do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Harrison Harry Stalowy szczur 04 Stalowy Szczur I Piata Kolumna
- Crews, Caitlin Die Krone der Santinas 04 Wie angelt man sich einen Earl
- John Ringo Council War 04 East of the Sun, West of the Moon v5.0
- Cole, Allan & Chris Bunch Die Sten Chroniken 04 Division Der Verlorene
- 0903. Dunlop Barbara Skandale w wyższch sferach 04 Prawdziwe szczęście
- 0974. Blake Ally Imperium rodzinne 04 Największe wyzwanie
- Anthony, Piers Incarnations of Immortality 04 Wielding A Red Sword
- Farmer, Philip Jose World of Tiers 04 Behind the Walls of Terra
- Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 04 Sarah's Seduction
- Livingstone Georgette Mister Casanova (Lata namić™tnośÂ›ci)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie męczą cię takie bale?
- Potrzebuję po nich trochę spokoju. Domenic potarł dłonią kark.
- Masz ochotę się do mnie przyłączyć? Zaproszenie wydało się
nieco wymuszone, mimo to Isabella skinęła głową.
- Dziękuję, z przyjemnością.
Tak naprawdę miała na to wielką ochotę. Ich ostatnia kolacja
stanowiła kojący przerywnik w jej niespokojnym życiu. Nawet nie
wiedziała dlaczego. Przecież nie wydarzyło się wtedy nic szczególnego.
Po prostu rozmawiali. Czuła się tak swobodnie. Nie musiała uważać na to,
co mówi, w obawie, że jej słowa zostaną przekręcone.
Po dzisiejszym wieczorze potrzebowała takiego spokoju. Badawcze
spojrzenia gości i konwencjonalne rozmowy bardzo ją męczyły.
Usiadła na drugim krześle i wzięła głęboki oddech. W powietrzu
unosił się intensywny zapach kwiatów pomarańczy. Zupełnie jak w domu.
Po prostu zamieniła swój niewielki balkon na obszerny taras. I samotność
na towarzystwo.
- PrzyniosÄ™ drugi kieliszek.
- Nie trzeba... - Nie zdążyła go zatrzymać. Podniósł się szybko i
wyszedł, nie słysząc chyba jej słów.
Isabella usiadła, myśląc, że łatwo mogłaby się do takiej ciszy
przyzwyczaić. Prywatne apartamenty w Villa Berlusconi stanowiły jej
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
schronienie, ale nieustannie docierał tam uliczny hałas.
Z gorzkim uśmiechem skonstatowała, że sama jest sobie winna.
Aktywnie zachęcała właścicieli domów do otwierania kolejnych barów i
kafejek, chwaliła uliczne przedstawienia i koncerty.
Cisza była tak głęboka, że niemal słyszała bicie własnego serca.
- Powinienem przynieść wodę w bardziej eleganckim naczyniu, ale
nie mogłem znalezć nic odpowiedniego.
Na dzwięk kroków Isabella odwróciła się i zobaczyła, że Domenic
trzyma gliniany dzbanek, który bardziej nadawał się do kwiatów.
- Pewnie coś jest w którejś z szafek, ale nie wiedziałem, gdzie
szukać. Dobrze, że udało mi się znalezć drugi kieliszek. Jego bezradność
ją rozbawiła.
- Kiedy byłeś tu ostatnio? - spytała.
- Rok temu. - Postawił na stole dzbanek i kieliszek i usiadł na swoim
krześle. - Ale te przyjazdy są dla mnie zawsze dużym problemem.
- Nie lubisz odwiedzać tej rezydencji? Potrząsnął głową.
- Nie lubię być na Mont Avellanie. Kocham ją i jednocześnie jej
nienawidzę. Dlatego przyjeżdżam tylko wtedy, gdy naprawdę muszę.
Isabella wsunęła sandały pod krzesło.
- Chodzi o tamten pożar? Zauważyła skurcz mięśni na jego twarzy.
- Tak, chodzi o pożar.
Jego głos był tak pełen bólu, że pożałowała swoich słów. Idiotyczne
pytanie. To oczywiste, że nie chciał wracać do miejsc, które
przypominały mu o tej tragedii.
- A musisz przyjeżdżać?
- Tak i nie. Co roku obiecuję sobie, że nie przyjadę, ale nie starcza
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
mi silnej woli i potem zmieniam zdanie. Za kilka dni sÄ… urodziny mojego
ojca. Raz w roku chciałby mieć u siebie wszystkich swoich bliskich:
synów, córki, wnuki... To przecież nie są duże wymagania.
Ale jednej wnuczki nie będzie - córki Domenica. Mimo wszystko
jednak Domenic przyjeżdża tu co roku, chociaż jest to dla niego tak
bolesne.
- Wracam do Rzymu zaraz po urodzinach -ciÄ…gnÄ…Å‚. - I przyjadÄ™ tu
znów za rok. Czyli zostanie potem sama. Tak zresztą miało być od
samego początku, ale ta myśl wcale jej nie pocieszyła.
