do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- Andersens Fairy Tales [Hans Christian Andersen]
- Feehan, Christine Dark 12 Dark Melody
- Christy Poff [Internet Bonds 09] Terms of Surrender [WCP] (pdf)
- Leigh Lora Twelve Quickies of Christmas 04 Sarah's Seduction
- Christine Price Soul Bond (pdf)
- Christelle Mirin Bonding Camp (pdf)
- 46 Agatha Christie Kieszeń Pełna Żyta
- Christie Agatha Pani McGinty nie Ĺźyje
- Christie Agatha Dwanaście prac Herkulesa
- Christie Agatha Detektywi w sluzbie milosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co za próżność!
To o czym? Może o& o morderstwie?
O jej pracy. Pisze właśnie książkę, w której trucizna jest w farszu do gęsi. Była
ogromnie ludzka i powiedziała, że pisanie to ciężka praca i że ma kłopoty z intrygą,
i piłyśmy czarną kawę, i jadłyśmy gorące tosty z masłem zakończyła Rhoda rado-
śnie.
Och, Anno, przecież ty nie piłaś jeszcze herbaty!
Już piłam. Z panią Lorrimer.
Kto to jest pani Lorrimer? Czy to nie ta& ta, która tam była?
Anna przytaknęła.
Gdzie ją spotkałaś? Poszłaś do niej?
Nie. Wpadłam na nią na Harley Street.
Jaka ona jest?
Nie wiem powiedziała Anna wolno. Była dosyć dziwna. Zupełnie inna niż
poprzednio.
Wciąż myślisz, że ona to zrobiła?
Przez chwilę Anna nie odpowiadała.
Nie mam pojęcia rzekła w końcu. Nie mówmy o tym, Rhodo! Wiesz, jak nie
znoszę takich rozmów.
Dobrze, kochanie. Jaki był ten adwokat? Bardzo suchy i legalista?
Raczej czujny jak %7Å‚yd.
Brzmi niezle powiedziała Rhoda. Jak tam major Despard?
Był bardzo miły.
Zakochał się w tobie, Anno. Jestem tego pewna.
Nie mów głupstw, Rhodo.
Sama zobaczysz odparła Rhoda i zaczęła cicho nucić jakąś melodię.
Jasne, że zakochał się w niej myślała. Anna jest taka śliczna. Chociaż troszkę
mdła& Nigdy nie wybierze się z nim na wędrówkę. Na widok węża narobiłaby krzy-
100
ku& Mężczyzni zawsze czują sympatię do nieodpowiednich kobiet.
Głośno powiedziała:
Tym autobusem dojedziemy do Paddington. ZÅ‚apiemy pociÄ…g o czwartej czter-
dzieści osiem.
ROZDZIAA XIX
Konsultacja
W pokoju Poirota zadzwonił telefon i pełen szacunku głos powiedział:
Mówi sierżant O Connor. Nadinspektor Battle przesyła pozdrowienia i zapytuje,
czy mógłby pan przyjść do Scotland Yardu o jedenastej trzydzieści.
Poirot odpowiedział twierdząco i sierżant O Connor odłożył słuchawkę.
Była równo jedenasta trzydzieści. Poirot wysiadł z taksówki przed bramą Scotland
Yardu i natychmiast dopadła go pani Oliver.
Pan Poirot! Cudownie, że pana spotykam! Czy może mi pan przyjść z pomocą?
Enchanté, madame*. Co mam zrobić?
Proszę zapłacić za mnie za taksówkę. Nie wiem, jak to się stało, ale wzięłam toreb-
kę, w której trzymam pieniądze na wyjazdy zagraniczne, a ten człowiek nie chce wziąć
franków, lirów ani marek!
Poirot rycersko wręczył jej trochę drobnych i weszli razem do budynku.
Gdy wprowadzono ich do gabinetu nadinspektora Battle a, ten siedział za stołem
i wyglądał jeszcze sztywniej niż zwykle.
Zupełnie jak nowoczesna rzezba szepnęła pani Oliver do Poirota.
Battle wstał, uścisnęli sobie ręce i usiedli.
Pomyślałem, że czas na małe spotkanie powiedział oficer policji.
Chcielibyście zapewne dowiedzieć się, jak mi idzie, a ja jestem ciekaw, czego wy do-
konaliście. Czekamy tylko na pułkownika Race a i zaraz&
W tej chwili drzwi otwarły się i wszedł pułkownik.
Przepraszam za spóznienie, Battle. Jak się pani ma, pani Oliver? Hallo, panie
Poirot. Bardzo mi przykro, że was tu trzymałem, ale wyjeżdżam jutro i musiałem do-
* fr. Z przyjemnością.
102
patrzeć mnóstwa spraw.
