do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Dino Compagni Cronica delle cose occorrenti ne’ tempi suoi
- Token Ring Switching
- śąuśÂ‚awski Andrzej ZauśÂ‚ek pokory
- Foley Ewa Powiedz śźyciu Tak!. Poradnik dobrostanu
- Frank Sinatra All Songs lyrics
- A_depressao_como_mal_estar_contemporaneo
- Colfer Eoin Artemis Fowl 02 Arktyczna przygoda
- Isaac Asimov Gold, The Final Science Fiction Collection
- Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 143 WyśÂ›cig do miśÂ‚ośÂ›ci
- Joe Haldeman Manifest Destiny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapłacił złotymi monetami, i tak nie zmusiłby mnie do prowadzenia dziennika. Mam czytać wstecz o
własnym życiu? Po co mi sprawdzać, co kiedyś o czymś myślałem? Zawsze wydawało mi się, że czytamy
po to, by poznać cudze opinie.
Przywoływać wspomnienia o tym, jak paskudnie się czułem, kiedy w liceum rzuciła mnie Linda Paige?
Nie, dziękuję. Albo rozpamiętywać, dlaczego w meczu z drużyną z Lyndhurst nie udało mi się zdobyć
zwycięskiego home runa? Za żadne skarby świata.
Dzienniki nie pozwalają na wymazanie czegokolwiek z pamięci, a ja jestem w tym specjalistą.
Laurie jednak skrzętnie notuje, cokolwiek ma do zanotowania. Po jakichś piętnastu minutach,
zerknąwszy na zegarek około dwieście razy, pytam: - Ciężki dzień, co?
- Yhm - mruczy pod nosem, nie przerywajÄ…c pisania.
- Rozumiem, że trochę ci to jeszcze zajmie?
- Yhm - odpowiada.
- Może chcesz, żebym ci część napisał? %7łeby zaoszczędzić czas? Wiem na przykład, co jadłaś na obiad
i który film oglądałaś. Mógłbym powrzucać takie szczegóły.
Odkłada pióro i przygląda mi się bacznie - nie wróży to nic dobrego.
- Niech zgadnę - mówi. - Myślisz, że będziemy się dziś kochać i nie możesz się doczekać, kiedy
zaczniemy?
Próbuję przywołać na twarz wyraz szczerego przerażenia.
- Czytałaś mój dziennik!
Uśmiecha się, odkłada notatnik na stolik nocny i wyciąga ręce w moją stronę.
- Chodz do mnie. Będziesz miał za chwilę o czym pisać. Spełnia swoją obietnicę, ale ja po wszystkim
nie miałbym siły titrzymać pióra w dłoni.
Podobnie jak nie mam siły rozmawiać ani walczyć z ogarniającą mnie sennością.
Niestety na Laurie podziałało to zupełnie odwrotnie.
- Andy, kiedy jestem tu z tobą, czuję się tak, jak nigdy w życiu się nie czułam. Jak w domu.
Będąc na skraju wycieńczenia, dostrzegam promyk nadziei: szansę, że może wróci i zostanie ze mną na
zawsze. Nauczyłem się jednak ostatnio, by niczego samemu nie przyspieszać. Jeśli zechce wrócić, musi to
być jej decyzja.
- Mój dom jest twoim domem - odpowiadam z przesadną galanterią.
- Ale kiedy wracam do Findlay, też czuję się jak w domu. Też jestem u siebie.
To by było tyle, jeśli chodzi o jakiś przełom.
- Może odłożymy tą rozmowę do rana?
- Andy, czy tobie to odpowiada? Chodzi mi o nasze bycie razem& o to, że tak rzadko się widujemy.
Jesteś zadowolony z takiego układu?
- Nie jest to mój wymarzony scenariusz, ale skoro nie da się inaczej, cieszę się i z tego.
Myśli chwilę nad moimi słowami, kiwa głową i po chwili odpowiada: - Dobranoc, Andy.
Dobranoc, Andy? I tak to zostawiamy? Chciałbym wiedzieć, co dokładnie myśli.
- Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze?
- Chyba nie& może jutro. Dobranoc, Andy.
Mogę drążyć temat albo poczekać do może jutra . Postanawiam zaczekać.
Jutro zaczyna się dużo wcześniej, niżbym sobie tego życzył, bo Karen Evans dzwoni już o szóstej.
Przeprasza za wczesną godzinę, ale tłumaczy, że chciała mnie złapać, nim wyjdę do pracy. Chyba myśli,
że jestem mleczarzem.
Nawet jeśli ma zaspany głos, nie słychać tego. Stawiam, że jest na nogach od czwartej, niecierpliwie
wpatrując się w zegar i powstrzymując przed chwyceniem za słuchawkę. Walcząc o brata, walczy tak
naprawdę i o swoje życie, dlatego należy zrozumieć jej zniecierpliwienie.
- Rozmawiałam z Keithem Franklinem. Obiecał, że się z tobą skontaktuje.
- Zwietnie. Kiedy?
- Zadzwoni do biura. Powiedział, że musi wybrać dobry czas i miejsce. Sprawiał wrażenie
zdenerwowanego.
Nie mam pojęcia, jak to robię, ale wszyscy się denerwują, gdy mają w perspektywie rozmowę ze mną.
Okazuje się, że nawet niewiedza może działać na ludzi deprymująco.
Jadę do biura, by tam poczekać na telefon Franklina i zająć się czymś. Po głowach wciąż chodzi nam
jednak myśl, że informacja o tym, czy odbędzie się rozprawa, powinna nadejść lada moment. Jeśli
decyzja będzie odmowna, już po nas. Będę wściekły na siebie, że być może za wcześnie o nią
wystąpiliśmy. Denerwuję się na każdy dzwięk telefonu, co brzmiałoby może dramatycznie, gdybym nie
dodał, że dzwoni naprawdę rzadko.
Postanawiam skontaktować się tymczasem z Cindy Spodek, agentką FBI, którą niedawno przenieśli do
Bostonu. Jakiś czas temu przy jednej ze spraw Cindy i ja stanęliśmy po tej samej stronie. Cindy wykazała
się wówczas nie lada odwagą, zeznając przeciw swojemu szefowi. Jako że był oszustem i mordercą,
zrobiła, co do niej należało, ale i tak sporo ją to kosztowało.
Traktuję Cindy jak przyjaciółkę. Zdarzyło nam się przy kilku okazjach wyjść gdzieś razem z jej mężem
i Laurie. A skoro jest przyjaciółką, nie mam oporów, by ciągle prosić ją o przysługi, z czym dzwonię i
tym razem.
W biurze informują mnie, że jest na konferencji, ale na szczęście w Nowym Jorku.
Obiecują przekazać jej, że dzwoniłem. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak wyczekiwać jej telefonu
równie gorączkowo jak jakichś wieści od Franklina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]