do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Susan Carroll Czarne koronki
- Howard Stephanie Niebezpieczne zauroczenie
- Zarządzanie stresem czyli ćwiczenia jak sobie z nim radzić
- Anatomia_PC_Wydanie_VIII_anatp8
- Bloodlist P. N. Elrod
- Offutt Andrew Conan i miecz skelos
- Alexa Young Frenemies 01 Frenemies (pdf)
- Mackenzie Myrna Zakazana miśÂ‚ośÂ›ć‡
- Frank Herbert Children of the Mind
- Swiadek na czterech śÂ‚apach
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo zaszokowany, żeby sobie to uświadomić, żeby rozsądzić, jak powinienem się zachować. Już
wtedy mogłem skończyć z tym wszystkim. Mogłem odmówić jej pomocy i zgłosić się na policję, po
prostu ją wydać. Raz na zawsze skończyłbym z całym tym szaleństwem.
- Ale tego nie zrobiłeś.
- Ogarnęło mnie poczucie winy. Prowadziłem podwójne życie. Byłbym skończony, pohańbiony. Bez
wątpienia stanąłbym przed sądem. Oczywiście nie za zabójstwo Patricii i Todda, ale za bigamię, bo
jeśli się nie mylę, tylko mormonom przysługuje specjalne prawo wielożeństwa. W dodatku miałem
fałszywe dokumenty, mogłem więc zostać dodatkowo oskarżony o oszustwo i świadome
wprowadzenie władz w błąd, chociaż nigdy nie zamierzałem wykorzystywać fikcyjnych danych do
łamania prawa. Zawsze starałem się żyć uczciwie, przestrzegać zasad moralnych...
Spojrzałem na niego.
- Inna sprawa, że Enid musiała się domyślić, co mi chodzi po głowie, bo szybko zagroziła, że jeśli
zawiadomię policję, zezna, iż tylko mi pomagała w podwójnym zabójstwie, zmusiłem ją, by
uczestniczyła w tym, co zaplanowałem. Dlatego jej posłuchałem.
Niech mi Bóg wybaczy, że bez sprzeciwu pomogłem jej ze zwłokami. Wpakowaliśmy Todda i Patricię
do jej samochodu, zostawiając puste miejsce kierowcy. Od razu wpadłem na pomysł, gdzie można by
ukryć wóz z trupami w środku. Przypomniałem sobie o tamtym kamieniołomie. Był niedaleko od szosy,
na jego skraju zrobiłem sobie przerwę w podróży. Któregoś dnia w drodze powrotnej do Youngstown,
myśląc z obrzydzeniem o konieczności powrotu, pod wpływem nagłego impulsu skręciłem w tę bitą
drogę, prowadzącą na skraj starego, od dawna nieużywanego żwirowiska, na którego dnie znajdowało
się niewielkie głębokie jeziorko. Postałem tam wtedy jakiś czas, zastanawiając się, czy nie zjechać z
krawędzi skarpy prosto do niego. W końcu jednak zawróciłem i ruszyłem dalej. Bałem się, że mimo
zatopienia auta w jeziorku mógłbym jakimś cudem wyjść z tego z życiem.
Znowu zakasłał i pociągnął łyk wody.
- Musieliśmy zostawić jeden samochód na parkingu. Ja miałem jechać escortem Patricii, Enid za mną
swoim wozem.
W środku nocy wyruszyliśmy w dwuipółgodzinną podróż na północ. Trochę pobłądziłem, lecz
ostatecznie odnalazłem właściwą drogę. Ułożyłem ciężki kamień na pedale gazu, przełączyłem biegi i
wyskoczyłem przez otwarte drzwi, a samochód runął w dół stromego zbocza. Po kilku sekundach
usłyszeliśmy plusk. Noc była ciemna i niewiele dało się zobaczyć. Spoglądałem z krawędzi, ale nie
dostrzegłem nawet, jak wóz znika pod powierzchnią wody.
Zadyszał się, toteż umilkł na dłużej, żeby złapać oddech.
- Pózniej musieliśmy wrócić, żeby zabrać z parkingu mój samochód. Stamtąd ruszyliśmy prosto w
drogę powrotną do Youngstown. Nie miałem nawet okazji, żeby się pożegnać z Cynthią, żeby
zostawić jej wiadomość czy choćby ostatni raz na nią popatrzeć. Musiałem po prostu zniknąć.
- Kiedy się dowiedziała? - zapytałem.
- Co?
- Kiedy Enid się dowiedziała, że to nie koniec, że nie zdołała ostatecznie rozprawić się z całą twoją
drugÄ… rodzinÄ…?
