do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Beaton M.C. Hamish Macbeth 05 Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy
- John DeChancie Castle 05 Castle Murders
- York Rebecca Intryga i milosc 05 Moje dziecko moj skarb
- Dynastia Conellych 05 Little Kate Panna Nikt i doktor Connelly
- Lloyd Alexander Chronicles of Prydain 05 The High King
- Dynastia Kincaidów 05 Radley Tessa Pocałunek szejka
- Godeng Gert Krew i Wino 05 Palec Kasandry
- Diana Palmer Long Tall Texans 05 Ethan
- John Ringo Ghost 05 A Deeper Blue
- Królewski ród 05 Błękitna krew Stephens Susan
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podchodząc do okna. Potrzebujemy trochę świeżego powietrza.
Nie... zaprotestowała słabo, szczękając zębami na
samą myśl o tym.
Rzucił jej szybki uśmiech.
Chciałem tylko uchylić w paru miejscach.
Odpowiedziała mu bladym grymasem.
Nie rób tego. Mam dość świeżego powietrza... d-do
końca życia. Jestem zamarznięta...
A więc ja mam się lepiej, bo czuję, że odtajałem
przynajmniej w połowie.
Próba żartu pogłębiła nieco krzywiznę jej drżących warg.
Obserwowała go, gdy grzebał po szafkach. Znalazł dwa ręczniki,
rzucił jej jeden. Zaczęła wycierać Włosy.
Mam wrażenie, że spustoszyłem to miejsce podczas
ostatniej wyprawy na ryby. Zwykle mam parę; ubrań na zmianę.
WyciÄ…gnÄ…Å‚ koszulÄ™ i spodnie w kolorze khaki. Teraz to
wszystko, co mam.
63
Podnosząc wzrok, zawinęła ręcznik jak turban wokół głowy.
Barron skierował się ku niej, wywołując tym ruchem dziwne,
pulsujące wrażenie niepokoju. Nagle zdała sobie sprawę z
odosobnienia chaty, z tęgo, że jest bardzo sam na sam z
mężczyzną, przy którym traciła zaufanie do samej siebie.
No to co zrobimy? zapytała z rozpaczą.
Podzielimy się odparł rzeczowo.
Jak to?
Ty wezmiesz górę, a ja dół odrzekł spokojnie,
rzucajÄ…c jej koszulÄ™ na kolana.
Smukłe palce niepewnie owinęły się wokół szorstkiej
tkaniny. Spojrzenie zielonych oczu napotkało jego intensywnie
niebieskie, mroczne zrenice.
Ależ B-Barron... ja nie chcę. Chyba nie myślisz...
Dobrze odparł leniwie, wyciągając rękę po koszulę.
Wez spodnie, a ja wezmę górę...
Co?!
Wszystko dla pięknych pań.
Ani delikatna ironia tych słów, ani iskierki w jego oczach,
ani drwiący grymas jego ust nie były zbyt krzepiące. Szarpnęła
ku sobie koszulÄ™.
Barron, nie igraj ze mnÄ….
Ależ skąd!
Dlaczego czuła się tak bezsilna na myśl o rozebraniu się w
jego obecności? Krople deszczu bębniły po dachu.
Nie mam zamiaru wychodzić, kiedy będziesz się
przebierać - zapewnił Barron.
Nie, o to nie mogła go prosić. Był tak samo mokry i
zmarznięty jak ona. Spłoszonym wzrokiem rozejrzała się po
jednopokojowej chacie. Nie było tu nawet szafy. %7łołądek stanął
jej dęba.
Zrobię to pierwszy powiedział Barron z drwiącą
uprzejmością, po czym ściągnął koszulę, obnażając opalone na
brąz ramiona i tors. Brunatne palce rozpięły pas i wyciągnęły go
z dżinsów, upuszczając na podłogę. Jego ruchy były powolne,
64
pełne rozmysłu, błękitne oczy ani na chwilę nie opuściły jej
twarzy.
Ogarnięta paniką zaczęła zastanawiać się, czy Barron wie, co
się z nią dzieje. Równy rytm jej serca został brutalnie zakłócony,
skoro tylko jego przyziemny, pierwotny zew dotarł do jej
zmysłów. Oderwała oczy od szczupłego torsu, ale jego widok
pozostał w jej umyśle jak wypalone piętno. Patrzała wszędzie,
byle nie na niego, a przecież czuła go wyraznie, czuła jego ruchy,
gdy pozbywał się reszty stroju. Miała tę samą intymną wiedzę o
nim, co w noc poślubną siedem lat temu.
