do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Jackie Stevens Nigdy nie mĂłw nigdy
- C.S. Lewis Opowiesci z Narnii 6 Siostrzeniec Czarodzieja
- C.S. IGRZYSKA ŚMIERCI 01 IGRZYSKA ŚMIERCI
- C.S. Lewis 5.Opowieści z Narnii Koń i jego chłopiec
- Sean Michael Love in G Minor
- Irving, Jan [Lightning Strikes 01] The Viking in My Bed
- śÂ›wiat nocy 2 AniośÂ‚‚ CiemnośÂ›ci,...(caśÂ‚ośÂ›ć‡)
- Andersen's Fairly Tales
- Tracy Falbe The Rys Chronicles 1 Union of Renegades
- Catherine Mann – SpeśÂ‚nione fantazje
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomieszana z nienawiścią, masturbacyjne ruchy, a my, gdy nadejdzie chwila spełnienia
spełnienia, ha! mamy jęczeć i poruszać biodrami w lingwistycznej ekstazie.
Proszę bardzo, niech kucharz sobie pieści swoją chochlę, jeśli rozumiecie, co mam na
myśli.
Briv pomocnik cieśli trącił go łokciem.
No, dalej.
Odczep się warknął Briv kuchcik. Przecież idę, nie?
Ruszyli w dół po stromych stopniach, schodząc do ładowni, którą zawładnęła groza.
Przynajmniej na drugim końcu, obok latryny. Wszyscy trzej żeglarze (albo dwaj żeglarze i
jedna żeglarka, która w rzeczywistości również była żeglarzem) rozpaczliwie potrzebowali się
załatwić.
* * *
Briv pomocnik cieśli szedł krok za Brivem kuchcikiem i krok przed Briv splatającą liny.
Jeśli splatała je równie nieudolnie jak własne włosy, zapewne lepiej służyłaby statkowi jako
kucharka. Bo kucharz był przecież poetą.
Ale gdyby nie było komu splatać lin, wszystko mogłoby się rozsupłać, a to by nie było
korzystne. Od strony dziobu nadal dobiegały odgłosy walki demonów. Gdyby się pochylił i
spojrzał za siebie przez lukę między stopniami, na których stał, mógłby zobaczyć fragment
pojedynku warczących, syczących, kłapiących zębami, tupiących bestii. Ale co by mu z tego
przyszło, hej? Zupełnie nic. Walczący tłukli w cenny kadłub, łamali deski, wyrywali
uszczelnienie i ryli paskudne rysy. Jakby rafy, mielizny, skały i niekompetentni marynarze
sprawiali im za mało kłopotów, mieli jeszcze na głowie bezmyślne demony powodujące
najrozmaitsze uszkodzenia.
Gdyby tylko cieśla znał się na swojej robocie, wszystko byłoby w porządku, prawda? Ale
to był kompletny dureń. Zabicie go było darem dla świata. To dziwne, że jego śmiertelny
krzyk zaczął całą tę sprawę i teraz ludzie ginęli na lewo i prawo. O właśnie, to był Cwany
Roztropek, a przynajmniej jego trup. Siedział sobie rzut gwozdziem od schodów, jakby czekał
na powrót głowy. Dziwnie wyglądał do góry nogami, a jeśli chodzi o walczące dalej w mroku
potwory, no cóż, na szczęście trudno było cokolwiek wypatrzyć...
Niech cię szlag, Briv wysyczała Briv splatająca liny. Próbujesz złapać własne
gówno w usta, czy co?
Damy nie używają takiego słownictwa poskarżył się Briv. Wyprostował się i postąpił
pośpiesznie dwa kroki naprzód, żeby dogonić Briva kuchcika. Trzeba było wziąć lampę.
Olbrzymi eunuch zszedł już na trap. Nie poczekał uprzejmie na marynarzy, lecz ruszył
prosto do znajdującego się na rufie skarbca. Briv kuchcik nie powinien był dawać
bezwłosemu odmieńcowi klucza. Briv pomocnik cieśli mógłby go z łatwością powstrzymać...
