do ÂściÂągnięcia - pobieranie - ebook - pdf - download
Podstrony
- Strona Główna
- James Fenimore Cooper Autobiography Of A Pocket Handkerchief (PG) (v1.0) [txt]
- James Fenimore Cooper Oak Openings (PG) (v1.0) [txt]
- James Alan Gardner [League Of Peoples 04] Hunted
- 052. Darcy Emma James Family 01 Rozbitkowie
- James Axler Deathlands 044 Crucible of Time
- James P. Hogan Life Maker 1 Code of the Lifemaker
- Fae Sutherland & Chelsea James His Every Breath (pdf)
- James Axler Deathlands 041 Freedom Lost
- James White SG 11 Mind Changer
- James Axler Deathlands 020 Cold Asylum
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lady.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w jedną ze skór niedzwiedzich, podciągając ją aż pod brodę. Głowę miała obnażoną. Włosy
wilgotne od mgły ciasno oblegały szyję i czoło. Miała w sobie coś dziecinnego: zdawała się tak
słaba, tak bezradna, tak potrzebująca pomocy i tak pełna ufności w stosunku do swego opiekuna.
Ze wstydem odrzucił poprzednie podejrzenia. Janka, jak gdyby czując zwrot jego myśli, spojrzała
mu prosto w oczy i roześmiała się porozumiewawczo, przy czym śmiech ten starczył za całą
przemowę. Taki uśmiech, skierowany pod właściwym adresem, pomnaża stokrotnie siły
mężczyzny. Filip poweselał od razu. Cokolwiek się knuje w Forcie Bożym, Janka z pewnością
nic o tym nie wie.
--- Czy wiesz rzekł - że gdybym cię nawet nigdy więcej nie zobaczył, do końca życia
będę pamiętał trzy obrazki. Pierwszy, gdy cię spotkałem nocą nad urwiskiem. Drugi, gdy tak
siedzisz teraz owinięta w skóry niedzwiedzie. Tylko wybrałbym chwilę, gdy się uśmiechasz.
--- A trzeci obrazek? spytała Janka ani podejrzewając, co Filip ma na myśli. - Może
wtenczas, gdy głownią sparzyłam kark temu zbirowi? ... Albo, albo ...
Umilkła niespodziewanie wydymając usta, przy czym gwałtowny rumieniec wypłynął na
jej bladÄ… zazwyczaj twarz.
--- Albo wtenczas, gdy opatrywałem ci nogę - dokończył Filip, uśmiechając się na widok
jej ślicznego grymasu. -Nie, to nie to panno Janko! Trzeci obrazek, którego nigdy nie zapomnę
ma jako tło kamienne molo w Churchill, gdzie rzuciłaś się na spotkanie prześlicznej panny
wysiadającej właśnie na ląd.
Jance krew omal nie trysnęła z twarzy. Kurczowo zacisnęła wargi. W gwałtownym ruchu
skóra niedzwiedzia ześlizgnęła się jej z ramion. Oczy miała pełne skier ognistych. Tych parę
słów przeobraziło ją z naiwnego dziecka w kobietę, dygocącą pod wpływem niepojętego jakiegoś
wzruszenia.
--- To była pomyłka! rzekła, przy czym głos drżał jej nieco. Pomyliłam się po
prostu. Sądziłam, że ją znam, okazało się tymczasem, że nic podobnego. Nie należy pamiętać tej
właśnie sceny!
--- Oczywiście, głupiec ze mnie! zawołał Filip, doznając w stosunku do samego siebie
uczucia wyraznego obrzydzenia. - Jestem największym idiotą pod słońcem. Ale proszę mi
wierzyć, że nie chciałem urazić ...
--- Wcale mnie nie uraziłeś! - zaprzeczyła szybko na widok jego troski. - Nie
powiedziałeś przecież nic złego. Nie chcę tylko, żebyś to pamiętał. Wspominaj lepiej chwilę, gdy
sparzyłam szyję tego draba!
Zmiała się już, mimo że oddychała szybciej niż zazwyczaj i twarz miała czerwoną jak w
gorÄ…czce.
Będziesz o tym pamiętał?
--- Aż do śmierci!
Pogrzebawszy trochę na dnie łodzi, Janka wyciągnęła teraz drugie wiosło.
Zachowywałam się dotychczas jak prawdziwy leń - rzekła, klękając w ten sposób, że
obróciła się doń plecami. - Gdy jadę z Piotrem pomagam mu w pracy. To ty mnie tak
zbałamuciłeś! Klęczę zawsze na dziobie i wiosłuję. Doprawdy, wstydzę się po prostu. Trudziłeś
się przecież całą noc.
A czuję się tak wypoczęty, jakbym nic nie robił od tygodnia - oświadczył Filip,
pożerając wzrokiem smukłą kibić oddaloną na odległość wiosła.
