do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Fielding Liz Romans Duo 1055 Dwie drogi
- Sundman Pre Olof Dwa dni, dwie noce
- J.R.R. Tolkien The Unfinished Tales Of M
- J. R. R. TOLKIEN The Hobbit
- 124. Webber Meredith Cud wigilijnej nocy
- chili600
- H
- Ehrhardt Ute Z kaśźdym dniem coraz bardziej niegrzeczna
- Hardy Kate Smak wśÂ‚oskich lodów
- De Sade D. A. F. Zbrodnie miśÂ‚ośÂ›ci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zastawił.
- tak, którakolwiek strona wygra, widoki Sarumana są marne powiedział Merry.
Sprawy przybrały zły dla niego obrót, z chwilą gdy orkowie weszli na ziemie Rohanu.
- Stary łotr pokazał nam się pod lasem na stepie rzekł Gimli. Przynajmniej tak wynika
z napomknień Gandalfa.
- Kiedy to było? spytał Pippin.
- Pięć nocy temu odparł Aragorn.
- Zastanówmy się... Ano, pora opowiedzieć dalsze przygody, o których jeszcze nic nie
wiecie. Nazajutrz po bitwie spotkaliśmy Drzewca. Noc spędziliśmy w yródlanej Sali, w
jednym z domów starego enta. Następnego dnia poszliśmy na wiec entów, byliśmy
świadkami najdziwniejszego zgromadzenia na świecie. Trwało ono cały dzień, a potem
drugi. Noc między tymi dniami przespaliśmy u innego enta, zwanego %7łwawcem.
Wreszcie, póznym popołudniem drugiego dnia narady, entowie ruszyli się nagle. Było to
oszałamiające wrażenie. W lesie takie panowało napięcie, jakby w nim burza wzbierała.
Potem nastąpił wybuch. Szkoda, że nie słyszeliście pieśni, którą śpiewali w marszu.
- Gdyby ją Saruman posłyszał, umknąłby sto mil stąd, choćby piechotą dodał Pippin.
Choć mocny jest i twardy, zimny jak głaz, nagi jak kość Isengard,
Naprzód, entowie, wojna, wojna! Rąbać kamienie, walić mury!
Pieśń była znacznie dłuższa, ale przeważnie obywała się bez słów, brzmiała jak muzyka
rogów i bębnów. Szalenie nas zaciekawiła. Myślałem jednak, że po prostu przygrywają
sobie tak do marszu i że to tylko pieśń. Tak myślałem, póki wraz z nimi nie doszedłem
tutaj. Teraz dopiero wszystko rozumiem.
- Zeszliśmy z ostatniego grzbietu do Nan Kurunir po zapadnięciu nocy ciągnął dalej
Merry. Wówczas po raz pierwszy wydało mi się, że cały las ruszył za nami w drogę.
Myślałem z początku, że przyśnił mi się sen o entach, ale Pippin także spostrzegł
maszerujący las. Byliśmy obaj przerażeni, dopiero pózniej wyjaśniła nam się cała sprawa.
Byli to huornowie, tak ich entowie nazywają w skróconym języku . Drzewiec niechętnie
o nich mówi, sądzę jednak, że są to entowie, którzy upodobnili się niemal całkowicie do
drzew, przynajmniej z wyglądu. Stoją milczący tu i ówdzie wśród lasu albo na jego
skrajach i niestrudzenie czuwają nad drzewami; w głębi ciemnych dolin jest ich, zdaje
siÄ™, wiele setek.
Tkwi w nich ogromna siła, a potrafią kryć się w cieniu i trudno zobaczyć ich w ruchu.
Jednakże ruszają się niekiedy. Ruszają się nawet bardzo żywo, gdy wpadną w gniew. Na
przykład rozglądasz się po niebie albo słuchasz szelestu wiatru i nagle spostrzegasz, że
otacza cię las, tłum ogromnych drzew ciśnie się dokoła. Zachowali dotychczas głos i
mogą porozumiewać się z entami, ale zdziwaczeli i zdziczeli. Są niebezpieczni. Bałbym
się spotkać z nimi, gdyby nie było prawdziwych entów w pobliżu.
