do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Lauren Henderson Zbyt duĹźo blondynek
- Kindred of Arkadia 4 Fated Forgiveness Alanea Alder
- Alain Propos sur le bonheur
- Colfer Eoin Artemis Fowl 02 Arktyczna przygoda
- PocaśÂ‚unek wampira Eden Cynthia
- Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 08 Polowanie na m晜źa
- Ava McKnight Scandalous (expanded for EC) (pdf)
- Jordan Penny Pierwsza miśÂ‚ośÂ›ć‡
- Cindy Spencer Pape Wrong S
- Isaac Asimov's Caliban 1 Caliban
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Och, jakie to przygnębiające! Zwłaszcza że Fletch nigdy
przedtem nie traktował jej jak kobiety godnej pożądania.
I w ogóle nie uważał jej za człowieka, którego uczucia można
zranić. Jakby nie wiedział, że nie ma nic łatwiejszego niż spra
wić, by się w nim zakochała. Był przecież tak ważną osobą w jej
życiu! Ale, rzecz jasna, Fletch nie miał o tym wszystkim naj
mniejszego pojęcia. Samolubny, ograniczony, zaślepiony przy
stojniak, wykorzystujący kobiece pożądanie dla zaspokojenia
własnych potrzeb! Bez cienia refleksji nad samym sobą i świa
tem. Diabli nadali wszystkich facetów! A tego jednego Brenda
nie jest nawet w stanie prawidłowo ocenić, bo zawsze, od dzie
ciństwa był dla niej jak książę na białym koniu. Książę, psia
krew! Przyjaciel! Doprawdy, zasłużył teraz na porządną lekcję!
Brenda pogrzebała w pudłach, aż znalazła to, czego szukała,
i bez namysłu wrzuciła ową rzecz do śmieci.
Była gotowa. Fletch mógł już wrócić z lunchem.
Pojawił się rzeczywiście, zadowolony i uśmiechnięty,
z wielką torbą pełną jedzenia.
110 TYDZIEC DO ZLUBU
- Gnojki - syknęła Brenda, pilnie bacząc, by wszyscy czte
rej usłyszeli, co ma do powiedzenia.
- Gnojki? - zdziwił się Mick.
- Gnojki i łachmaniarze - potwierdziła. - Co z tego, że
człowiek wszystko tym durniom przygotuje...
- Jakim durniom? -Jej koledzy wciąż jeszcze nie rozumieli,
o co jej chodzi.
- Tym z działu ekspedycji - mruknęła. - Dostali ode mnie
naprawdÄ™ kompletnÄ… listÄ™.
- I co? - zapytał uprzejmie Kurt.
- I to! - powiedziała Brenda. - Nie ma! Te matołki nie są
nawet w stanie porządnie przygotować skrzyń na wystawę! Jak
by pierwszy raz w życiu mieli do czynienia z promocją!
- No i? - dopytywał się Kurt.
- Nie ma ołówków!
- Ołówków? - zdziwił się Fletch, stając koło niej i patrząc
na ołówek, który zatknęła za ucho.
Brenda sięgnęła po niego i odruchowo włożyła go do ust
Fletch przyglądał się jej łakomym wzrokiem, co oczywiście nie
uszło jej uwagi. Ach tak! pomyślała. Poczekaj! Już ja ci pokażę!
Choćbym miała użyć teraz całego arsenału nielojalnych chwy
tów z małej niebieskiej książeczki Sally. Jej autor miał rację!
Miłość jest jak wojna!
- Właśnie! Ołówków!
Teraz już wszyscy czterej wpatrywali się z przejęciem w żół
ty ołówek, którym Brenda od niechcenia postukiwała w olśnie
wająco białe zęby.
- A to? - zapytał wreszcie Fletch.
- Co: to? - warknęła. - To nie taki ołówek. Chodzi o te
malutkie...
TYDZIEC DO ZLUBU
111
- Malutkie?
