do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Elder Races 4.1 Natural Evil Thea Harrison
- Harris Charlaine Harper 1 Grobowy zmysł
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Charlaine Harris Lodowaty grĂłb
- Harry Turtledove [The V
- Harry Turtledove V
- Banks_Cliff_ _Szczury_tunelowe_02_ _BĹ‚oto_i_krew
- Harrison, Harry War with the Robots
- Harry Harrison Deathworld 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lo2chrzanow.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najgorszego. Wszystkie zdrowe ciąże są donoszone aż do naturalnego rozwiązania. W przypadku embrionów
męskich korzysta się z banków butelek...
- Butelek! Cóż za niefortunny termin!
- Może w twoim społeczeństwie, Jim. Tutaj to oznacza po prostu wysoko udoskonalone syntetyczne łona. Tech-
nicznie lepsze, mówiąc prawdę. Nie ma samorzutnych małżeństw, następstw złej diety i tak dalej. Pod koniec
dziewiątego miesiąca zdrowe męskie płody są...
- Wylewane?
- Nie, wydawane na świat. Po urodzeniu się trafiają do rąk mężczyzn. Specjalnie przeszkolonych sanitariuszy,
którzy nadzorują zdrowy rozwój chłopców. Wychowanie i asymilację do życia w ich społeczeństwie.
- Bardzo ciekawe - oznajmiłem, bo takie faktycznie było. Zawahałem się nad kolejnym pytaniem, ale zżerała
mnie ciekawość i nie mogłem się opanować. - Jeszcze ciekawsze jest to, skąd się biorą dzieci zdaniem
mężczyzn?
- Dlaczego sam ich o to nie zapytasz? - odparła lodowato Mata i zrozumiałem, że audiencja dobiegła końca.
- Teraz czuję się zmęczony... ciąg dalszy nastąpi -westchnąłem zapadając się z powrotem w kanapę. - Czy w
domu jest lekarz?
Wykrzesałem tym nielichą dawkę uczuć macierzyńskich i przyciągnąłem sporo uwagi. Nie czułem zastrzyku,
który mnie ululał, ani tego, który mnie dużo pózniej ocucił. Kobiet już nie było i zostaliśmy sami. Madonetka
trzymała mnie za rękę. Wypuściła ją z namaszczeniem widząc, że otwieram oczy.
- Dobra wiadomość, dzielny Jimie. Wszystkie kości masz całe. Jedynie sporo siniaków. Wiadomość lepsza -
siniaki są w trakcie kuracji. Najlepsza - Stingo jest w dobrej formie, zważywszy na okoliczności, i chce się z
tobą zobaczyć.
- Niech wejdzie.
- Za chwilę. Kiedy ty spałeś, porozmawiałam z Matą. Dowiedziałam się mnóstwa szczegółów na temat
tutejszego życia.
- A czegoÅ› o noworodkach?
- To naprawdę przemiła osoba, Jim. Wszystkie były dla mnie miłe i...
- Ale masz kilka zastrzeżeń? Kiwnęła głową.
- Kilka to skromnie powiedziane. Zewnętrznie sprawy wyglądają ładnie - i może takie są. Lecz boję się o
noworodki. Na pewno są pod dobrą opieką medyczną, a nawet psychologiczną. Ale żeby wierzyć w głupi mit!
- Który z głupich, żywotnych mitów martwi cię najbardziej?
- O samorództwie, dałbyś wiarę? Wszyscy mężczyzni zbierają się wokół sadzawki %7łelaznego Johna na
ceremoniał życia. Złote jaja wypływają na powierzchnię i wpadają do przygotowanych sieci. Każde jajo niesie
zdrowego chłopczyka! I dorośli mężczyzni wierzą w takie brednie!
- Dorośli mężczyzni - a także kobiety - od wieków wierzą w jeszcze gorsze brednie - powiedziałem. - Mit ten
przyjmowano powszechnie dla tak zwanych niższych form życia. Na przykład much, powstających samorodnie
w stertach gnoju. Bo nikt nie zawracał sobie głowy związkiem między rozwijającymi się tam larwami a
składającymi jajeczka muchami. Wszelkie mity kreacyjne ludzkości, bogowie schodzący na ziemię, rzezbiący w
glinie i tchnący życie, dzieworództwo i tak dalej. Wszystko brednie, kiedy się to dokładnie zbada. Ale trzeba
chyba od czegoś zacząć. Martwi mnie tylko to, na czym ci ludzie kończą.
Rozległ się trzask i głuchy stukot, a zaraz po tym otworzyły się drzwi. Floyd wepchnął fotel na kółkach, Stingo
wyciągał do góry rękę owiniętą białym bandażem.