Jak więc mówiłem, z wieczora długim wąwozem zeszła w górny koniec Doliny
Czarodzieja gromada entów, a w ślad za nią szeleszczący tłum huornów. Nie widzieliśmy
ich oczywiście, lecz powietrze wokół pełne było skrzypienia i trzasków. Noc zapadła
ciemna i pochmurna. Huornowie po zejściu z gór posuwali się niezwykle szybko i z
głośnym szumem, jakby porywistego wiatru. Księżyc nie wypłynął z chmur; wkrótce na
wszystkich północnych stokach w krąg nad Isengardem wyrósł wielki las. Nieprzyjaciel
nie pokazywał się i nie dawał znaku życia. Tylko wysoko na wieży świeciło się jedno
okno.
Drzewiec wraz z kilku entami zaczaił się w pobliżu, w miejscu, z którego był widok na
bramę. Byliśmy tam obaj z Pippinem. Siedzieliśmy na ramionach Drzewca i
wyczuwałem, jak się stary ent pręży w napięciu. Lecz entowie nawet w największym
wzburzeniu zachowują ostrożność i cierpliwość. Stali wszyscy jak kamienne posągi,
ledwo oddychając i pilnie nasłuchując.
Nagle wybuchnął przerazliwy zgiełk. Zagrały trąby i głos ich odbił się echem wśród
ścian Isengardu. Myśleliśmy, że nas dostrzeżono i że zaraz rozpocznie się bitwa. Nic
podobnego! Armia Sarumana wychodziła z twierdzy. Niewiele wiem o tej wojnie i o
jezdzcach Rohanu, lecz zdaje mi się, że Saruman chciał jednym potężnym uderzeniem
zniszczyć króla i całe jego wojsko. Ogołocił Isengard z załogi. Widziałem przemarsz
wojsk, niezliczone szeregi orków, a między nimi pułki jazdy na olbrzymich wilkach. Były
też oddziały złożone z ludzi. Nieśli pochodnie, więc w blasku płomieni rozróżniałem
twarze. Większość stanowili zwykli ludzie, rośli, ciemnowłosi, posępni, lecz nie zdawali
się do cna zli. Byli jednak także inni, straszni: ludzkiego wzrostu, ale z gębami goblinów,
smagli, kosoocy, złośliwie szczerzący zęby. Wiecie, przypomniał mi się na ich widok od
razu ten południowiec z Bree, chociaż tamten nie był tak wyraznie podobny do orka jak
większość tych żołdaków Isengardu.
- Ja też właśnie o nim myślałem rzekł Aragorn. W Helmowym Jarze mieliśmy do
czynienia z mnóstwem takich półorków. Wydaje się niewątpliwe, że ów południowiec z
Bree był szpiegiem Sarumana. Czy jednak działał na rzecz Czarnych Jezdzców, czy też
wyłącznie dla Sarumana, nie wiem. Wśród tych nikczemnych istot nigdy nie wiadomo,
kto jest z kim w sojuszu i kto kogo oszukuje.
- Wszystkich razem musiało być co najmniej dziesięć tysięcy podjął swoją opowieść
Merry. Godzinę trwał przemarsz przez bramę. Część poszła gościńcem ku Brodom, a
część skręciła na wschód. O mile od twierdzy, w miejscu, gdzie rzeka płynie głębokim
kanałem, zbudowano most. Gdybyście wstali, dostrzeglibyście go stąd. %7łołdacy śpiewali
ochrypłymi głosami, śmiali się, wrzeszczeli dziko. Pomyślałem, że zle może się to
skończyć dla Rohanu. Drzewiec jednak był niewzruszony. Powiedział: Ja mam dzisiaj
rozprawić się z Isengardem, z jego skałą i kamieniem .
Nie widziałem w ciemnościach, co się dzieje, miałem jednak wrażenie, że huronowie
natychmiast po zamknięciu się bramy za orkowym wojskiem ruszyli w stronę południa.
Oni widać chcieli rozprawić się tego dnia z orkami. Rano byli już daleko w niższej części
doliny, tak się przynajmniej domyślałem, bo cień leżał tam nieprzenikniony.
Kiedy Sarumanowa armia odmaszerowała, przystąpiliśmy do ataku. Drzewiec postawił
mnie i Pippina na ziemi, zbliżył się do bramy i zaczął w nią łomotać wzywając
Sarumana. Zamiast odpowiedzi sypnęły się z murów strzały i kamienie. Strzały jednak
nie są grozne dla entów. Kaleczą ich oczywiście, a nade wszystko drażnią, lecz tak jak
dokuczliwe muchy. Ent nadziany strzałami jak poduszka na szpilki wcale jeszcze nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]