- Kilka dni pózniej. Stale oglądała wiadomości telewizyjne w nadziei, że powiedzą coś na ten temat, bo
w gazetach z Buffalo nie znalazła nawet krótkiej wzmianki. Nic przecież nie wskazywało na
morderstwo. Nie odnaleziono zwłok. Nie zostały nawet plamy krwi w alejce dojazdowej na tyłach
sklepu, gdyż nad ranem przeszła burza i ulewny deszcz je zmył. W końcu poszła do biblioteki, bo w
tamtych czasach nie było jeszcze internetu, zaczęła przeglądać prasę z sąsiednich stanów i tam
wreszcie natknęła się na artykuł. Jeśli mnie pamięć nie myli, nosił tytuł Zniknięcie całej rodziny
dziewczynki. I kiedy wróciła do domu, wpadła w dziki szał. Ciskała talerzami, wszystkim, co wpadło jej
w ręce. Jakby dostała furii. Uspokoiła się dopiero po kilku godzinach.
- Musiała się jakoś pogodzić z tą bolesną świadomością - wtrąciłem.
- Na początku wcale nie zamierzała. Zaczęła się pakować, żeby od razu wracać do Connecticut i
dokończyć dzieła. Ale udało mi się ją powstrzymać.
- Jakim sposobem?
- Zawarłem z nią pakt. Złożyłem obietnicę. Przyrzekłem, że nigdy jej nie zostawię, nigdy nie zrobię
drugi raz czegoś podobnego i nigdy, w żadnych okolicznościach, nie podejmę nawet próby
skontaktowania się z córką, jeśli ona zostawi ją przy życiu. Podkreśliłem, że o nic więcej jej nie proszę.
Chciałem tylko, żeby zostawiła ją w spokoju w zamian za to, że resztę życia poświęcę wyłącznie jej,
Enid, próbując odkupić swoją zdradę.
- I zgodziła się na taki pakt?
- Z oporami. Mam wrażenie, że świadomość niedokończonej roboty zawsze tkwiła jej zadrą w tyłku,
była jak dokuczliwe swędzenie w miejscu, którego nie da się podrapać. No i teraz postanowiła ją
skończyć, dowiedziawszy się o testamencie, w myśl którego straci wszystko, jeśli ja umrę, nim ona
zdąży zabić Cynthię.
- Jak to wyglądało? Po prostu żyliście ze sobą tak samo, jak wcześniej?
- Przestałem podróżować. Znalazłem inną pracę, potem założyłem własną firmę i brałem zlecenia
tylko z najbliższej okolicy, najdalej z Lewiston. Enid postawiła warunek, że mam raz na zawsze
zapomnieć o jakichkolwiek wyjazdach, bo ona nie chce po raz drugi wyjść na idiotkę. Czasami
rozmyślałem o tym, żeby uciec, porwać Cynthię, wyznać jej wszystko i zabrać choćby do Europy,
ukryć się gdzieś pod przybranym nazwiskiem.
Bałem się jednak, że coś sknocę, zostawię za sobą ślad i narażę ją na śmierć. Poza tym nie tak łatwo
jest nakłonić czternastolatkę, żeby robiła dokładnie to, czego się od niej wymaga. Dlatego zostałem z
Enid. Połączyła nas więz mocniejsza niż jakiekolwiek inne małżeństwo na świecie. Wspólnie
popełniliśmy odrażającą zbrodnię. - Umilkł na chwilę. - Dopóki śmierć nas nie rozłączy...
- I policja nigdy nie wzywała cię na przesłuchanie, niczego nie podejrzewała.
- Nie. Trochę się tego obawiałem. Najgorszy był pierwszy rok. Ilekroć słyszałem jakiś samochód na
naszym podjezdzie, ogarniał mnie strach, że ktoś odkrył prawdę. Ale minął spokojnie drugi rok, potem
trzeci, i zanim się obejrzałem, upłynęło dziesięć lat. Aż trudno mi było uwierzyć, że jeśli każdego dnia
po troszeczku kona się ze strachu, mimo wszystko życie może trwać tak długo.
- Musiałeś jednak trochę podróżować - wtrąciłem.
- Nie, nigdy nie wyjeżdżałem dalej.
- Od tamtej pory ani razu nie byłeś w Connecticut?
- Zgadza się, od tamtej nocy nie postawiłem nogi w tym stanie.
- Więc jakim cudem podrzucałeś Tess pieniądze na opłacenie studiów Cynthii?
Clayton w milczeniu spoglądał na mnie przez kilka sekund.
W czasie tej podróży ujawnił mi sporo szokujących faktów, jednakże teraz po raz pierwszy to on
wyglądał na zaskoczonego.
- Od kogo się dowiedziałeś o pieniądzach? - zapytał w końcu.
- Tess mi powiedziała. Dopiero niedawno.
- Ale na pewno ci nie powiedziała, że pieniądze pochodziły ode mnie.
- Zgadza się. Powiedziała tylko, że je dostawała, i choć miała pewne podejrzenia, nigdy nie udało jej
się zobaczyć, kto je podrzuca.
Clayton nie odzywał się przez jakiś czas.
- Niemniej pochodziły od ciebie, prawda? - zapytałem. - To ty musiałeś wygospodarować jakieś
pieniądze dla Cynthii, w tajemnicy przed Enid, podobnie jak ukrywałeś przed nią część dochodów, gdy
prowadziłeś jeszcze podwójne życie.
- Enid i tak nabrała podejrzeń. Ale dopiero po latach. Dotarła plotka, że czeka nas kontrola skarbowa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]