do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Harrison Harry Stalowy szczur 04 Stalowy Szczur I Piata Kolumna
- Elder Races 4.1 Natural Evil Thea Harrison
- Harry Harrison Stalowy Szczur Spiewa Blesa
- Harrison_Harry_ _Narodziny_Stalowego_Szczura
- Harrison, Harry War with the Robots
- Harry Harrison Deathworld 2
- Harris Charlaine Harper 1 Grobowy zmysł
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Dick Francis Pewniak
- Frederic Pohl & C. M. Kornbluth Critical Mass
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- moje-waterloo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrócą do swoich biur.
Manfred zawiezie babkę do domu w Tennessee. W ciągu kilku miesięcy Xylda umrze, a jej
wnuk rozpocznie karierÄ™ samodzielnego jasnowidza naciÄ…gacza, wciskajÄ…c swoje wizje i tym
prostym, i tym wykształconym ludziom. Czasem będą to prawdziwe objawienia, innym razem
udawane. Pomyślałam o zaskakującej niechęci, jaką mój brat żywił do Manfreda.
Uśmiechnęłam się. Faktycznie chłopak mnie intrygował, choć na pewno nie był w moim
typie. Ta jego niezachwiana pewność, że zdoła mnie zadowolić, ta adoracja, dawanie do
zrozumienia, że budzę w nim pożądanie... Jaka kobieta nie czułaby się tym mile połechtana?
Coś takiego działa na wyobraznię. Aczkolwiek po głębszej analizie uznałam, że flirt z
Manfredem dostarczał prawdopodobnie więcej zabawy niż prawdziwy romans. Jednakże, choć
dzieliła nas niewielka różnica wieku, pod różnymi względami czułam się dużo starsza od niego.
Potrzeba skorzystania z łazienki wygoniła mnie w końcu z łóżka. Westchnęłam
zrezygnowana, podejmując się ciężkiego zadania wyplątania z przykryć, i usiadłam. Niskie łóżko
nie ułatwiało manewrowania, a starałam się poruszać jak najciszej, żeby nie obudzić Tollivera.
Wczoraj się napracował, do tego musiał mnie we wszystkim wyręczać.
Wreszcie udało mi się wstać i przejść na palcach do łazienki. Przy okazji przeczesałam
włosy, z dość marnym rezultatem, a także umyłam zęby, co poszło mi nieco sprawniej. Od razu
poczułam się lepiej. Wyszłam, a widząc, że Tolliver nadal się nie rusza, kucnęłam przed
kominkiem, studiując leżące obok szczapki. Ostrożnie układałam je na żarze, starając się wzorem
Tollivera zachować kształt stabilnego, ale przewiewnego kopczyka. Moje wysiłki przyniosły efekt
stosik ogarnęły języki ognia. Ha!
Dobra robota pochwalił mnie rozespany Tolliver. Usiadłam na jednym z masywnych
foteli, które przysunął wczoraj do kominka. Spłowiała poduszka na siedzisku wydzielała woń
wilgoci, wyczułam też echa zapachu psa. To jasne, że umeblowanie składało się z przechodzonych,
niepotrzebnych już klamotów. Nie ma potrzeby wykwintnego urządzania miejsca, gdzie przyjeżdża
się odpoczywać, tym bardziej że kontakt z naturą zwykle generuje dużo brudu i bałaganu. Poza tym
sezonowe domki narażone są na włamania, a kto chciałby dodatkowo kusić złodziei? Poczułam falę
wdzięczności dla Twyli za to, że pozwoliła nam się tu zatrzymać z dala od zgiełku mediów i w
dodatku za darmo. Z drugiej strony musiałam przyznać, że wolałabym mieszkać w motelu, ze
względu na dużo bardziej komfortowe warunki.
Aadująca się komórka Tollivera zadzwoniła głośno.
Cholera mruknął. Poparłam go w myślach. Nie miałam ochoty rozmawiać teraz z
kimkolwiek.
Halo? odebrał. Dobrze, będziemy. A po chwili: W porządku. Niezbyt znacząca
odpowiedz, po której zakończył rozmowę. To ten agent, Klavin. Mamy być w biurze szeryfa za
godzinÄ™.
Nie spotkam się z żadnymi glinami, zanim nie wypiję kawy.
Nie mów mruknął Tolliver, zwlekając się z łóżka. Dobrze spałaś?
Uhm. Jak zabita. Chyba nawet się nie ruszałam powiedziałam, przeciągając się.
Skoczę pod prysznic. A ty jak zamierzasz się z tym uporać?
Hm, może obmyję się gąbką. Nie mogę zamoczyć bandaży. Kolejny problem.
