do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Cyberpunk 2020 Reference Book 5.0
- Moreland Peggy MiśÂ‚ośÂ›ć‡ i medycyna
- Ava March Convincing Leopold [Loose Id MM] (pdf)
- Amberlake Cyrian PśÂ‚onć…ce ć‡my
- Górski Artur Zdrada Kopernika(1)
- Heban (Ryszard KapuśÂ›ciśÂ„ski)
- Grzech pierworodny tom2
- Verne_Juliusz_ _Tajemnica_zamku_Karpaty
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Edward Balcerzan Kregi wtajemniczenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Collins urwał, gdyż sir Henry, z paltem w dłoni, wyszedł już, pozostawiając kapelusz i
szalik na haczyku przy drzwiach.
ROZDZIAA 33
Zanim Sebastian dotarł do Half Moon Street, zapadła kompletna ciemność. Znieg
pokrył miasto ciężkim, brudnobiałym kocem. Za to w eleganckiej kamienicy francuskiego
emigranta wszystkie okna rozświetlał ciepły złoty blask. Gęsta słoma pokrywała granitowe
kostki ulicy, a czerwony dywan rozciągał się na stopniach wejścia. Dopiero minęła szósta, ale
wokół zebrał się już spory tłum obszarpanych mężczyzn, kobiet i dzieci, ściśnięty, by chronić
się przed zimnem. Niektórzy mamrotali pod nosem, ale większość śmiała się i żartowała w
pełnym ożywienia oczekiwaniu. Wielcy tego świata byli swego rodzaju spektaklem. Co
prawda jako rozrywka nie mogli się równać z wieszaniem, ale byli znacznie atrakcyjniejsi niż
lot balonu.
- Monsieur Pierrepont wyprawia dziś bal, prawda? - spytał Sebastian wyrostka w
liberii, przepełnionego poczuciem własnej ważności.
- Tak. Maskaradę - odpowiedział chłopiec. Jego oczy błyszczały tak bardzo, jakby sam
był jednym z gości.
Sebastian popatrzył za odbiegającym służącym, potem stał przez chwilę w tłumie,
błądząc wzrokiem od okna do okna. Wciąż myślał o słowach Hugh Gordona, że Rachel York
mogła za pośrednictwem Leo Pierreponta przekazywać Francuzom tajne informacje. Jeżeli to
była prawda, jeżeli Rachel York była zamieszana w jakąś ukrytą grę z Francuzami, to jej
zabójstwo należało rozpatrywać w zupełnie innym świetle.
Co w takim razie robił ojciec Sebastiana, spotykając się z nią w tajemnicy w mrocznej,
opuszczonej kaplicy mariackiej?
Do rozpoczęcia przedstawienia zostało tylko kilka minut. Kat biegła korytarzem na
zapleczu, gdy silna dłoń zamknęła się na jej ramieniu, wciągając kobietę w cień.
- Sebastianie! - Kat rzuciła zaniepokojone spojrzenie na korytarz. - Dlaczego tu
przyszedłeś? Ktoś mógłby cię zobaczyć.
- Potrzebne mi przebranie.
W słabym świetle kaganka płonącego na końcu korytarza, widziała zgrzebny krój jego
płaszcza i pasma siwizny na ciemnych włosach. - Wydaje mi się, że już jesteś przebrany, i to
dość dobrze.
- Myślałem o czymś bardziej eleganckim. Jedwab, może satyna.
- Satyna? Wybierasz siÄ™ na bal?
- CoÅ› w tym stylu.
Odczekał do północy, gdy przebrany tłum był najgęstszy i nikt nie zwracał uwagi na
pirata w masce, czarnym dominie i czarno-złotym dublecie.
Przekradł się przez zasypany śniegiem ogród na tyłach posiadłości, pokręcił przez
chwilę na tarasie w towarzystwie par, które nie zlękły się mrozu, a potem przez wysokie
francuskie drzwi wślizgnął się do środka.