Dokąd pan się udaje? zapytała pani Oliver.
Mała myśliwska wyprawa do Beludżystanu.
Chyba nie jest tam najspokojniej rzekł Poirot uśmiechając się ironicznie.
Musi pan być ostrożny.
Będę uważał odparł Race. Jego głos był poważny, ale oczy błysnęły.
Ma pan coś dla nas? spytał Battle.
Tak, informacje dotyczÄ…ce Desparda. ProszÄ™&
Podsunął mu plik papierów.
Jest tu masa danych. Większość zupełnie nieistotna, o ile się orientuję. Nie ma nic
przeciw niemu. Dzielny facet. Czyste akta. Ma posłuch u podwładnych. Tubylcy wszę-
dzie lubią go i ufają mu. W Afryce nadano mu imię Człowiek, który trzyma usta za-
mknięte i sądzi sprawiedliwie. Biali zgodnie twierdzą, że Despard jest Pukka Sahib.
Zwietnie strzela. Zimna krew. Przewidujący. Zasługuje na zaufanie.
Battle, niewzruszony tą pochwałą, zapytał:
Czy wiążą się z nim jakieś nagłe zgony?
Położyłem specjalny nacisk na tę sprawę. Jest coś, co go może obciążać. Jego to-
warzysz został rozszarpany przez lwa.
Battle westchnÄ…Å‚.
Nie o to mi chodzi.
Wytrwały z pana zawodnik, Battle. Udało mi się znalezć tylko jedno zdarzenie,
które mogłoby pasować do pańskiego rejestru. Wyprawa w głąb Ameryki Południowej.
Despardowi towarzyszył słynny botanik, profesor Luxmore z żoną. Profesor zmarł na
febrę i został pochowany gdzieś w Amazonii.
Na febrÄ™, co?
Tak, ale będę grać z panem fair. Jeden z tragarzy (który został, nawiasem mówiąc,
zwolniony za kradzież), opowiedział inną historię. Profesor podobno nie zmarł na fe-
brę, tylko został zastrzelony. Nie potraktowano tego poważnie.
Może należałoby to zrobić?
Race potrząsnął głową.
Przedstawiłem panu fakty. Prosił pan o nie, ma pan prawo je znać, ale założę się,
że zamordowanie Shaitany to nie jego robota. Despard jest czysty, Battle.
Niezdolny do morderstwa?
Pułkownik Race zawahał się.
Niezdolny do tego, co ja nazwałbym morderstwem.
Ale byłby w stanie zabić człowieka, gdyby miał wystarczający powód, aby to zro-
bić?
Gdyby zabił, powód na pewno byłby wystarczający!
103
Battle potrząsnął głową.
Człowiek nie ma prawa sądzić innego człowieka i nie może brać prawa w swo-
je ręce.
To siÄ™ zdarza, Battle, to siÄ™ zdarza.
To się nie może zdarzać. Co pan na to, panie Poirot?
Zgadzam się z panem. Nigdy nie aprobowałem morderstwa.
Cóż za zabawny sposób przedstawienia sprawy zauważyła pani Oliver zu-
pełnie jakby to było polowanie na lisa albo strzelanie do kaczek. Nie uważacie, że nie-
którzy ludzie powinni zostać zamordowani?
Bardzo możliwe.
No właśnie!
Pani mnie nie rozumie. Ofiara mniej mnie interesuje niż wpływ, jaki wywiera
morderstwo na charakter zabójcy.
A co z wojnÄ…?
Nawet na wojnie nie przysługuje nikomu prawo do prywatnego osądu, a to wła-
śnie jest tak niebezpieczne. Kiedy człowiek jest przekonany, że wie, komu powinno
się pozwolić żyć, a komu nie wówczas staje się najbardziej niebezpiecznym morder-
cą: takim, który zabija nie dla korzyści, lecz dla idei. Uzurpuje sobie działalność le bon
Dieu.*
Pułkownik Race podniósł się.
Przepraszam, że nie mogę z wami zostać. Mam za wiele pracy. Chciałbym zoba-
czyć, jak to się wszystko skończy. Nie byłbym jednak zdziwiony, gdybyście nigdy do ni-
czego nie doszli. Nawet jeśli odkryjecie, kto to zrobił, rzecz może okazać się niemożliwa
do udowodnienia. Dałem panu fakty, o które pan prosił, ale sądzę, że Despard nie jest
człowiekiem, którego pan szuka. Nie wierzę, żeby kiedykolwiek popełnił morderstwo.
Shaitana mógł słyszeć plotki o śmierci profesora Luxmore a, ale nic ponadto. Despard
jest czysty i sądzę, że nie jest mordercą. A znam się na ludziach.
Jaka jest pani Luxmore? zapytał Battle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]