne. - Sięgnął po tacę. - Za chwilę wrócę, u ty wskakuj z powrotem do łóż-
ka.
- Rozpieszczasz mnie - zaprotestowała, ale posłusznie spełniła jego polecenie.
Przypomniała sobie, jak w środku nocy wstała i ze strachu przed Markiem zamknę-
ła drzwi na klucz. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Nie miała powodu do obaw; Mark za-
chowywał się jak najczulszy, najtroskliwszy mąż.
Jednakże jego troskliwość trochę ją irytowała. Wiedziała, że to irracjonalne, ale
zwyczajnie czuła strach, że może się w Marku zakochać, a potem cierpieć. Co będzie,
jeśli po dwóch tygodniach dojdzie do wniosku, że najchętniej zostałaby z Markiem na
zawsze, on zaś nie wykaże najmniejszej inicjatywy, aby ją u siebie zatrzymać?
Nie wygłupiaj się, zganiła się w myślach. Co ma być, to będzie.
- Zwieża herbata i ciepłe grzanki - oznajmił Mark, wracając do sypialni. Postawił
tacÄ™ na stoliku nocnym.
- Dziękuję, jesteś aniołem. Rycerzem w dżinsowej zbroi.
Ze speszonym uśmiechem wsunął kciuki do szlufek spodni.
- Nie będę ci przeszkadzał. Smacznego.
R
L
T
Nie pamiętała, aby kiedykolwiek jadła śniadanie w łóżku, chyba że sama je przy-
rządziła, a to się nie liczyło. W każdym razie dzisiejsze pochłonęła z apetytem, po czym
ubrała się i odniosła tacę do kuchni.
Na moment przystanęła w progu, oszołomiona widokiem wysokiego kowboja w
spranych dżinsach i niebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami, który zmywa naczy-
nia. Natychmiast wyobraziła sobie, jak swoimi silnymi spracowanymi rękami zajmuje się
niemowlęciem: kąpie je, przewija, całuje w brzuszek, gaworzy z nim.
O Chryste! Jeżeli natychmiast nie powściągnie fantazji, będzie miała duże proble-
my.
Na szczęście zadzwonił telefon, wyrywając ją z zadumy. Mark wytarł ręce o ście-
reczkę i chwycił słuchawkę. Zmarszczywszy czoło, przez chwilę słuchał w skupieniu.
- Dobra. Już jadę.
Sophie nie odzywała się. Ciekawa była, o co chodzi. Dokąd Mark jedzie? Czy za-
bierze ją ze sobą? Rzucił jej posępne spojrzenie.
- To był mój sąsiad, Andrew Jackson. Ciężarówka pełna bydła przewróciła się,
przejeżdżając przez strumień.
- Niedobrze. SÄ… ranni?
- Chyba nie. Ale muszę jechać. Wypadek zdarzył się na moim terenie.
Sophie przełknęła ślinę. W Anglii na miejsce wypadku zaraz przyjechałaby policja,
karetki, straż pożarna. A tu, w buszu, gdzie do najbliższego miasta są dziesiątki kilome-
trów, ludzie muszą polegać na sąsiadach. Trochę to przerażające.
- W jaki sposób zdołasz pomóc?
- Może pchając razem, uda nam się postawić ciężarówkę. Może wezmę ją na hol i
podciągnę. Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może są ranne zwierzęta...
- Sądzisz, że mogłabym się na coś przydać?
Uśmiechnął się.
- Nie. Odpocznij sobie.
No tak, pomyślała; uważa mnie za bezużyteczną Angielkę.
Nie chciała znów zostawać sama. Czy taki jest los wszystkich mieszkających tu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]