Twoja kolej rzucił krótko, schylając się po mokre
ubranie.
Krew odpłynęła z jej twarzy, tętno zaczęło pulsować
szaleńczym rytmem.
B-Barron... nie mogÄ™.
Oczywiście, że możesz. Chyba nie po raz pierwszy
rozbierasz się w mojej obecności.
Jego sugestywny ton przypomniał jej dawno minione czasy,
gdy kochali się namiętnie. Uśmiech w szczupłej twarzy Barrona
był lekko cyniczny. To przypomniało jej, co o niej sądził.
B-Barron jego imię było błaganiem o zrozumienie.
Już nie jesteśmy...
Cierpliwość Barrona wyczerpywała się szybko, jego ostry
głos uciął w pół słowa:
Jeśli nie zrobisz tego, co ci każę, złapiesz zapalenie płuc
i będzie to moja wina.
Umyślnie nie chcesz mnie zrozumieć.
Rozbierzesz siÄ™ sama albo zrobiÄ™ to za ciebie jego
twarz była bezlitosna.
A możesz przynajmniej... patrzeć w drugą stronę?
Nie odpowiedział, ale przeszedł na drugą stronę małego
pomieszczenia, zapalił zapałkę, zbliżając ją do gazowego
piecyka. Cichy syk gazu i błękitny płomień uwieńczyły jego
wysiłek. Drżące palce Amber bezskutecznie walczyły z guzikami
65
czerwonej bluzki w kratkę. Skostniałe, zesztywniałe ręce nie
bardzo nadawały się do tej czynności.
Barron... nie mogę wyznała wreszcie.
Obejrzał się, ocenił jej trudną sytuację i poprawił płomień,
po czym podszedł do niej i przyklęknął. Delikatnie odsunął jej
ręce. Mogła się cofnąć, bronić, ale jego zachowanie było tak
bezosobowe, że nie czuła się zagrożona. Poza tym była tak
zmęczona i zmarznięta, że nie miała ochoty na ceregiele. Barron
ostrożnie zdjął jej bluzkę. Rozpiął biustonosz i Amber poczuła,
jak zsuwa przejrzystą bieliznę z jej ramion. I już okrył ją koszulą,
pomógł wsunąć ręce w rękawy, zapiął po samą szyję. Zciągnął z
niej dżinsy, wszystko... Ciepło jego pewnych, doświadczonych
rąk poruszających się po jej ciele było zdradziecko przyjemne.
Kiedy skończył, niemal żałowała, że nie ma już pretekstu, aby ją
dotykać.
Nawet w suchym ubraniu było jej tak zimno, że myślała, że
już nigdy się nie rozgrzeje. Przyciągnął ją do siebie i zaniósł na
łóżko, nakrył prześcieradłami i kocami. Ręcznik zsunął się z jej
głowy i złote włosy rozsypały się po poduszce. Amber trzęsła się
nadal, zdawało się, że skąpa koszula i koce nie wystarczą, żeby ją
rozgrzać. Mocniej otulił ją kocem i wstał. Przymknęła oczy,
wydawało jej się, że pochłania ją koszmarna, lodowata otchłań.
Czuła to samo, co wtedy na łodzi, sam na sam z burzą.
Barron... nie odchodz chwyciła go mocno za rękę.
Wolną dłonią przykrył jej palce.
Odchodzę tylko na drugą stronę pokoju, żeby zrobić ci
filiżankę gorącej herbaty zabrzmiał uspokajająco jego głęboki
głos.
Położyła się z powrotem, uspokojona.
Nawet herbata nie rozgrzała jej zupełnie. Na brązowej
skórze ramion Barrona pojawiła się gęsia skórka i Amber pojęła,
że był tak samo zmarznięty jak ona. A jeśli jej było zimno pod
przykryciem, cóż miał powiedzieć on, półnagi?
66
B-Barron, dlaczego ty też nie wejdziesz pod koc? nie
chciała, żeby to zle zrozumiał i dodała szybko Tylko... żeby się
rozgrzać...
Myślałem, że nigdy mnie nie zaprosisz mruknął
sucho.
Och, nie o to... przestraszone zielone oczy spojrzały
na niego z dołu. Zakłopotanie przywróciło nieco koloru jej
policzkom.
Wiem...
Jego słowom brakowało pewności siebie. Amber
[ Pobierz całość w formacie PDF ]