Aj! Depczesz mi po nogach, kobieto!
Pośpiesz się, Briv! Za mną siedzi bezgłowy facet!
W ogóle na ciebie nie patrzy.
Czuję na plecach czyjeś spojrzenie! Przysięgam!
To nie on. On gdzieś zgubił głowę.
Posłuchaj, kobieta czuje, kiedy ktoś się na nią gapi. Na statku jest jeszcze gorzej, przez
tych wszystkich zboków.
Jakich znowu zboków?
Co ty tam wiesz. Jestem jedyną porządną kobietą na pokładzie i to wszystko skupia się
na mnie.
Kto siÄ™ na tobie skupia?
Chciałbyś wiedzieć.
Szczerze mówiąc, nie bardzo. To tylko zwykła ciekawość.
Być może również przerażenie, ale zawsze warto być uprzejmym dla kobiety. Nawet
takiej, której piersi podskakują w górę i w dół jak korkowe boje na fali.
Eunuch zatrzymał się przed drzwiami skarbca.
Briv, Briv i Briv przystanęli tuż za nim.
Czy to dobry pomysł? zapytał kuchcik, gdy eunuch wsunął klucz do zamka.
Ooch westchnęła splatająca liny.
Klucz się obrócił. Zapadki trzasnęły.
Czy to dobry pomysł? zapytał ponownie kuchcik.
* * *
Sech kellyny same w sobie były nieprzyjemne, ale sech kellyny w czarodziejskich
kołnierzach, no cóż, to była fatalna wiadomość. To były swego rodzaju homunkulusy,
stworzone przez Jaghutów na wzór jak mówili nieliczni, którzy wiedzieli wystarczająco
wiele, by wypowiadać się w tej sprawie starożytnej rasy demonów zwanej Forkassailami.
Były białe jak kość, miały za dużo kolan, kostek, łokci, a nawet barków. Jako perfekcjoniści
najgorszego rodzaju Jaghuci stworzyli gatunek zdolny przekazywać swe cechy potomstwu.
Co jeszcze bardziej dla nich typowe, potem wzięli i wymarli niemal całkowicie, pozwalając
swym stworzeniom robić, co tylko zechciały, a to z reguły oznaczało zabijanie każdego, kto
się napatoczył. Przynajmniej do chwili, gdy zjawił się ktoś potężny, kto zakuł ich siłę życiową
w łańcuchy i być może też pochował je gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie, na przykład w
nędznym zaułku w szybko rozrastającym się mieście.
Czarodziej dysponujący wystarczająco potężną mocą mógł następnie obudzić przymus
wiążący owe stworzenia i podporządkować je swojej woli. Rzecz jasna, w złowrogim i
niegodziwym celu.
Być może to właśnie uczyniono sześciu sech kellynom zamkniętym obecnie w skarbcu.
Okazało się jednak, że prawda wygląda zupełnie inaczej.
Znacznie gorzej.
Och, tak.
* * *
Czarodzieje potrzebują sług. Tych, którzy ich posiadali, zawsze można było poznać po
tym, że siedzieli dniem i nocą w swych wieżach, knując spiski mające im umożliwić
zapanowanie nad światem. Codzienne obowiązki wykonywał za nich ktoś inny. Czarodzieje
pozbawieni sług nie mieli czasu zaplanować nadejścia czarnej epoki tyranii, nie wspominając
już o uczynieniu wszystkiego co potrzebne, by wprowadzić te plany w życie. Stosy brudnych
naczyń i ubrań wciąż rosły. Kurz gromadził się, grożąc uzurpacją. Wiewiórki robiły dziury w
dachu i od czasu do czasu właziły w szczeliny w ścianach, z których nie mogły się potem
wydostać. Ginęły w nich więc, a ich zmumifikowane trupki miały groteskowe miny, bo
gryzonie zużyły przedtem zęby na bezowocnym gryzieniu cegieł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]