do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Binchy Maeve Szklane jezioro
- CZWARTY KLUCZ_Zeydler Zborowski Zygmunt Czwarty klucz
- Bazy danych i mysql od podstaw
- verne_indes_noires
- Beaton M.C. Hamish Macbeth 02 Hamish Macbeth i śÂ›mierć‡ śÂ‚ajdaka
- Amber Carlton Trinity Magic (pdf)
- Morgan Cheshire Always With Us
- LA Banks Crimson Moon 01 Bad Blood
- I, Q Peter Dav
- MacGregor, Kinley (aka Sherrilyn Kenyon) MacAlister 03 Born in Sin
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkolmor.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyciągnąć.
9
ODJAZD
Wiatr z północnego wschodu wiał ze stałą siłą sześciu stopni i jacht szybko mknął po wodzie.
Płynęli z wiatrem, fale doganiały ich od rufy, a sunąc po nich, nabierali dodatkowej prędkości, na
pełnych żaglach z odchylonymi na boki żaglami, z grotem na prawej burcie, a genuą z lewej.
Johnny wcześniej postawił spinaker, który teraz nad dziobem utworzył olbrzymią, wypełnioną
wiatrem czerwono-zieloną czaszę. Ale teraz słońce ześliznęło się po niebie i dało nura pod fale,
zostawiając niebo pod nadzorem gwiazd. Chmury gnały po nim, nisko i szybko, przesłaniając je
okresowo. Johnny stał przy sterze, wyprostowany, balansując na lekko ugiętych nogach, niemalże
tańcząc, jakby jechał na koniu, podczas gdy łódz kołysała się i podskakiwała na falach. Spoglądał
to na kompas, to na żagle, bo nic innego nie było widać poza gęstą ciemnością, rozcinaną jedynie
smugą księżycowego blasku, umożliwiającą żeglowanie. Wystarczyło więc, że trzymał kierunek,
zachowując maksymalną prędkość. Stał tak już od czterech godzin. Trwał w milczeniu,
skoncentrowany, skupiony wyłącznie na wietrze i na Clem, która cały czas siedziała przy nim.
Wiedziała już o wszystkim. To znaczy wiedziała to, co on wiedział.
Stała oparta plecami o drzwi kajuty, gdy próbował jej tłumaczyć to, czego sam nie rozumiał,
że Annie wcale nie jest taka, jak mogłoby się wydawać, lecz niezrównoważona psychicznie,
sądząc po wszystkich jej oskarżeniach wobec Franka. Przytoczył jego określenia: patologiczna
kłamczucha, szalona kryminalistka. Powiedział o branych przez nią lekach i pobytach
w ośrodkach zamkniętych. Powtarzał przy tym, że nie ma się czym martwić, bo niedługo zejdą
na ląd i rozstaną się z tymi ludzmi. A ona słuchała tego wszystkiego, pobladła i zaszokowana, aż
odniósł wrażenie, że coś z niej uleciało, coś subtelnego, czego nawet nie umiał bliżej określić.
Jakby trwała dotąd w półmroku, bo ktoś przesłonił jej światło.
Mniej więcej godzinę zajęło jej, żeby się otrząsnąć i usiąść na dziobie, popatrzeć na zachód
słońca, próbując dojść z tym wszystkim do ładu. Ale sama widziała błyski obłędu w oczach
Annie, kiedy popatrzyła jej prosto w twarz. Potem w salonie poczytała Kleks książkę, jak o to
prosił Frank, chcąc zatrzymać małą z dala od kajuty dziobowej, w której spała jej matka. Clem ją
uczesała, na różne sposoby próbując pocieszyć po stracie Babci gdzieś między skałami, ale gdy
sięgała przez stół po następną książkę, drzwi salonu otworzyły się nagle i to, co zobaczyła, na
dobre wryło jej się w pamięć półnaga, otępiona lekami Annie leżała z rozrzuconymi nogami na
łóżku, ze spojrzeniem wielkich zmętniałych oczu utkwionych w niej, ale nawet jej nie widziała,
pogrążona w jakimś odległym prywatnym świecie, z czerwoną od krwi głęboką raną na lewym
nadgarstku, połyskującą w ohydnym półmroku nocnej lampki. Ten widok zmroził Clem do
szpiku kości. Frank stał przy żonie, rozcinał bandaże, w zębach trzymał fiolkę z jakimiś
tabletkami. Obejrzał się w jej kierunku i pospiesznie zamknął drzwi.
Clem stała jeszcze przez jakiś czas, zachodząc w głowę, jakim sposobem mogło się zdarzyć
coś takiego, z jakich powodów wszystko się popsuło, co działo się w umyśle Annie, co pchnęło ją
do takiego czynu. Ale przede wszystkim nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt jej o niczym nie
powiedział, dlaczego nikt nawet nie próbował jej pomóc, dlaczego jak zawsze to właśnie ona
dowiadywała się prawdy na końcu.
