do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 290. Mather Anne Tyle lat, tyle łez
- Anne McCaffrey Doona 1 Descision At Doona
- Rice Anne Spiaca Krolewna 1, Przebudzenie Spiacej Krolewny
- Rice Anne Spiaca Krolewna 2. Kara Dla Spiacej Krolewny
- Anne Weale Islands of Summer [HR 948, MB 826] (pdf)
- Anne Whitfield The Gentle Winds Caress (Robin Hale Pub.)(pdf)
- Anne Mccaffrey Cykl Pegaz (02) Lot Pegaza
- McAllister Anne, Gordon Lucy Nieoczekiwana zmiana miejsc
- Anne Emery Cecilian Vespers, a Mystery (pdf)
- Anne Mather The Country of the Falcon (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- yanielka.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Okay. To chyba tyle. Teraz wracamy do siebie, bo musisz się porządnie przespać.
Następnego ranka postanowiła odłożyć spotkanie z George'em, ale Cynthia nie dała
jej spokoju. Kiedy jeszcze leżała w łóżku, usłyszała pukanie do drzwi.
- Mary Beth, idziemy zaraz na śniadanie.
- Idz beze mnie.
- Nie ma mowy. Leżenie w łóżku niczego nie rozwiąże.
- Okay. Spotkamy się u Maxa - zgodziła się niechętnie.
- Obiecujesz?
- ObiecujÄ™.
Kiedy weszła do baru, zastała ją siedzącą z Billem. Starając się zachować pozory
normalności, zapytała:
- Nie spóznisz się?
- Nic się nie bój - będę na czas: moja kareta czeka.
- Mary Beth, co zjesz?
87
S
R
- Jajecznica z szynkÄ… i grzanki.
- Już podaję.
Od razu zauważyła, że George'a nie było w barze. A pora była taka, że powinien
być. Wyszła z hotelu tak, żeby dojść na miejsce wtedy, kiedy zwykle kończył śniadanie.
- Co nowego, Mary Beth?
- Nic. A u ciebie?
- To samo. Sieję postrach wśród wszystkich kierowców w San Francisco.
- Zobaczysz, że zrobisz sobie coś kiedyś.
Machając ręką, Bill odpowiedział: Che sara sara, a potem zaczął nucić tę melodię.
Jego zachowanie przywróciło Mary Beth lepszy humor. Cynthia również się uśmiechnęła,
ale nie spuszczała oczu z Mary Beth, która co jakiś czas spoglądała w kierunku drzwi.
George nie przychodził.
- Muszę już iść - głos Cynthii zdawał się przepraszać, jak gdyby nie po myśli jej
było zostawiać przyjaciółkę samą.
Bill momentalnie skoczył na równe nogi.
- Do usług, madame. Mary Beth, przejedziesz się też?
- Nie. Dziękuję Bill. Skończę śniadanie.
Cynthia pochyliła się nad stołem i ucałowała ją w policzek.
- Nie martw się o nic. Wszystko się jakoś ułoży.
Mary Beth zmusiła się do uśmiechu. Wolałaby raczej, żeby jej przyjaciele nie byli
tak dobrzy dla niej. Zaniedbywała ich, kiedy spotykała się z George'em, a teraz - w
potrzebie - oni byli na miejscu.
- Jeszcze kawy? - zapytał Max.
- Nie. Dziękuję, Max. Będę musiała iść.
Wstała i zapłaciła rachunek. Wyszła na grudniowe, chłodne powietrze. Po raz
pierwszy zauważyła, że Max udekorował świątecznie wystawę. Nie bardzo miała ochotę
wracać do hotelu. Gdyby pani Cranford zobaczyła ją tam o tej porze, z pewnością by się
domyśliła, że coś nie gra, a nie chciała jej mówić, że ją zwolniono. Niemniej jednak nie
miała wyboru, jeżeli nie chciała spędzić całego dnia spacerując po chłodnych ulicach San
Francisco.
88
S
R
Weszła do holu i z radością spostrzegła pana Bently'ego w recepcji. Pozdrowił ją
uprzejmie i zapytał:
- Wolny dzień, pani Anderson?
- Mniej więcej.
Weszła do pokoju, usiadła w fotelu i zaczęła czytać. Nie bardzo jej to szło, więc po
chwili, znudzona książką i sobą, rzuciła ją na łóżko i zaczęła się przechadzać po pokoju.
Miała przed sobą kilka możliwości. Mogła rzucić to wszystko i wrócić do Sedalii. Mogła
spróbować znalezć inną pracę. W końcu, mogła też usiąść i rozczulać się nad własnym
losem. Tak naprawdę to odpowiadało jej tylko poszukiwanie nowej pracy. Ale co będzie,
jeśli ją znajdzie, a George nie wróci do niej? Czym stanie się dla niej to miasto? Kochała
go. A może tak właśnie miało być? Może to miała być krótka przerwa w jej nudnym
życiu. Przyjechała do San Francisco w poszukiwaniu odmiany, znalazła ją i na koniec
miało przyjść rozczarowanie. Tak miało być? Dlaczego George nie dzwoni? Nawet po to,
żeby powiedzieć, że wszystko skończone. To byłoby lepsze od siedzenia tutaj i użalania
siÄ™ nad sobÄ….