W sali balowej było duszno; w powietrzu unosił się zapach wosku, delikatnych
francuskich perfum i potu wielu ciał stłoczonych w jednym pomieszczeniu. Gwar rozmów i
łagodne wybuchy śmiechu niemal całkiem zagłuszały słodkie nuty kadryla, wygrywanego
przez niewielką orkiestrę, rezydującą na podwyższeniu w końcu sali. Kilka
najodważniejszych par mimo tłoku usiłowało tańczyć. Maskarada Leo Pierreponta z
pewnością miała zostać okrzyknięta sromotną klapą , co w istocie stanowiło miarę jej
sukcesu.
Sebastian przepychał się do holu między walkiriami i Romeami, książętami z Nocy
arabskich i renesansowymi damami. Tam zaczepił młodą pokojówkę z dołeczkami w
policzkach, i dowiedział się, że biblioteka monsieur Pierreponta znajduje się na parterze, przy
schodach, na tyłach domu.
Drzwi do biblioteki były zamknięte. Gdy je otworzył, zrozumiał, że większość mebli z
całego domu usuniętych na czas przyjęcia zgromadzono właśnie w tym pomieszczeniu.
Zamknął drzwi i przecisnął się między sofami, zwiniętymi dywanami i niskimi stolikami.
Podszedł do okna i odsunął ciężkie aksamitne zasłony.
Zwiatło płonących na tarasie lamp odbijało się na śniegu, pogrążając bibliotekę w
bladym, białym blasku.
Sebastian odwrócił się i okiem eksperta oszacował zawartość pokoju. Niemal połowę
ścian zajmowały wysokie aż do sufitu mahoniowe regały na książki, zaś na wolnej przestrzeni
Pierrepont rozmieścił kolekcję szabel, rapierów, sztyletów i kordów. Starannie utrzymane
ostrza błyszczały w mroku.
Sebastian przeszukał pokój szybko, ale starannie. Starał się znalezć jakikolwiek ślad
powiązań Pierreponta z rządem Napoleona i brudnymi szpiegowskimi rozgrywkami. Szukał
za obrazami i w grzbietach książek, dokładnie przejrzał zawartość szuflad. Nie znalazł nic.
Był w kropce. Zrezygnowany, przysiadł na krawędzi biurka.
Jego wzrok padł na niewielkie rzezbione pudełko na pokrytym zieloną skórą blacie i
przypomniał sobie powiedzenie: Jeśli chcesz coś ukryć, pozostaw to na widoku . Sebastian
otworzył pudełko i uśmiechnął się.
Dla niewtajemniczonych było to proste, choć może nieco dziwaczne urządzenie w
kształcie walca, długie na sześć cali, złożone z pierścieni z białego drewna nawleczonych na
centralnym żelaznym wrzecionie.
Ale nieliczni wiedzieli, że był to obrotowy szyfrator, wynalazek genialnego
Amerykanina, Thomasa Jeffersona. Na każdym z trzydziestu sześciu pierścieni umieszczono
w przypadkowej kolejności litery alfabetu. Jeżeli dwie osoby używały identycznych
cylindrów, kod był praktycznie niemożliwy do złamania.
Sebastian kręcił pierścieniami w zamyśleniu, próbując wyciągnąć wnioski. Co
ciekawe, sami Amerykanie ostatnio zrezygnowali z szyfratora Jeffersona na korzyść mniej
bezpiecznego wynalazku, Anglicy natomiast uparcie wierzyli, że cabinet noir i jego
niewidzialny atrament najlepiej strzegÄ… tajnej korespondencji. Lecz sprytny wynalazek
prezydenta Jeffersona wciąż cieszył się uznaniem u dawnego sojusznika Ameryki, Francji.
Sebastian odwrócił głowę. Jego uwagę przyciągnął ledwo słyszalny dzwięk. Cały czas
słyszał kroki w holu przed biblioteką, gdy służący przebiegali pod drzwiami tam i z
powrotem. Ale to było coś innego, krok mocny i bardziej zdecydowany, który zatrzymał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]