do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- M318. (Duo) Metcalfe Josie OgrĂłd motyli
- Lien_Merete_ _Zapomniany_ogrĂłd_01 _Spadek
- Der Damon und Fraulein Prym Paulo Coelho
- 0974. Blake Ally Imperium rodzinne 04 Najwić™ksze wyzwanie
- Surrender 2 Submit Melody Anne
- 11. Ross JoAnn TrzydzieśÂ›ci nocy
- LE Modesitt Recluce 12 Wellspring of Chaos (v1.5)
- Steele Kate To The Highest B
- Morgan Cheshire Always With Us
- 070. Wood Carol Lekarstwo doskonaśÂ‚e
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrobiłam sześć kilometrów. To drobiazg, tyle że zapomniałam już, jak ciężko
jedzie się pod górę.
Jest za gorąco na jazdę rowerem, chyba że robi się to bardzo wcze-śnie rano. Ale
cieszę się, że zabrałaś się znowu do jazdy.
Kiedy wyszła spod prysznicu, powiedziała: Spójrz, jacy jesteśmy opaleni.
Napracowaliśmy się na to.
Ty jesteÅ› ciemniejsza.
Niewiele. Też jesteś bardzo ciemny. Popatrzmy w lustro.
Stanęli obok siebie i przyglądali się swojemu odbiciu w długim, przy-mocowanym do
drzwi, lustrze.
Podobam ci się ucieszyła się Katarzyna. Jak to miło. Ty też mi się podobasz.
Dotknij mnie tu i zobacz, co będzie.
Stała równo wyprostowana, dotknął palcami jej piersi.
Włożę ciasną bluzkę, żebyś widział, jak reaguję na różne sytuacje powiedziała.
Czy to nie zabawne, że nasze włosy, kiedy są mokre, zupełnie tracą kolor. Są
blade jak wodorosty.
Wzięła grzebień i zaczesała włosy w tył, tak że wyglądała, jak gdyby się przed chwilą
wyłoniła z morza.
Będę się teraz tak czesała. Jak w Grau du Roi i tu na wiosnę.
WolÄ™ ciÄ™ z grzywkÄ….
Znudziła mi się. Ale jeżeli chcesz, mogę do niej wrócić. Co byś po-wiedział na to,
żeby pojechać do miasta i zjeść śniadanie w kawiarni?
Zgoda. Jedziemy. Też jestem głodny.
Zjedli pyszne śniadanie złożone z cafe au lait, bułeczek, dżemu tru-skawkowego i
oeufs au plat avec jambon. a kiedy skończyli, Katarzyna zwróciła się do Davida:
Poszedłbyś ze mną do Jeana? Jestem jak co tydzień umówiona z nim na mycie i
strzyżenie.
Zaczekam tutaj.
Chodz ze mną, proszę cię. Już raz to zrobiłeś i nic złego się od tego nikomu nie
stało.
140
Nie, Diablico. Raz wystarczy. To tak, jakbym sobie kazał zrobić tatuaż czy coś w
tym rodzaju. Nie nalegaj.
To dla mnie szalenie ważne. Zależy mi na tym, żebyśmy byli bliznia-czo do siebie
podobni.
To wykluczone.
Wcale nie. Gdybyś tylko chciał...
Kiedy ja naprawdÄ™ nie mam na to ochoty.
Nawet, jeżeli jest to jedyna rzecz, na jakiej mi zależy?
Czy nie mogłoby ci zależeć na czymś trochę sensowniejszym?
Może. Ale teraz bardzo chcę, żebyśmy wyglądali jak bliznięta, co zresztą już się
prawie stało. Co ci to szkodzi? Morze i tak wybieli ci włosy.
Więc pozostawmy to morzu...
Chciałabym, żeby to już było dziś.
I to cię uszczęśliwi?
Już jestem szczęśliwa, bo wiem, że zrobisz to dla mnie. Jestem szczęśliwa i będę
szczęśliwa. Podobam ci się taka, jaka jestem teraz, przy-znaj się. Zastanów się nad
tym przez chwilÄ™.
To nonsens.
Nic podobnego. Szczególnie, że zrobisz to po to, żeby mi sprawić przyjemność.
Czy będziesz bardzo nieszczęśliwa, jeżeli odmówię?
Bo ja wiem? Chyba bardzo.
No to zgoda. Jeżeli to tyle dla ciebie znaczy.
Tak odparła. Dziękuję ci. To dzisiaj długo nie potrwa. Za-powiedziałam, że
przyjdziemy, i Jean trzyma dla nas zakład otwarty w przerwie obiadowej.
Czy zawsze jesteś pewna, że zgodzę się na wszystko?
Wiedziałam, że tak będzie, kiedy ci wytłumaczę, jak bardzo mi na tym zależy.
Nie miałem na to najmniejszej ochoty. Nie powinnaś mnie namawiać na takie
rzeczy.
Przecież to ci nie zaszkodzi. To drobnostka. Pózniej będziesz za-dowolony. Co
powiesz na MaritÄ™?
Nie rozumiem.
Gdybyś mi stanowczo odmówił, kazała cię zapytać, czy nie zrobił-byś tego dla
niej.
Przestań sobie wymyślać takie rzeczy.
Naprawdę. Powiedziała to dzisiaj rano.
Szkoda, że nie możesz się zobaczyć.
Cieszę się, że to niemożliwe.
141
Spójrz w lustro.
Nie mam na to ochoty, i ,
To spójrz na mnie. Wyglądasz dokładnie tak samo jak ja i już nic na to nie
poradzisz. ,.-
Nonsens. Nie mogę wyglądać tak samo jak ty. To jest nie do zro-bienia.
Ale nam się udało. Sam w tym pomagałeś. Zacznij się przyzwy-czajać.
To przecież niemożliwe, Diablico.
Ależ tak. Sam widzisz, że tak jest. Dlatego nie chcesz spojrzeć w lu-stro. Oboje
jesteśmy potępieni. Ja od dawna, ty od dziś. Patrz na mrMć i przestań marudzić.
David spojrzał w jej kochane oczy, na jej ciemną twarz, na te jej, nie-zwykłe, gładkie
włosy koloru kości słoniowej i zobaczył, że jest szczęśliwa, i zrozumiał, że zaplątał
się w beznadziejnie głupią sprawę.
Rozdział dwudziesty drugi
Tego ranka był przekonany, że nie napisze ani jednego słowa i przez dłuższy czas
rzeczywiście siedział bezczynnie. Ale przecież wiedział, że tak nie może być, toteż po
chwili zabrał się do roboty i wraz z ojcem i Jurną znalazł się znowu na tropie starego
słonia, na wiodącej przez dżunglę twardej ubitej ścieżce. Słonie wędrowały po niej
zapewne od chwili, kiedy ostygła spływająca z gór lawa, od czasu gdy zaczęły rosnąć
te wysokie drzewa. Jurna robił wrażenie pewnego siebie, szybko posuwali się
naprzód. Zarówno on jak i ojciec zdawali się nie mieć tego dnia żadnych wątpli-
wości. i tak łatwo szło im się w cieniu drzew po wydeptanym przez słonie trakcie, że
Jurna dał Dayidowi strzelbę do poniesienia. Nagle ślad starego słonia znikł. Zcieżkę
pokrywało świeże łajno sporego stada, które wyszło widać z gęstwiny z lewej strony
traktu. Jurna gwałtownym ruchem odebrał strzelbę Davidowi. Póznym popołudniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]