Dobra, to ja śmigam. Tolliver był rekordzistą, jeśli chodzi o szybkie prysznice, nie
zdążyłam nawet przygotować sobie ubrania, a on już wyszedł z łazienki, wycierając ręcznikiem
włosy. Udało mi się rozebrać i jako tako umyć, ale zakładanie ubrań stanowiło nie lada wyzwanie.
Usiłowałam pogodzić skrępowanie z koniecznością, ale nie było to łatwe.
Naciąganie bielizny dosłownie dało mi w tyłek, całe wieki zajęło mi umieszczenie piersi w
miseczkach, żeby Tolliver mógł zapiąć stanik.
Rany, dobrze, że nie muszę tego nosić mruknął. Czemu nie zapinają się z przodu?
To bardziej sensowne.
Ależ są takie z zapięciem z przodu, tylko ja nie mam żadnego.
Podasz mi swój rozmiar, kupię ci taki na urodziny.
Uhm, chciałabym zobaczyć, jak robisz zakupy w Victoria s Secret.
Zachichotał.
Przed spotkaniem zdążyliśmy jeszcze skoczyć do McDonald s na sławetne racuchy. Z
zasady nie znoszę McDonald s, ale racuchy mają niezłe, a i kawę znośną. Poza tym
wewnątrz było tak ciepło, że aż zaparowały szyby. Salę wypełniał tłumek krzepkich, świeżo
ogolonych mężczyzn w ciężkich kurtkach, głównie panterkach, i masywnych buciorach. Część
zapewne udawała się do pracy na miejscu zbrodni, reszta do codziennych obowiązków. Mimo
obecności śmierci życie w Doraville toczyło się zwykłym torem. Pocieszająca myśl, choć
przychodziła mi do głowy już tyle razy wcześniej. Z racji swego zawodu tym bardziej ceniłam
nieprzerywalność nurtu rzeki życia .
Z żalem opuszczałam domową atmosferę McDonald s to straszne, jeśli atmosferę takiego
miejsca określa się mianem domowej szczególnie mając w perspektywie przesłuchanie. Jednak
nie chcieliśmy się spóznić, tym bardziej że liczyliśmy na zgodę na wyjazd zaraz po spotkaniu.
Tolliver zostawił rzeczy w chatce, twierdząc, że jeśli pozwolą nam opuścić miasteczko, spakowanie
manatków i wrzucenie toreb do bagażnika nie zajmie wiele czasu. Poza tym i tak trzeba jeszcze
zrobić porządek, a potem oddać klucze.
Na miejscu natknęliśmy się na chmarę reporterów. Niestety, tym razem musieliśmy
zaparkować od frontu. Nie zadbałam, żeby uprzedzić szeryf o przyjezdzie, więc nie wysłała miłego
zastępcy, który umożliwiłby nam wejście od tyłu. Szeregi władzy wydawały się nieco
przerzedzone, może kryminalistycy nadal kopali w stodole? Przepchnęliśmy się przez tłumek,
rzucajÄ…c kilka bez komentarza . Dziennikarze nie weszli za nami na posterunek.
Usiedliśmy przy stole w sali konferencyjnej, hołubiąc tekturowe kubeczki z kawą na wynos,
którą przezornie kupiliśmy w McDonald s. Pod rozłożoną na blacie mapą widniał
podpis Posesja Dona Daveya . Wydruk upstrzono hojnie oznacznikami. Z miejsca, gdzie
siedzieliśmy, trudno było rozróżnić niewielkie literki. Tolliver zapuścił popisowego żurawia, ale nic
nie zobaczył. Prychnęłam i sama odczytałam napisy.
Pierwszy to Jeff McGraw , na reszcie też są imiona chłopców złapałam się na
mówieniu szeptem, jakbym bała się zakłócić spokój zmarłych. Na tych dwóch, gdzie zakopano
nietutejszych, też są podpisy. Pewnie już ich zidentyfikowali. Ten najbardziej na północ to Chad
Turner , a drugi James Ray Pettijean . Przysunęłam się z krzesłem bliżej brata. Na pewno już
są po autopsji. Tak naprawdę nie ma znaczenia, co dzieje się z ciałem po oderwaniu się duszy.
Ciało to zwykła skorupa. Ale na wspomnienie, ile ich było w tamtym miejscu, przeszedł mnie
mróz.
Nic tam nie było, przy mogiłach? upewnił się Tolliver oględnie, pamiętając, że ściany
majÄ… uszy.
Nie odrzekłam równie enigmatycznie. %7ładnych dusz ani duchów. A różnica jest
ogromna. Od czasu do czasu widywałam dusze pozostające przez jakiś czas przy świeżych ciałach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]