do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Charlene Roberts [Art of Love] A Gentleman's Savior [EC Voyager] (pdf)
- Robert M. Howard Getting a Poor Return, Courts, Justice, and Taxes (2009)
- Roberts Nora Irlandzka trylogia 01 Klejnoty słońca
- Roberts_Alison_ _Jedyny_w_swoim_rodzaju
- Alarm dla Polski Jerzy Robert Nowak
- Heinlein, Robert A And He Built a Crooked House
- Haasler Robert Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Bazy Danych Robert Chwastek
- Heinlein, Robert A Citizen of the Galaxy
- Anderson, Poul The High Crusade
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez bagna, ulewa nieco osłabła. Grzmoty wciąż było słychać, ale błyskawice
przecinały niebo daleko z tyłu za nimi, bijąc już chyba tylko w morze.
Perrin pomyślał, że powoli szczęście zaczyna im sprzyjać. Deszcz padał wy-
starczająco długo, by osłonić ich ucieczkę, ale teraz wychodziło na to, iż zapo-
wiada się odpowiednia pogoda na całonocną jazdę. To też powiedział na głos,
Lan jednak przecząco pokręcił głową.
Psy Czarnego najbardziej lubią właśnie jasne, skąpane w świetle księżyca
noce, kowalu, deszczu nie cierpią. Porządna burza z piorunami potrafi sprawić, iż
w ogóle nie wyjdą na dwór.
Jakby w odpowiedzi na jego słowa deszcz zmienił się w drobną mżawkę. Per-
rin usłyszał, jak za jego plecami Loial jęknął.
Grobla i bagna skończyły się równocześnie, jakieś dwie mile za miastem, ale
149
droga prowadziła dalej, łagodnie zakręcając w kierunku wschodnim. Pochmurny
wieczór ustąpił miejsca nocy, w powietrzu wciąż wisiała mgiełka dżdżu. Wierz-
chowce Moiraine i Lana połykały drogę równym, mocnym krokiem. Kopyta roz-
bryzgiwały kałuże na mocno ubitej glinie. Przez szczeliny w chmurach prześwi-
tywał księżyc. Powoli teren wokół nich stawał się coraz bardziej pofałdowany,
wjeżdżali między niskie, gęściej porośnięte drzewami wzgórza. Perrin osądził, że
przed nimi musi znajdować się las, ale nie potrafił ocenić czy to dobrze, czy zle.
Pośród drzew łatwiej im będzie skryć się przed pościgiem, jednakowoż pod osłoną
gęstwy pościg może dogonić ich, zanim zdążą go spostrzec.
W oddali, za ich plecami zrodził się stłumiony skowyt. Przez chwilę myślał, że
to wilk; z zaskoczeniem przyłapał się na tym, iż machinalnie nieomal sięgnął doń
myślą, nim w ostatniej chwili zdążył się powstrzymać. Zew nadciągnął ponownie
i wtedy zrozumiał, że nie jest to żaden wilk. Odpowiedziały mu kolejne głosy,
wszystkie oddalone o mile, niesamowite zawodzenia, w których pobrzmiewały
krew i śmierć, ujadania, głoszące koszmary. Ku jego zdziwieniu, konie Moira-
ine i Lana zwolniły biegu, Aes Sedai uważnie wpatrywała się w otaczające ich,
pogrążone w mroku wzgórza.
Są daleko powiedział Perrin. Nie dogonią nas, jeżeli nie zatrzymamy
siÄ™.
Psy Czarnego? wymamrotała Zarine. To są Psy Czarnego? Pewna
jesteś, że to nie Dziki Gon, Aes Sedai?
Ależ to właśnie jest on powtórzyła Moiraine. To on.
Nigdy nie prześcigniesz Psów Czarnego, kowalu powiedział Lan. Nawet
na najszybszym koniu. Musisz zawsze stawić im czoło i pokonać je, w przeciw-
nym razie to one ciÄ™ zniszczÄ….
Mogłem zostać w stedding, wiecie narzekał Loial. Moja matka zna-
lazłaby mi już żonę, ale to nie byłoby takie złe życie. Mnóstwo książek. Nie po-
winienem udawać się na Zewnątrz.
Tutaj oznajmiła Moiraine, wskazując wysoki, nie zalesiony pagórek,
oddalony o spory kawałek drogi na prawo. Wokół niego, na dwieście kroków
również nie było żadnych drzew, a dalej rosły rzadko. Jeżeli mamy mieć jakąś
szansę, musimy je widzieć.