Płynęli dobrą godzinę w górę rzeki, zamieniając zaledwie od czasu do czasu parę krótkich
słów. Wiosła unosiły się i opadały w rytmicznym tempie; woda śpiewnie bulgotała pod rufą; urok
cichych brzegów, piękno budzącej się wraz ze słońcem przyrody, zmuszały ich do nabożnego
skupienia. Mgła rozpraszała się z wolna. Pierwszy promień słońca padł na ciężki, na poły
rozpleciony warkocz Janki, zwieszony przez plecy na zalegające dno łodzi bagaże, przy czym
włosy zyskały od razu takie bogactwo odcieni, aż się Filip zadziwił. Poprzednio sądził, że są
jednolicie ciemne, teraz spostrzegł, że igrają w nich rudawe i złote płomyki. A im dłużej
obserwował samą dziewczynę, tym mu się wydawała piękniejsza. Ruchy ramion, skręt całego
ciała, gdy silniej nalegała na wiosło, osadzenie głowy, śliczny wykrój brody widzianej czasem z
profilu wszystko to sprawiało, iż czara zachwytu wypełniła się po brzegi. Zdziwił się
wspominajÄ…c, że Janka jest siostrÄ… Piotra Couchée. Nie miaÅ‚a w sobie nic z Metyski. Falisty wÅ‚os;
blade policzki o wyjątkowo delikatnej cerze. Dla większej swobody ruchów zawinęła szerokie
rękawy prawie po łokcie, przy czym skóra ramion miała wyraznie odcień bladoróżowy, jak u
Europejki. Zastanawiał się właśnie nad dziwnym brakiem podobieństwa u tych dwojga, gdy
Janka odwróciła głowę i po raz pierwszy przy świetle dziennym zobaczył jej oczy, błękitne jak
poranne niebo. Nie, stanowczo byłby przysiągł, że między nią a Piotrem nie ma żadnych więzów
pokrewieństwa.
--- Zbliżamy się do pierwszych porohów - oświadczyła. - Zaczynają się zaraz za tą
brzydką górą naprzeciw. Trzeba będzie przenieść czółno brzegiem około ćwierć mili. Koryto
rzeki jest pełne wielkich głazów, a prąd tak bystry, że jadąc w dół omal żeśmy się z Piotrem nie
rozbili.
Od godziny było to pierwsze, dłuższe zdanie. Filip położył na chwilę wiosło w poprzek
łodzi i ziewnął, jak gdyby się dopiero co zbudził z głębokiego snu.
--- Biedny chłopak - rzekła Janka, przy czym uderzyło Filipa, że Eileen gdyby się tu
znalazła, mogła użyć tych samych słów, lecz zamiast szczerej przyjazni brzmiałaby w nich nuta
niemiłego spoufalenia.
--- Musisz być bardzo znużony? - ciągnęła Janka dalej. Gdyby szło o Piotra,
kazałabym mu po prostu wypocząć dobrych parę godzin. Piotr słucha mnie, gdy jesteśmy sami.
Nazywa mnie swoim kapitanem. Może i ty przejdziesz pod moją komendę? ...
--- Z największą przyjemnością, kapitanie. Uczynię tylko jedno zastrzeżenie: musimy
dążyć naprzód. Wydawaj jakie chcesz rozporządzenia, ale musimy płynąć dalej za wszelką cenę.
Dzisiejszej nocy będę zresztą spał. Spał jak zabity. A więc, kapitanie, czy mogę pracować za
dnia?
Janka zwracała już dziób czółna ku brzegowi. Wykręciła się doń znów plecami.
Nie masz nade mną litości - rzekła. - Piotr z pewnością usiłowałby mi dogodzić i
łowilibyśmy cały dzień ryby w pobliskim jeziorku. Ręczę, że pełno tam pstrągów.
Kapryśny ton, żartobliwe słowa, stanowiły dla Filipa zupełną nowość. Była doprawdy
rozkoszna. Mężczyzna wybuchnął śmiechem donośnym i wesołym jak uczniak. Janka
oświadczyła z udaną powagą, że nie widzi wcale powodu do śmiechu, po czym zaledwie czółno
zaryło dziobem w piasek wyskoczyła na ląd z lekkością sarny nie czekając, aż pomoże jej
wysiąść. Potknęła się jednak i upadła. Filip momentalnie ukląkł koło niej.
Nie powinnaś tak ryzykować! Jako lekarz twierdzę, że noga nie jest jeszcze w
porzÄ…dku.
Ależ jest - zaprzeczyła wesoło. - To ten paskudny bandaż. Chinka, gdy jej po raz
pierwszy spowiją stopę, czuje się z pewnością tak samo. Uf! Zaraz zdejmę!
A, więc znasz także Chiny - bąknął Filip pod nosem.
Wiem, że zamieszkują je żółte dziewczęta, które ściskają sobie nogi w ten sposób -
oświadczyła Janka, ściągając mokasyn. Odbyłam właśnie z moim profesorem rozkoszną
wycieczkę wzdłuż Chińskiego Muru. Wybieraliśmy się samochodem do Pekinu, ale się w
ostatniej chwili zlękłam.
Filip burknął coś pod nosem. Udał się z powrotem do czółna, przy czym na ustach Janki
zaigrał wesoły uśmieszek. Gdy wyładowawszy z łodzi zapasy Filip odwrócił się znów,
dziewczyna przechadzała się po wybrzeżu, utykając nieco na jedną nogę.
Jest właściwie zupełnie dobrze - rzekła, uprzedzając jego pytanie. - Nie boli wcale,
tylko stopa trochę mi zdrętwiała. Czy możesz rozpakować to małe zawiniątko. Muszę się trochę
ogarnąć, podczas gdy ty przeniesiesz łódz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]