Zdesperowana, chwyciła płaszcz i wyszła po raz drugi. Bezwiednie skierowała się w
stronę biura. Postała chwilę przed budynkiem. Kiedy miała odchodzić, niespodziewanie
go zobaczyła. Wychodził właśnie z biurowca z ogromną teczką w ręce. Mimowolnie
wykrzyknęła jego imię.
Na jego dzwięk, odwrócił się, a ona pobiegła w jego kierunku. Wyraz jego twarzy
zatrzymał ją o kilka kroków przed nim. Usłyszała pusty, obojętny głos:
- Mary Beth?
- Tak, George - odpowiedziała cicho i prawie z przestrachem, bo wydawał się tak
chłodny i daleki.
- Jak siÄ™ masz?
Teraz, kiedy zobaczyła, że nie chce jej widzieć ani z nią rozmawiać, poczuła się
okropnie. Zmusiła się, by odpowiedzieć, że dobrze, ale to było wszystko. Stali tak i
patrzyli na siebie bez słowa.
A tyle było do powiedzenia.
W końcu George przerwał ciszę:
- Muszę już iść.
89
S
R
Skinęła, a on się odwrócił i przywołał taksówkę. Patrzyła za nim, aż zniknął za
zakrętem, odwróciła się i poszła wolno do hotelu. Zanim tam doszła, była już
zdecydowana, co zrobi.
Zamówiła rozmowę z ciotką. Kiedy została połączona, usłyszała znajomy głos:
- Dlaczego dzwonisz na mój koszt? Masz jakieś kłopoty? - Mary Beth przymknęła
oczy. Jak przyjemnie było słyszeć ten wiecznie narzekający - a jednak swojski i
uspokajajÄ…cy - ton.
- Nie, ciociu. DzwoniÄ™ z automatu i nie mam drobnych.
- A! To dobrze. Ale dlaczego dotychczas nie dzwoniłaś. Wszystko w porządku?
- Tak, ciociu - i aby pozbawić ją możliwości dalszych pytań, przeszła od razu do
sedna sprawy: - Myślałam, żeby przyjechać na święta. To znaczy, jeśli nie masz innych
planów...
- Wspaniale. Jakich innych planów? Jesteś ostatnią z rodziny, która mi pozostała, i
byłoby okropne spędzać święta bez ciebie. Kiedy przyjeżdżasz?
- Gdzieś w środku tygodnia.
- Tak się cieszę. Daj znać, kiedy dokładnie przyjedziesz. Przygotuję pokój.
- Dziękuję, ciociu.
- Nie dziękuj mi. Sama bardzo się cieszę, że tu będziesz.
Odłożyła słuchawkę z poczuciem winy. Nie były to odwiedziny z wyboru. Gdyby
wszystko ułożyło się po jej myśli, to spędzałaby święta z George'em i jego rodziną.
Teraz należało zadzwonić do linii lotniczych, a następnie porozmawiać z panią
Cranford. Kiedy udało się jej zarezerwować lot do St. Louis na następny wtorek, poszła do
recepcji, gdzie zastała właścicielkę piszącą coś przy biurku.
- Przepraszam, pani Cranford.
- Tak?
- Chciałam powiedzieć, że wyprowadzam się w przyszły wtorek.
- Na stałe?
- Nie wiem.
- Mogę zapytać, dokąd pani jedzie?
- Oczywiście. Wracam do domu na święta, a co potem - nie wiem.
- A co z pani pracą? Wydawało mi się, że jest pani zadowolona.
90
S
R
- To już historia.
- Rozumiem.
- Gdybym się zdecydowała wrócić do San Francisco, to czy znajdę u pani pokój?
- Oczywiście, ale mamy teraz komplet. Jak pani wróci, może nie być wolnych
miejsc.
- ZaryzykujÄ™.
Mary Beth była tak przygnębiona, że pani Cranford - mimo naturalnej niechęci do
mieszania się w sprawy gości - nie mogła nie zapytać:
- Czy coś się stało, moje dziecko?
- Nie, pani Cranford.
Hotelarka nie wierzyła ani jednemu jej słowu, ale że nie należała do kobiet, które
lubią się wtrącać w cudze sprawy, powiedziała tylko:
- To może proszę zadzwonić, kiedy będzie pani myślała o przyjezdzie. Dam znać,
czy mamy jakieÅ› wolne pokoje.
- To bardzo miło z pani strony.
- Ależ skąd, Mary Beth. Jesteś bardzo miłym gościem i przykro mi, że
zdecydowałaś się wracać do domu.
- Mnie też.
91
S
R
10
Podróż do St. Louis nie była zbyt przyjemna. Cały czas myślała o George'u, który
się z nią nie skontaktował. Nie mogła uwierzyć, że zapomniał o niej z powodu tak
drobnego incydentu. Nawet jeśli przez nieuwagę wysłała ten rejestr do Lowenstena, to nie
zrobiła tego celowo. A może to i lepiej? Przyszłość z człowiekiem, który potrafi się
kompletnie zmienić z takiego powodu, nie wróżyła dobrze. Jak mogła go aż tak zle
ocenić? Nic w jego wcześniejszym zachowaniu nie przygotowało jej na ten zimny
prysznic. Dobrze: nie miała doświadczenia z mężczyznami - to fakt, ale czy rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]