Okropny zew Psów Czarnego rozbrzmiał ponownie, tym razem bliżej, choć
wciąż jeszcze dość daleko.
Teraz, kiedy Moiraine już wybrała teren, Lan puścił Mandarba odrobinę szyb-
szym krokiem. Gdy jechali po zboczu wzgórza, kopyta koni stukały na skałach
do połowy zagrzebanych w glinie i obmytych przez mżawkę. Perrinowi przyszło
na myśl, że mają zbyt wiele kanciastych wierzchołków, by mogły być dziełem
natury. Na szczycie zsiedli z koni i zebrali się wokół czegoś, co przypominało
niski, okrągły głaz. W przerwie między chmurami pokazał się księżyc i wtedy
okazało się, że patrzą w długą na dwie stopy, zniszczoną erozją, kamienną twarz.
150
Twarz kobiety, jak osądził Perrin po długości włosów. Spływający po niej deszcz
wyglądał jak łzy.
Moiraine zsiadła z konia i stała, patrząc w kierunku, z którego dobiegało wy-
cie. W mroku jej sylwetka wyglądała niczym cienista, zakapturzona zjawa; krople
deszczu spływające po nasyconym oliwą płaszczu błyszczały w promieniach księ-
życa.
Loial podprowadził swego konia, aby spojrzeć na rzezbę, potem pochylił się
niżej i przesunął dłonią po rysach twarzy.
Sądzę, że ona musiała być kobietą Ogirów powiedział na koniec. Ale
tutaj nie znajduje się miejsce żadnego starego stedding, poczułbym to. Wszyscy
byśmy poczuli. I nie zagrażałby nam Pomiot Cienia.
Na co wy dwaj patrzycie? Zarine spojrzała z ukosa na skałę. Co to
jest? Ona? Kto?
Wiele ludów powstało i zginęło od czasu Pęknięcia odrzekła Moira-
ine, nie odwracając głowy. Po niektórych nie zostało nic oprócz wzmianki na
pożółkłych kartach, albo granic na postrzępionych mapach. A co po nas zostanie?
Mrożące krew w żyłach wycie rozległo się znowu, tym razem jeszcze bliżej.
Perrin spróbował obliczyć szybkość, z jaką się poruszają i doszedł do wniosku, że
Lan miał rację niezależnie od wszystkiego, konie nie mogłyby ich prześcignąć.
Nie będą musieli długo czekać.
Ogirze rozkazał Lan ty i dziewczyna zajmiecie się końmi.
Zarine protestowała, ale on poprowadził swojego konia prosto do niej.
Twoje noże nie na wiele się tutaj przydadzą, dziewczyno.
Wyciągnięta z pochwy klinga jego miecza zalśniła w blasku księżyca.
Nawet to jest tylko ostatnią deską ratunku. Wydaje się jakby było ich tam
dziesięć, a nie tylko jeden. Twoim zadaniem jest opanowanie popłochu wśród
koni, kiedy zwietrzÄ… Psy Czarnego. Nawet Mandarb nie lubi ich zapachu.
Jeżeli miecz Strażnika nie na wiele mógł się przydać, podobnie było zapewne
z toporem. Perrin poczuł coś na kształt ulgi, kiedy sobie to uświadomił; nawet je-
śli rozprawiać się przyjdzie z Pomiotem Cienia, mimo wszystko nie będzie musiał
używać topora. Zza popręgu siodła Steppera wyciągnął swój długi, nie naciągnię-
ty Å‚uk.
Może to się na coś przyda.
Spróbuj, jeśli chcesz, kowalu powiedział Lan. One nie umierają łatwo.
Być może uda ci się jednak zabić choć jednego.
Perrin wyciągnął nową cięciwę z sakwy, starając się osłonić ją przed mżącym
deszczem. Pokrywająca ją warstwa pszczelego wosku była cienka i nie stanowiła
zbyt trwałej ochrony przed wilgocią. Ustawił drzewce łuku ukośnie między no-
gami, napiął bez trudu i zaczepił pętle na cięciwie o wygięte zaczepy na końcach
drzewca. Kiedy wyprostował się, zobaczył Psy Czarnego.
151
Biegły galopując jak konie, a kiedy spojrzał na nie, jeszcze przyśpieszyły. Sta-
nowiły tylko dziesięć wielkich sylwetek, pomykających wśród nocy, prześlizgu-
jących się między rozproszonymi drzewami. Wyciągnął z kołczana strzałę o sze-
rokim grocie, nałożył na cięciwę, jednak nie napiął łuku. Jego umiejętności nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]