do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- 150. London Cait Moze tak, moze nie
- Jack McKinney RoboTech 02 Battle Cry
- Jay Caselberg Jack Stein 1 Wyrmhole
- Jack McKinney RoboTech 11 Metamorphosis
- Jack L. Chalker X 3 Cerebus A Wolf in the Fold
- London Julia Siostry Cabot 01 Plan uwodzenia
- Billy London On Caristo’s Watch [Beautiful Trouble] (pdf)
- Love of Life and Other Stories [Jack London]
- Jack London Burning Daylight
- Fred Saberhagen Lost Swords 06 Mindswords story
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ptsmkr.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zajęte wszystko aż do przełęczy, wyobraz sobie. Gadałem z jednym, który właśnie stamtąd wrócił i
zapewniał mnie,że nóg nie czuje".
W tej właśnie chwili po raz pierwszy usłyszał Bill powolną i jak gdyby idącą po omacku"
wymowÄ™ Ansa Handersona.
Ja myślę, ja mam szczęście tłumaczył Szwed szynkarzowi. Ja myślę, ja kupię kawałek
parceli...
Towarzysze mrugnęli do siebie i w chwilę potem zdziwiony i wdzięczny Szwed zapijał kiepską
wódkę z dwoma cudzoziemcami o sercach z kamienia.
Ans jednak głowę miał nie mniej twardą niż oni serca. Mieszek obu towarzyszy wędrował już
dobre kilka razy na wagę, odprowadzany bacznym spojrzeniem Kinka, aliści Szwed ani myślał się
upić. W oczach niebieskich jak morze letnią porą błąkało się i przepływało marzenie, tym razem
rozpalone opowieściami o złotych górach, lecz nie szklankami wódki, które tak ochoczo pozwolił w
siebie wlewać. Wspólnicy byli w rozpaczy, chociaż zachowywali starannie pozory beztroskiej
wesołości.
Nie krępuj się, przyjacielu zachęcał Bill klepiąc Szweda po ramieniu. Jeszcze
szklaneczkę. Właśnie obchodzimy dzisiaj urodziny Kinka. Mego wspólnika, Kinka, Kinka Mitchella.
A tobie jak na imiÄ™, kolego?
Gdy Szwed się przedstawił, Bill przyczepił się do biednego Kinka, który musiał na jakiś czas
przyjąć rolę gospodarza uroczystości. Ans Handerson słysząc o urodzinach sam z kolei postawił
wódkę obu nowym znajomym, przy czym minę miał uszczęśliwioną. Pierwszy to zresztą i ostatni raz
częstował z własnej woli, albowiem po chwili gra się zmieniła i skąpa jego dusza, została przemocą
wciągnięta na wyżyny szczodrobliwości. Zapłacił za nektar z dobrze pucołowatego mieszka.
Najmniej osiemset dolarów oceniło bystre spojrzenie Kinka. Na zasadzie tego właśnie
spojrzenia Kink skorzystał z pierwszej okazji, by zamienić słów kilka na osobności z imć Bidwellem,
właścicielem kiepskiej wódki i dużego namiotu.
Oto mój worek, Bidwell rzekł Kink z poufałością i pewnością siebie, z jaką tylko starzy"
mogli do siebie przemawiać. Wsyp no tu pięćdziesiąt dolarów piasku. Oddam za dzionek lub
dwa. Obaj z Billem będziemy ci mocno zobowiązani.
Po czym wędrówki mieszka na szalę wagi stały się jeszcze częstsze, a uroczystość rocznicy
przyjścia na świat Kinka zyskała na wspaniałości. Solenizant spróbował nawet zanucić klasyczną
piosenkę ludzi z tradycją Północy": Słodki jest sok zakazanego owocu", lecz nagle przerwał i w
nowej szklaneczce utopił swe zmieszanie. Nawet Bidwell uczcił solenizanta paroma kolejkami na
rachunek zakładu". Kiedy wreszcie Ans Handerson począł przewracać oczami, co mogło oznaczać
skłonność do rozluznienia języka Kink wraz z Billem byli już pod bardzo dobrą datą.
Bill stał się sentymentalny i skłonny do zwierzeń. Wyznawał swe troski i kłopoty szynkarzowi i
całemu światu w ogóle, a Szwedowi w szczególności. Nie wzywał pomocy sił wyższych przy
wyborze środków działania. Wszystko dyktowała mu wódka. Wzruszył się szczerze losem własnym i
swego towarzysza, po czym z najprawdziwszymi łzami począł opowiadać, że zamyślili oto z
towarzyszem sprzedać nawet połowę praw do pewnej pięknej działki, tak kiepsko mają się ich
interesy, a zwłaszcza sprawy żywnościowe. Nawet Kink słuchał i wierzył.
yrenice Ansa Handersona straciły zwykłą rozmarzoną naiwność, kiedy zapytał:
A... a ile byście chcieli wziąć?...
Bill i Kink zdawali się nie słyszeć. Musiał jeszcze raz powtórzyć swą ofertę. Obaj wspólnicy nie
grzeszyli skwapliwością; Szwed nalegał. Kiwając się w tył i naprzód i obejmując ladę, żeby nie
upaść, nastawiał ucha na to, co między sobą mówili dwaj przyjaciele, i próbował schwytać sumy
wymieniane głośnym szeptem.
Dwieście i... hm... pięćdziesiąt! oświadczył wreszcie Bill. Ale właściwie to my nie
mamy zamiaru sprzedawać.
Co jest bardzo mądrze z waszej strony, jeśli mi wolno się wtrącić pomógł Bidwell.
Tak niewątpliwie dodał Kink. Po cóż mamy robić prezenty Szwedom czy innym
blondynom, hÄ™?
Ja myślę... napijemy się jeszcze po szklaneczce... poddał skwapliwie Ans Handerson,
wyraznie odsuwajÄ…c temat na bardziej odpowiedniÄ… chwilÄ™.
Wtedy właśnie nadeszła owa chwila, gdy mieszek Ansa zaczął kursować między skórzaną
kieszenią właściciela, a wagami szynkarza. Bill i Kink trzymali się twardo; wreszcie jednak ulegli
natrętnym namowom Szweda. Wtedy Szwed zląkł się i odciągnął Bidwella na bok. Musiał go się
trzymać, żeby nie runąć pod stół.
Czy to... tego... przyzwoite frajery... hę? Jak myślicie? zagadnął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]