- Wygląda na to, Jim, że dopiąłeś swego. Koniec misji. Moje gratulacje.
- Wzajemnie, Stingo -i Floyd. A skoro Stalowe Szczury są w komplecie, może po raz ostatni, wyjaśnijcie
łaskawie kilka rzeczy. Od dawna mam uczucie, że waszym wyborem nie kierował ślepy traf. Pozwólcie, że
zapytam - kim wy właściwie jesteście? Podejrzewam, iż wybrano was dla innych zdolności niż muzyczne -
prawda, Stingo?
Skinął zabandażowaną głową.
- Niemal całkowita. Tylko Madonetka jest osobą, na którą wygląda...
- Panienką zza biurka, która śpiewa dla przyjemności -powiedziała o sobie.
- Strata dla biura to zysk dla muzyki. -Wyszczerzyłem się i posłałem jej całusa. - Jedno poszło, dwa do wzięcia,
Stingo. Czuję, że wcale nie byłeś na zielonej trawce. Zgadza się?
- Zgadza. Ja naprawdę jestem dumny ze swych umiejętności muzycznych. Dzięki którym, jak musisz wiedzieć,
zostałem wciągnięty do tej operacji przez mojego starego kompana od butelki, admirała Benbowa...
-Kompana od butelki! Ten, kto żłopie z admirałem...
- To również musi być admirał. Idealna zgodność. Jestem Kosk...
- Nie za bardzo kapujÄ™.
- Kosk to skrót od Komendanta Odcinka Stosunków Kulturowych". Możesz już wyprostować usta. Może w tym
kontekście stosunki" nie jest najwłaściwszym słowem. Wymiana Kulturalna" wyrażałaby to lepiej. Mam
stopnie naukowe z archeologii i antropologii kulturowej, co głównie przyciągnęło mnie do służby cywilnej.
Rodzaj praktycznego zastosowania teorii. Sprawę obcego artefaktu śledziłem z wielką ciekawością. Byłem więc
dojrzały do zerwania, można powiedzieć, kiedy Zmierdziel Benbow zaproponował mi zgłoszenie się na
ochotnika.
- Zmierdziel?
- Tak, zabawne przezwisko, jeszcze z czasów akademii. Dotyczy jakiegoś eksperymentu chemicznego. To nie
ma absolutnie nic do rzeczy. Dobrze się zastanowiłem nad tą robotą, nim wziąłem urlop zza biurka. Wspaniała
zabawa. Aż do teraz, mówiąc ściśle.
- Zostaje nam młody Floyd. Też admirał? Zrobił potulną minę.
- Daj spokój, Jim, ty chyba nie wiesz, co mówisz. Ja w ogóle wyleciałem z akademii, nigdy jej nie ukończyłem...
Pogroziłem mu palcem.
- Musisz mieć jakąś wartość dla Korpusu Specjalnego, nawet bez dyplomu.
- Tak. No cóż, mam. Naprawdę jestem jakby instruktorem...
- Pochwal się, Floyd! - zawołał z dumą Stingo. - Stanowisko głównego instruktora w szkole walki wręcz to nie
powód do wstydu.
- Całkowicie się zgadzam! - wykrzyknąłem. - Przecież gdybyś nie był cudownym dzieckiem w sztuce walki bez
użycia broni, nie byłoby nas tutaj. Dziękuję, przyjaciele.
Misja skończona z pomyślnym skutkiem. Wypijmy za sukces.
Kiedy wstaliśmy z miejsc, stuknęliśmy się szklaneczkami i wypiliśmy do dna, pomyślałem o mojej matce. Robię
to bardzo rzadko; najwyrazniej to całe mącenie męsko damskiej mitologii wydobyło ją z zapomnienia. Czy jak
to zwykła nawijać bardzo przesądna Mamuśka. Miała zabobon na każdą okazję. Najlepiej pamiętam, jak
załatwiała faceta, kiedy coś podziwiał albo rozpływał się nad pogodą. Zwykle mówiła Ugryz się w język".
Co miało znaczyć: nie kuś bogów. Nie zadzieraj nosa. Pochwały na pewno wywołają przeciwny efekt.
Ugryz się w język, kochana staruszko. Co za dyrdymały.
Opuściwszy szklankę, zobaczyłem jakąś kobietę, która wkuśtykała przez drzwi. Młoda niewiasta w podartym
odzieniu, brudna i słaniająca się na nogach.
- Zmiertelne niebezpieczeństwo... - wymamrotała. -Katastrofa... zagłada!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]