do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Charlene Roberts [Art of Love] A Gentleman's Savior [EC Voyager] (pdf)
- Robert M. Howard Getting a Poor Return, Courts, Justice, and Taxes (2009)
- Roberts Nora Irlandzka trylogia 01 Klejnoty słońca
- Jordan_Robert_ _Kolo_Czasu_t_2_cz_2_ _Kamien_lzy
- Roberts_Alison_ _Jedyny_w_swoim_rodzaju
- Alarm dla Polski Jerzy Robert Nowak
- Haasler Robert Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Bazy Danych Robert Chwastek
- Roberts Nora_Kuzyn z Bretanii
- Hand, Elizabeth 12 Monkeys
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skąd panu to przyszło do głowy? odparł, jąkając się. Don.
Mam rację. Pewnego ranka obudzilibyśmy się i znalezli pańskie łóżko pu-
ste, a potem miałbym kupę kłopotów w chwili, gdy jesteśmy zbyt zajęci, by wy-
syłać ludzi celem odnalezienia pana i sprowadzenia z powrotem.
Don odczuł ulgę.
Conrad mnie sypnął powiedział z goryczą.
Conrad? Nie. Wątpię, by nasz dobry doktor potrafił zauważyć coś większe-
go niż elektron. Proszę mi uwierzyć, że też mam swój rozum. Jestem specjalistą
od ludzi. Co prawda z panem obszedłem się fatalnie, gdy pan tu przybył, mogę
jednak powiedzieć na swoją obronę, że byłem zmęczony jak pies. Zmęczenie to
łagodna forma szaleństwa. Rzecz w tym: pan chce nas opuścić, a ja nie mogę pa-
na powstrzymać. Wystarczająco dobrze znam smoki, by wiedzieć, że sir Isaac nie
pozwoli mi tego zrobić, jeśli będzie pan chciał odejść. Jest pan jego skubanym
jajkiem ! A jednak nie mogę na to pozwolić. Powody, które wymieniłem po-
przednio, nie straciły na ważności. Tak więc, zamiast pozwolić panu odejść, będę
musiał spróbować pana zabić.
Don pochylił się do przodu, opierając ciężar na nogach.
Czy sądzi pan, że zdoła tego dokonać? zapytał bardzo cicho.
Phipps uśmiechnął się.
Nie. Nie sądzę. Dlatego właśnie musiałem wymyślić inny plan. Wie pan,
że kompletujemy załogę statku. Czy chciałby się pan nim zabrać?
Mały Dawid
Don otworzył szeroko usta, które znieruchomiały w tej pozycji. Trzeba przy-
znać, że choć myślał o tym, nie był na tyle zarozumiały, by choćby przez chwilę
poważnie uwierzyć, że pozwolą mu wziąć udział w podróży po to tylko, by za-
dośćuczynić jego osobistym życzeniom.
Szczerze mówiąc ciągnął Phipps robię to po to, by się pana pozbyć,
umieścić w miejscu, gdzie będzie pan bezpieczny przed inkwizytorami Federacji,
aż do chwili, gdy nie będzie to już miało znaczenia. Myślę jednak, że potrafię zna-
lezć inne usprawiedliwienie. Chcemy wyszkolić tylu ludzi, ilu tylko Mały Dawid
będzie zdolny zabrać, by zrobić z nich załogę dla innych statków. Nie mam jednak
specjalnie z kogo wybierać. Większość naszej grupy to ludzie zbyt starzy lub mło-
dzi, krótkowzroczni geniusze o zapadniętych klatkach piersiowych, zdatni jedynie
do pracy w laboratorium. Pan jest młody, zdrowy, ma szybki refleks wiem coś
o tym! i zna kosmos od niemowlęctwa. Co prawda nie jest pan wyszkolonym
operatorem statków, ale to nie będzie zbyt ważne, ponieważ te statki będą dla
wszystkich czymś nowym. Panie Harvey, jak by się panu podobało polecieć na
Marsa i wrócić jako kapitan Harvey , dowódca statku, o sile wystarczającej, by
uderzyć na to federacyjne robactwo orbitujące wokół Wenus? Albo przynajmniej
jako pierwszy oficer dodał Phipps, pomyślawszy, że na statku o dwuosobowej
załodze Don nie mógłby raczej otrzymać niższego stanowiska.
Jak by mu się spodobało? Byłby zachwycony! Don niemal nie ugryzł się w ję-
zyk starając się zbyt szybko wyrazić zgodę. Nagle przypomniał sobie coś, co go
otrzezwiło. Phipps dostrzegł z jego twarzy, że coś jest nie tak.
O co chodzi? zapytał ostrym tonem. Boi się pan?
Czy się boję? Don wyglądał na poddenerwowanego. Oczywiście, że
tak. Zdarzało mi się to tyle razy, że już się nie boję bać. Nie w tym szkopuł.
W takim razie w czym? Proszę mi powiedzieć!
Chodzi o to. . . nadal jestem w czynnej służbie. Nie mogę sobie urządzić
wycieczki na odległość jakichś stu milionów mil. Formalnie rzecz biorąc, byłaby
to dezercja. Gdyby mnie dostali w swoje ręce, zapewne najpierw by mnie powie-
sili, a potem zadawali pytania.
Phipps odczuł ulgę.
162
Och. Może da się temu zaradzić. Zajmę się tą sprawą.
* * *
Dało się. Zaledwie w trzy dni pózniej Don otrzymał nowe rozkazy, tym razem
na piśmie. Dotarły one do niego pokrętną drogą, której mógł się jedynie domyślać.
Ich treść brzmiała:
DO: Harvey, Donald J. Sierżant specjalista pierwszej klasy
PRZEZ: Droga służbowa.
1. Przydziela się pana tymczasowo, na czas nieokreślony, do służ-
by specjalnej.
2. Będzie pan odbywał wszelkie podróże niezbędne do wykonania
obowiązków służbowych.
3. Uznaje się, że ten przydział leży w interesie Republiki. Gdy
uzna pan, że pańska misja jest wykonana, zgłosi się pan do najbliższe-
go przedstawiciela właściwych władz i zażąda dostarczenia środków
transportu, które umożliwią panu osobiste zameldowanie się u Szefa
Sztabu.
4. Na czas trwania misji przyznaje się panu tytularny stopień pod-
porucznika.
J. S. Busby, pułkownik lotnictwa (tytularny)
W imieniu Głównodowodzącego
AkceptujÄ™
1. Dostarczono (za pośrednictwem kuriera)
Henry Marsten, kapitan (tytularny)
Dowódca Szesnastej Gondolowej Ekipy Bojowej
Do rozkazów przypięto ręcznie napisaną kartkę o treści:
PS. Drogi poruczniku
To są najgłupsze rozkazy, jakie kiedykolwiek musiałem zatwier-
dzić. Co, u diabła, narozrabiałeś? Czy ożeniłeś się ze smoczycą?
A może złapałeś kogoś z dowództwa na skoku w bok? Tak czy inaczej
dobrej zabawy i szczęśliwych łowów!
Marsten
Don wepchnął rozkazy wraz z kartką do kieszeni. Od czasu do czasu sięgał
ręką, by ich dotknąć.
Dni upływały powoli, kropkowana linia była coraz bliżej Marsa i wszyscy
stawali się bardziej nerwowi. Na ścianie w jadalni wywieszono kolejną datę, tę na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]