do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Banks_Cliff_ _Szczury_tunelowe_02_ _BĹ‚oto_i_krew
- Laurie King Mary Russel 07 The Game
- Królewski ród 05 Błękitna krew Stephens Susan
- LE Modesitt Recluce 07 Chaos Balance (v1.5)
- 1996.07 Szkoła konstruktorów
- Asimov Isaac x8] Pozytronowy człowiek
- Moorcock Michael ...i ujrzeli człowieka
- Godeng Gert Krew i Wino 05 Palec Kasandry
- Teaching reading
- BolesśÂ‚aw Prus Faraon tom 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stoję sobie w uroczym brzozowym lasku i prowadzę głębokie filozoficzne dysputy z nikim
innym, jak tragicznie zaginionym Bersven~ dem Akkjordetem!
W słuchawce zapadła cisza. Długa cisza. Skarphedin odchrząknął i zdał dokładną relację z
wydarzeń kilku ostatnich godzin (oczywiście niespokojnie kłusując między brzozami),
okraszonÄ… licznymi uwagami na temat roli, jakÄ… on oraz wybitny detektyw Peder Ung*beldt
odegrali w całej tej sprawie, i jak niecnie zostali wykorzystani, jak Centrala w najbardziej
bezwstydny sposób posłużyła się nimi. Jeśli to ma tak wyglądać, to on równie dobrze może
złożyć rezygnację. W trybie natychmiastowym. Przechodzi na emeryturę, będzie zbierał
znaczki i nowe doświadczenia kulinarne, co odpowiada mu o wiele bardziej niż bieganie po
lesie z nabitą bronią w kieszeni. Krondal obiecał natychmiast przysłać siły specjalne. I niech
się nie denerwują. Kiedy rozmowa dobiegła końca, Skarphedin odwrócił się w stronę
Bersvenda, który właśnie zarzucił sobie strzelbę na ramię i zamierzał ruszyć w drogę.
* A ty dokÄ…d?! * wrzasnÄ…Å‚.
* Do domu. Nie lubiÄ™, jak ktoÅ› mierzy do mnie z rewolweru.
* Nigdzie nie idziesz! Najpierw musisz odpowiedzieć na kilka pytań!
Bersvend, nic nie mówiąc, odwrócił się i ruszył ścieżką w dół. Przez chwilę Olsen nie
wiedział, co robić, w końcu krzyknął za nim:
* Akkjordet! Nie radzę ci łazić teraz samemu po okolicy! To niebezpieczne. Nie słyszałeś,
jak mówiłem, że twój sąsiad Jakob jest w szpitalu, ranny? Ktoś do nas strzelał.
Bersvend przystanÄ…Å‚.
* Jakob jest ranny? Nie podsłuchuję, jak ktoś rozmawia przez telefon.
* To słuchaj teraz, do diabła! * Skarphedin opowiedział w skrócie, co się wydarzyło przy
wodospadzie. * Widziałeś chyba helikopter?!
* Myślałem, że liczą wilki. Biedny Jakob. Pewnie niezle się wystraszył. Nie lubię, jak takie
maszyny tu latają. * Akkjordet spojrzał z powagą na Olsena.
* To był helikopter ratowniczy, Bersvend. * Tym razem Skarphedin zwrócił się do niego po
imieniu. * Tu się dzieją nieciekawe rzeczy. Próbujemy złapać groznego przestępcę. Musisz
nam pomóc.
* Ja? Ja nic nie wiem.
* Oj wiesz, wiesz. Ale z tym musimy na razie poczekać. Przede wszystkim musimy schować
się w jakimś' bezpiecznym miejscu. Poza tym mój bratanek zaginął.
* Chłopak zaginął?
Skarphedin nic nie powiedział, wyjął z kieszeni walkie*talkie, przywołał Ungbeldta i
opowiedział mu o cudownym zmartwychwstaniu Bersvenda i rozmowie z Krondalem.
Ungbeldt nie miał zbyt wiele do powiedzenia, cisza i spokój, nic się nie działo, siedział
właśnie przy wejściu do groty, skąd miał dobry widok na chatę. Fredric Drum się nie pokazał.
Twarz Olsena ściągnął grymas bólu, na czole pojawiły się głębokie zmarszczki. Wbiegł na
niewielkie wzniesienie, spojrzał w kierunku Małej Wilczej Góry, z tego miejsca miał nieco
inną perspektywę, zmrużył oczy. Otarł pot z czoła. Co to? Ktoś' tam był, wyraznie widział
ludzką sylwetkę, ale odległość była zbyt duża. Ktoś tam stał z ramionami wyciągniętymi nad
głową, dziwne, jak jakiś posąg, Głowa Cukru" z Rio. Teraz postać ruszyła ku brzegowi
przepaści, powoli, cały czas unosząc ramiona nad głową, stanęła na samym skraju, było
prawie wpół do siódmej, postać wyraznie rysowała się na tle jasnego nieba. Nagle jakiś słaby
dzwięk przerwał ciszę, stopniowo robił się coraz silniejszy, zagłuszył szum rzeki, narastał i w
końcu przeszedł w długie, pełne skargi wycie, wilcze wycie. Skarphedin poczuł ciarki na
plecach. Na sekundÄ™ zamknÄ…Å‚ oczy.
Tam było tak zimno, w ciemnościach, pod piaskami pustyni, w ciemnej nocy, która trwała
tysiąc lat. Ale żyję, żyję i kocham, kocham wszystkich! Niech przychodzą, wąchają moje
kwiaty, one pachnÄ… tak mocno, niech pijÄ… napar, napar na korze figowca. Ale teraz trzeba
złożyć nową ofiarę. Nigdy nie macie dość, wciąż chcecie więcej i więcej! Jest was tylu,
kochacie ciemność, w której błyszczą nienawiścią wasze żółte oczy, widzą ofiarę, ślina
cieknie z waszym rozwartych pysków, spijacie krew. Krew, ciągle krew! Więcej krwi! Czy
nigdy nie macie dość? Nie, dopóki znów nie nastanie ciemność, wielka ciemność, która
[ Pobierz całość w formacie PDF ]