- Woda czy wino? - Podniósł do góry butelkę. - To akurat jest z
Sardynii. Le Arenarie produkcji Sella & Mosca Alghero. Powinno ci
smakować. Jest lekkie, z delikatnym aromatem cytryny. I nie tak
wytrawne jak Porto Castellante Blanco.
Isabella wyciągnęła dłoń z kieliszkiem.
- Bardzo chętnie. - Nalał wino do kieliszka. Isabella upiła łyk. -
Dobre - powiedziała uprzejmie.
Roześmiał się.
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Dlaczego mówisz to, co twoim zdaniem chciałbym usłyszeć, a nie
to, co naprawdę myślisz?
- Nieprawda... - Urwała, widząc jego uniesione brwi. - Rzeczywiście
czasem to robiÄ™. To nawyk.
- Wylej, jeżeli ci nie smakuje.
- Nie, wypiję - zaprotestowała, kładąc dłoń na kieliszku, jakby
zamierzał go jej zabrać. - Moja siostra nie wybaczyłaby mi takiego
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
świętokradztwa. Wiesz, z jaką miłością ludzie uprawiają winorośl?
- Nie mam pojęcia.
- Często większą, niż okazują własnym dzieciom. - Wypiła kolejny
łyk. - Nie jest takie złe.- Co za entuzjastyczna pochwała. - Domenic
podniósł kieliszek, ale zauważył, że ma podwinięte rękawy koszuli.
Odstawił go i zaczął opuszczać rękaw.
Dopiero ten ruch przyciÄ…gnÄ…Å‚ jej wzrok do pomarszczonej,
przebarwionej skóry na jego przedramieniu.
- Nie musisz tego robić. Zawahał się.
- W każdym razie nie ze względu na mnie - powiedziała cicho i
odwróciła głowę, by spojrzeć na ogród.
Poczuła na twarzy delikatny powiew nocnej bryzy.
- Przyznaj się, czy mówienie właściwych rzeczy to wyuczony
nawyk, czy w sposób naturalny umiesz sprawiać przyjemność innym?
Spojrzała na niego i stwierdziła, że nie opuścił rękawów. Skóra na
ramieniu była ciemna i pomarszczona, ale dłonie miał piękne. Bez blizn,
silne, niemal tak doskonałe, że przypominały rzezbę.
- To długa historia - powiedziała.
- Nigdzie siÄ™ nie wybieram.
Pokręciła głową. %7łeby mu to wyjaśnić, musiałaby opowiedzieć o
stosunkach panujących w jej rodzinie, a to były zbyt intymne sprawy. Nie
umiała się na to zdobyć, nawet podczas tak pięknej nocy. I nawet wobec
mężczyzny, który byłby słuchaczem wyjątkowym. Zrozumiał to, bo
uśmiechnął się. Pomyślała, że nie tylko dłonie ma piękne.
- Ja ci upłynął wieczór?
- Chodzi ci o bal? Skinął głową.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Szczerze?
- Oczywiście.
- No cóż... - zaczęła z uśmiechem, odstawiając kieliszek. - Nie
podejrzewam, że interesują cię szczegóły dotyczące strojów...
- Nie za bardzo.
- W takim razie powiem tylko, że tak jak się spodziewaliśmy,
Imelda Bianchi rzeczywiście miała na sobie czerwoną suknię.
- Czyli twój błękit był doskonałym wyborem. Domenic wypił łyk
wina, które zostawiało na
języku przyjemny cytrynowy posmak.
Nie ma piękniejszej kobiety niż Isabella. Jej włosy mienią się
tysiącem odcieni złota. Są gęste, zachwycające. Ta kobieta nie potrzebuje
wymyślnej fryzury. Ciężkie loki przytrzymywała spinka z osadzonymi na
drucikach bladoniebieskimi kamieniami, które wyglądały jak tańczące
kwiaty. W uszy miała wpięte małe kolczyki z szafirami. %7ładnego
naszyjnika, żadnej bransoletki. Naturalna prostota. Każda inna kobieta
wyglądała przy niej jak przeładowana ozdobami choinka.
- Lepiej jest wiedzieć, co gospodyni będzie miała na sobie. To była
jedna z pierwszych lekcji w mojej karierze. - Isabella bawiła się kielisz-
kiem. - Stroje kobiet to rywalizacja.
- Brzmi to wręcz jak wojna.
- Raczej nieczysta gra. W dużym stopniu uprawiana i
podtrzymywana przez mężczyzn. Na pewno słyszałeś to wiele razy.
Mam bardziej atrakcyjną żonę niż ty", Stać mnie na lepsze klejnoty dla
mojej żony". - Zmarszczyła nos. -I tym podobne rzeczy.
Isabella Fierezza umie zdobyć się na cynizm. Kiedy znów zobaczy
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
jej uśmiech na okładce jakiegoś magazynu, będzie wiedział, co się może
kryć za spojrzeniem bursztynowych oczu.
Pochylił się i napełnił swój kieliszek.
- A co myślisz o Palazzo Razzoli?
- Jest naprawdę piękny. A poza tym Vittore i Imelda poświęcili
wiele energii i pieniędzy, żeby goście uznali ten wieczór za wspaniały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]