Brenda z przyjemnością musiała stwierdzić, że żaden z jej
kompanów nie ma pojęcia, o co jej chodzi. Teatralnie wzruszyła
ramionami.
- Cóż! Nie warto wam tłumaczyć.
- Ale po co ci ołówki? - dopytywał się Fletch.
- Bo nasi klienci muszą wypełniać kupony...
- Kupony?
- No, kupony! Na nagrodę! Naprawdę, Fletch, mógłbyś cza
sem czytać ulotki promocyjne! A tak znowu o niczym nie masz
pojęcia. Mick, pokaż mu plakat.
Mick usłużnie rozwinął rulon.
- Zwycięzca - powiedziała Brenda, naśladując intonację
z reklamówek telewizyjnych - będzie mógł rozkoszować się
balsamicznym powietrzem Wysp Bahama. Dwa tygodnie ni
czym nie zakłóconego rajskiego wypoczynku na najpiękniej
szych plażach świata.
- Ach! - powiedział Fletch, jak uczniak przyłapany przez
nauczyciela na bazgraniu kredą po ścianach. - Rzeczywiście nie
obędzie się bez ołówków.
- Niestety - powiedziała Brenda - nie ma rady. Idę do skle
pu. Kurt, tu masz listÄ™ tego, co jeszcze jest do zrobienia.
- Spoko - odparł Kurt - już my sobie poradzimy.
- Ale to może chwilę potrwać - ostrzegła go.
- Nie ma sprawy.
- A lunch? - zapytał Fletch.
- Możesz go zjeść sam.
- Ale wybrałem specjalnie to, co najbardziej lubisz - zaopo
nował.
- Och, jakiś ty słodziutki! - powiedziała Brenda chłodno.
112 TYDZIEC DO ZLUBU
- Trudno, miejmy nadzieję, że ty też lubisz to najbardziej. No
to pa. - Sięgnęła po worek ze śmieciami. - Wyrzucę to przy
okazji.
Przy śmietnikach spokojnie wyjęła z worka nieszczęsne
ołówki i wrzuciła je do torby. Machnęła ręką na taksówkę.
- Do najbliższego centrum handlowego - powiedziała.
Fletch wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ pod strumieniem lodowatej wody. Nie
stety, nawet zimny prysznic nie był w stanie mu pomóc. Bo oto
niepokonany zdobywca serc, Fletcher Layton, musiał przyznać,
że nie jest w stanie poradzić sobie z tą jedną kobietą, na której
mu teraz zależało. Jego plan, by do soboty rozkochać w sobie
Brendę do niepamięci, nie miał najmniejszych szans powodze
nia!
Przez całe popołudnie pracował jak potępieniec, co Brenda
skwitowała chłodnym skinięciem głowy, choć wydawało się, że
jest w świetnym humorze. Poklepywała chłopców" po ramie
niu, przekomarzała się ze Steve'em, Kurtem i Mickiem. Jak to
dobrze, że przynajmniej jedna część jego planu nie zawiodła.
Ostro przyprawiony lunch, który Fletch zaserwował chło
pcom", odniósł przewidziany skutek i usunął rywali z drogi. Po
ciężkim dniu pracy i jeszcze cięższym jedzeniu żaden z nich nie
miał wieczorem ochoty na udział w rozpustnych rozrywkach
Las Vegas. Wycofali się, każdy z butelką wysokoprocentowego
antidotum, do swoich pokoi, gdzie zlegli pokonani przez księcia
Laytona.
Tylko księżniczka Brenda przez cały dzień była jakaś dziwna.
Las Vegas odmieniło ją. Najpierw nie było jej przez trzy godzi
ny, bo ponoć w całym mieście nie mogła znalezć żądanych
ołówków. Dziwne! Na chwilę wpadła do hotelu, skąd przywioz-
TYDZIEC DO ZLUBU 113
ła mu jego robocze dżinsy. Zdążyła się też przebrać. Wyglądała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]