Dlatego siedziała w milczeniu z Johnnym w sterówce, szczelnie opatulona pledem nocy.
Jedynymi towarzyszącymi im dzwiękami był łomot fal rozbijających się o burty i jednostajny
szum, z jakim rozcinali powierzchnię morza. Patrzyła, jak on steruje, bez przerwy zerkając
w ciemność za lewą burtą. Wiedziała, że wypatruje oznak cywilizacji, których i ona szukała
wzrokiem.
To nie nasz problem, Clem powtórzył po raz kolejny, jakby go ciągle o to pytała, po czym
usiadł obok niej i przypalił papierosa. Zdawała sobie sprawę, jak trudne musiał przeżyć chwile,
gdy zastał Annie leżącą w kałuży krwi.
Wynosimy się stąd. Spadamy z tego jachtu, gdy tylko będzie to możliwe. Jak tylko zobaczę
światła jakichś zabudowań, skręcam do brzegu. Nawet mówiąc to, spoglądał w stronę
niewidocznego brzegu, ale tam nie było żadnych świateł, tylko ciemny niewyrazny zarys lądu
i pojawiającego się nad nim księżyca.
Czy na pewno powinniśmy właśnie tak zrobić, Johnny?
Do czego zmierzasz, pytając, czy powinniśmy?
Czy na pewno musimy ich zostawić właśnie teraz?
Bo co?
Przez dziurę w chmurach wyłonił się księżyc i zalał jego twarz srebrzystym blaskiem,
oświetlając głęboką bruzdę między jego zmarszczonymi brwiami. Wyglądał inaczej, starzej.
Nie powinniśmy zaczekać, aż Annie poczuje się lepiej? To byłoby nie fair wobec Franka
i Kleks.
Clem rzekł, patrząc jej w oczy. Schodzimy na ląd.
To było bezdyskusyjne. Nawet jej nie zapytał, czy ona tego chce, co o tym myśli. Jej zdanie
się nie liczyło. Odwróciła głowę i popatrzyła na księżyc.
Niedługo pózniej Frank wyszedł na pokład. Otworzył drzwi sterówki i stanął w nich, ubrany
w gruby sweter i sztormiak. Wyglądał na zmęczonego. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Sama
włożyła sztormiak na sweter. A on usiadł naprzeciwko niej i zamrugał szybko, żeby oswoić
wzrok z ciemnością.
Zasnęła powiedział.
Po chwili Johnny poprosił Clem, żeby przejęła ster, utrzymała obecny kurs i nie oddalała się
od wybrzeża, bo on musi spojrzeć na mapę. Poczuła, że ma lodowate palce, kiedy brała rumpel
z jego rąk. Był zziębnięty, dzwonił zębami. Popatrzyła za nim, jak schodzi pod pokład,
balansując kołysanie jachtu, i zamyka za sobą drzwi sterówki.
Nie była sam na sam z Frankiem od czasu pobytu na plaży i zastanawiała się, co mogłaby
powiedzieć człowiekowi, którego żona właśnie próbowała popełnić samobójstwo.
Tak mi przykro, Frank wydusiła w końcu z siebie, choć i tak nie była pewna, czy ją
usłyszał. Nawet się nie poruszył, zapatrzony w horyzont.
Tak& odezwał się po dłuższej przerwie, jakby sam próbował się w tym wszystkim
pozbierać. Do tej pory nigdy nie rozcinała się aż tak głęboko.
Clem chciała zapytać, jak wyglądały wcześniejsze samookaleczenia Annie, ale uznała, że to
makabryczne pytanie. Nic nie przychodziło jej do głowy. Przed oczami wciąż miała to straszliwe
rozcięcie na ręku, krew połyskującą w świetle nocnej lampki i te zamglone oczy wpatrzone
w głąb innego świata.
Ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego to zrobiła&
Kiedy odwrócił się i spojrzał na nią, od razu poczuła się lepiej, jakby wiele rzeczy nabierało
sensu, gdy na nią patrzył.
Ironia losu polega na tym, że kiedy się potnie, czuje się bliżej życia.
Próbowała to pojąć, ale uznała, że to bzdura.
Przecież jest tak pełna życia, taka szczęśliwa& Ma wszystko, za co inni ludzie gotowi
byliby umrzeć& Urwała nagle, gdy uświadomiła sobie, jak niefortunnie zabrzmiało to ostatnie
stwierdzenie.
Zapatrzył się na wodę, na rozkołysaną srebrzystą smugę wskazującą kierunek do księżyca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]